1. Dom to pojęcie umowne

13.5K 978 135
                                    

Łapcie jednak dziś na Dzień Dziecka!

#keepmecloseap

Coralie

Kierowca zatrzymuje samochód na brukowanym podjeździe zaledwie kilka kroków od ogromnych, ciemnozłotych wrót prowadzących do wnętrza głównego gmachu Golden Flame Preparatory School. Wysiadam, gdy mężczyzna otwiera mi drzwi, i spoglądam na budynek rysujący się na tle zachmurzonego nieba. Grube, chłodne mury nie wydają się zapraszać z powrotem do swojego wnętrza, a mimo to oddycham z ulgą.

Dobrze być znów w domu.

Nawet jeśli krzywię się, kiedy dobiega mnie bicie ogromnego zegara wiszącego na wieży w północnej części kampusu. Ten dźwięk zawsze wywoływał u mnie niepokój. Jakby wcale nie zapowiadał, że nadeszło południe, a na przykład mój koniec.

W sumie trochę tak czuję. Dwa tygodnie temu zaczęłam ostatni rok w prywatnym liceum Golden Flame. Prestiżowej, upiornej i wymagającej szkole, w której spędziłam też ostatnie trzy lata. Stała się mi bliższa niż cokolwiek innego, bo mimo wielu wad, znalazłam tu swoje miejsce. Wiem, jak działa, wiem, czego się tu przez większość czasu spodziewać i wiem, jak tutaj funkcjonować, żeby przetrwać.

Dlatego nieco przeraża mnie wizja zakończenia nauki za parę miesięcy.

Przyszłość i dorosłość napawają mnie ogromnym strachem.

– Coralie! – woła ktoś zza moich pleców, gdy auto z szoferem znika za żelazną bramą w oddali. Przyklejam więc uśmiech na twarz, a następnie odwracam się, by zmierzyć z Virginią Shaford, zastępczynią dyrektora. Niedaleko stoi jej samochód, w którym czeka kierowca, więc pewnie kobieta gdzieś wyjeżdża. – Wróciłaś już po weekendowej wizycie w domu?

Dom to pojęcie bardzo umowne.

– Tak, proszę pani – odpowiadam uprzejmie.

– Co u twojej mamy?

W jej głosie słychać teraz nutę niepewności. Chociaż Shaford za fasadą dobrotliwej, siwiejącej już starszej kobiety ukrywa swoją prawdziwą naturę zimnej suki, moja matka wzbudza niepokój nawet w niej. No ale wypisuje czeki na ogromne kwoty, więc publicznie nauczyciele w Golden Flame ją kochają.

Wszyscy ją przecież kochają.

Ja zresztą też ją przecież kocham. Po prostu są dni, gdy to bywa trudniejsze. Jak dziś.

– Nie udało jej się przyjechać – mówię zgodnie z prawdą. – Miała bardzo dużo na głowie.

Shaford mruga z zaskoczenia, a w jej szarych oczach pojawia się coś, czego wcześniej nie widziałam. Nie, gdy chodziło o mnie.

Współczucie.

Natychmiast się prostuję.

– Więc wpadnie za tydzień, świętować twoje urodziny? – dopytuje.

– Za tydzień będą z Cathleen w Szwajcarii – wyjaśniam. – A ja nie mam czasu na świętowanie urodzin. Muszę przygotować się na ostatni tydzień kampanii. To zajmuje mi całe dni.

Nauczycielka przytakuje. Dobrze wie, jak ważny jest dla mnie samorząd uczniowski oraz to, by trzeci rok z rzędu stanąć na jego czele. Nie ma opcji, że mi się to nie uda.

– Jasne. Życzę ci szczęścia – odpowiada Shaford.

– Dziękuję – odpowiadam lekko.

Potem żegnam się i odwracam na pięcie, by znaleźć jak najdalej od tej kobiety. Myślałam, że nie ma nic gorszego, niż to jej pełne wyższości i kpiny spojrzenie, jednak to współczujące okazało się o wiele paskudniejsze. Chociaż może... może mogłam to wykorzystać. Złapałam ją chyba w chwili słabości. A skoro tak, powinnam była iść za ciosem i ponownie przycisnąć Shaford w sprawie przydziału mieszkaniowego.

Keep me closeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz