ROZDZIAŁ 28

576 23 8
                                    

OLIVIA

Czułam jak z każdym kolejnym oddechem, który uporczywie próbowałam zaczerpnąć, coraz bardziej zatracałam się w tej chwili. Nie czułam niczego, jakby moje ciało nie było moje, usta, które nabrzmiały od podgryzania, były dla mnie obce. Jednak jedno w tej chwili trzymało mnie w całości, dając do zrozumienia, że dalej tu jestem, że to wszystko dzieje się naprawdę, a był to nie kto inny jak Valentine, którego palce zaciskały się na moich biodrach.

Wiedziałam, że to co robimy było niezaprzeczalnym błędem, jednak nie zamierzałam zaprzątać sobie tym myśli w momencie, kiedy jego oddech mieszał się z moim, a ciało reagowało na niego, dotąd nie znanym mi uczuciem. Na ten moment nie było to moim zmartwieniem. To był kłopot Olivii z przyszłości, ja w tej chwili miałam wyjebane i pragnęłam jednego. Chciałam więcej.

Nagle poczułam pustkę. Aaron nie trzymał mnie już ciasno przy sobie, jego usta nie dotykały moich, jego dłonie zostawiły po sobie palące uczucie, ale ich nie czułam. Głęboko zaczerpując powietrza, otworzyłam wreszcie oczy - dostrzegając, że siedziałam na krawędzi jego łóżka- napotykając jego spojrzenie. Tak samo jak ja, niespokojnie oddychał, a jego oczy niebezpiecznie błyszczały, miałam wrażenie, że są bardziej czarne niż zwykle. Nie mogłam wytrzymać presji jego spojrzenia, czułam się taka mała, głupia, naiwna... Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę miałam nadzieję, że uda mi się trwać w tej bańce w nieskończoność, że ta chwila nigdy nie minie. Odpychając od siebie myśl, że któreś z nas w końcu tego nie przerwie, tego błędu, którego żałowalibyśmy do końca naszych dni. Przede wszystkim byłam zła, byłam cholernie zła na siebie, że osobą, która tego nie przerwała, nie byłam ja. Bo jak ostatnia idiotka dałam się omotać chwili.

Gdy już miałam coś powiedzieć, chłopak położył dłonie po bokach moich bioder i nachylił się w moją stronę.

- Sei così dannatamente bella.*- Powiedział chrapliwym głosem, nie przerywając kontaktu wzrokowego, po czym zmiażdżył moje usta swoimi, na co niekontrolowanie jęknęłam w jego wargi.

Ponownie czułam go wszędzie, a jednak ciągle było mi mało. Moje dłonie drżały z emocji, które wzbudzał we mnie ten cholerny chłopak. Wplotłam palce w jego kosmyki włosów, przyciągając go jeszcze bliżej.

Kurwa, zaraz oszaleje, albo zejdę na zawał przysięgam.

Zdobyłam się na odwagę, drugą ręką wędrując do paska od jego spodni.

Jednak Aaron ponownie przerwał pocałunek, za co miałam ochotę zdzielić go po twarzy, a w najgorszym wypadku rozpłakać się jak małe dziecko. Oczywiście, że wyobraziłam sobie za dużo, nie poznawałam siebie, ja przecież taka nie byłam... Co do jasnej cholery on ze mną robił?

- Cazzo.- Sarknął pod nosem.- Nie mogę tego zrobić, nie kiedy jesteś pijana.

Zagryzłam wargę, bawiąc się palcami u moich dłoni, nerwowo zastanawiając się czy dalej w to brnąć. Miałam szansę wyjść, właśnie teraz, zakończyć coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć, sam pocałunek wydawał mi się przegięciem. Ale... ale fascynacja i wyobrażenie tego co mogłoby się wydarzyć, nawet jeśli cholernie będę tego jutro żałować nie dawało mi spokoju.

Chciałam tego, byłam pewna, że to odpowiednia chwila i osoba na ten krok w moim życiu. Bo pomimo tego, że to już nie był ten sam chłopak, to nadal gdzieś w nim tkwił mój słodki Aaron z dzieciństwa, mój najlepszy przyjaciel. Dlatego dłużej nad tym nie myśląc, wypaliłam na jednym wydechu.

- Chcę tego.

Czułam jak zaczerpnął oddechu, nie odpowiadając od razu, jakby walczył sam ze sobą.

Don't Forget Our PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz