Rozdział 26: Jeremy

33 6 1
                                        

— Krew jest świeża — powiadomił Felix, klęcząc przy jednym krzewie, na którym Luna znalazła trop.

Na gałęzi znajdowała się posoka. Co prawda w większości zdążyła ona już spłynąć na ziemię, jednak zapach i osad dalej pozostał. Chowaniec siedział obok, dumnie machając ogonem i oczekując pochwały, jednak Felix nie zwracał na niego chwilowo uwagi. Jego palec wskazujący, środkowy i kciuk pokrywała czerwona substancja, którą kolejno pokazał Leo. Chłopak się jej dokładnie przyjrzał, jakby coś miał w tym zobaczyć. Po chwili podszedł bliżej krzaka, dotknął ziemi tuż pod cierniem i wziął ją do ręki. Roztarł ją palcami, po czym się rozejrzał, szukając kolejnych śladów.

Zawsze podziwiałem, że z takich rzeczy byli w stanie coś wyczytać. A ni ja, ani Duncan, dziewczyny także, nawet tata, nikt poza tą dwójką się w tym nie łapał. Zajmowali miejsce niemal czołowych Przywoływaczy, często zajmowali się uczeniem dzieciaków, jak zajmować się chowańcami, jak z nimi rozmawiać i, przede wszystkim, pokazywali im sposoby przywoływania właśnie tych zwierząt oraz tworzenia paktów z duszami. Z tego, co raportował mi niegdyś Can, szukanie po śladach także wchodziło w cały ich sylabus.

Leo złapał głębszy wdech.

— Jesteśmy może pięć-dziesięć minut drogi za nimi. — Podniósł się, strzepując ziemię z dłoni. — Kierunek ucieczki został zmieniony. Sądząc po tych zniszczeniach, Kościróg próbował naskoczyć na Mel, ale udało jej się odskoczyć. Zraniła się przy uniku, stąd ta krew. Sądząc po połamanych gałęziach, ruszyli tędy. — Wskazał na gęstwinę przed siebie.

Złapałem głębszy wdech. W tym samym momencie na moim ramieniu znalazła się czyjaś ręka. Zerknąłem na Duncana. Przyglądał mi się ze współczuciem, ale widocznie starał się pozostawać obojętny, by nie przysparzać mi więcej zmartwień.

— Mel da radę — zapewnił. Kątem oka zauważyłem Seana, który chciał coś chyba powiedzieć o skrócie imienia Melissy, ale ostatecznie się powstrzymał i po prostu się nam przyglądał. — Jest sprytna. Ona już nie jest tą strachliwą nastolatką, którą poznaliśmy w liceum i która się bała własnego cienia. Na dorosłe lata zrobiło się z niej twarde babsko.

Gdyby nie obecna sytuacja, zapewne bym się zaśmiał z tego określenia.

— Może, zamiast stać w miejscu i gadać, ruszajmy dalej? — wtrącił się Sean. — Później sobie poplotkujecie o starych czasach...

Zdjąłem z ramienia rękę Cana, po czym odwróciłem się do Seana z założonymi rękoma. Złapałem głębszy wdech.

— Słuchaj, Sean, to nie jest takie proste, jakie może ci się wydawać — zacząłem. — Możesz tego nie zrozumieć, bo to sporo informacji, jak na jeden raz, ale Kościróg należy do grona pradawnych demonów. Takich, które są uważane za najsilniejsze, jakie w ogóle istnieją. Jeżeli chcemy wszyscy przeżyć, musimy do tego podejść z rozwagą. Z informacji, jakie mamy, jest on silniejszy, niż przed dekadą, a wtedy mieliśmy już z nim spory problem. To się nie może skończyć powtórką sprzed dziesięciu lat, więc musimy przemyśleć każdy krok, choć sam najchętniej w tym momencie bym biegł, żeby pomóc Mel.

— Masz rację — przyznał. — Nic nie rozumiem...

Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale wtrącił się Can.

— Wytłumaczę ci, jak będzie już po wszystkim.

Sean przytaknął i także miał zamiar o czymś jeszcze wspomnieć, jednak momentalnie przerwał mu to głośny ryk. Wszyscy się gwałtownie odwróciliśmy w stronę, skąd dobiegał hałas wydawany przez samego Kościroga. Chyba jednak znajdował się bliżej, niż podejrzewaliśmy. Zerknąłem na pozostałych, ale oni już patrzyli na mnie, czekając na znak. Każdy już się raczej domyślił, że z naszej rozwagi zostało nic.

LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz