24.

44 3 9
                                    

*Wiosna 1987*

Michael wrócił po krótkim spacerze do domu, pustego domu.
W sumie nic dziwnego, William'a nigdy nie było w domu, zawsze był w restauracji albo przesiadywał całe dnie w barach.
Michael wszedł do kuchni i zobaczył kartkę przyczepioną do lodówki, podszedł do niej i wlepił wzrok w kartkę.

Nie będę się rozpisywać.
Zabiłem 6 dzieci, zaplanowałem śmierć Elizabeth (tak, miałeś rację) i to ja zabiłem Clare i nie, nie planowałem śmierci Chris'a.
A i Noah nie żyje przeze mnie, możesz mi mieć to za złe, nie obchodzi mnie to i tak nie żyje.
Jedyne co od ciebie oczekuje to zajęcie się restauracjami, i słuchanie Henry'ego. Tyle. Koniec.

Do zobaczenia w piekle.

William

Michael przeczytał kartkę niezbyt wiedząc jak zareagować. Czy możliwe że William byłby z nim tak szczery? Pewnie i tak nie był trzeźwy jak to pisał.
I on nie żyje? O co chodzi?
Jedyne co zrozumiał że ma słuchać się Henry'ego, i ogarnąć restauracje. I wybił im połowę rodziny?
Napewno nie był trzeźwy.
Michael niepewnie rozejrzał się dookoła, zdjął kartkę z lodówki i zaczął iść w stronę swojego pokoju.
Wszedł po schodach i otworzył drzwi wchodząc do środka i kładąc "list" na biurku.

- czyli jestem sam...super-powiedział sam do siebie zakładając ręce na biodra-co ja mam teraz zrobić?-zapytał siebie spuszczając wzrok na podłogę-.

Michael usiadł na łóżku nie odrywając wzroku od podłogi.
Po takim czasie zdążył przywyknąć do braku obecności tylu osób w domu. Pogodził się z śmiercią Chris'a, Clary, Noah i Elizabeth, William to była kwestia czasu aż sam się zabije.
Teraz został sam, ma na głowie do tego wszystkie restauracje, a jedyna osoba do której teraz może iść to Henry, o ile nie dowie się kto zabił Charlie.
Michael cicho westchnął, wziął list ojca znów do rąk i przeczytał kolejny raz. Mimowolnie łzy naszły mu do oczu, przez niego zginęło tyle osób... Gdyby nie on, teraz żyłby Noah i Chris, i może nawet cała jego rodzina...

***

Następnego dnia Michael poszedł do domu Henry'ego, stanął przed furtką i patrzył na drzwi parę metrów dalej. Nie był pewny czy do niego iść, czy on wogóle go wpuści.
Po długiej walce myśli Michael otworzył furtkę i wszedł na posesję. Niepewnie stanął przed drzwiami i patrzył na niego, ostatnią szansa na odwrót. Podniósł już rękę chcąc zapukać gdy drzwi się otworzyły, a w progu zobaczył uśmiechniętego blondyna.

- witaj Michael, miło cię widzieć. Co tu robisz?-zapytał patrząc na zakłopotanego chłopaka-.

- cześć...ehm, mogę wejść? Chce pogadać-rzekł bardzo niepewnie, patrząc na mężczyznę-.

- jasne, wchodź-odpowiedział Henry odchodząc na bok robiąc miejsce aby szatyn wszedł do domu-.

Michael wszedł zamykając za sobą drzwi, poszedł za blondynem do kuchni i usiadł przy stole kładąc na nim ręce.
Henry usiadł obok niego i spojrzał na niego przyjaznym spojrzeniem.

- więc coś się stało?-zapytał po chwili ciszy Henry-William coś znowu odwalił?

- tak jakby...-powiedział cicho wyciągając list i kładąc go przed mężczyzną-przeczytaj

Henry wziął do ręki list i go przeczytał, Michael z strachem patrzył na mężczyznę który był zaskoczony, ale tylko trochę.

- zostawił mi to na lodówce, nie wiem co mam robić...-powiedział Michael na koniec łamiącym się głosem, położył głowę na stół obejmując ją rękami-.

- cóż...potym co z nim przeszedłem...nie jestem zaskoczony. On nie był normalny, a już napewno nie był materiałem ani na męża ani na ojca.

- więc...?-niepewnie zapytał szatyn podnosząc głowę patrząc na Henry'ego z łzami w oczach-.

- nie mogę cię zostawić samego. Jeśli czujesz taką potrzebę, przeprowadź się do mnie-rzekł z uśmiechem Henry odkładając kartkę na stół-i nie przejmuj się William'em, nie musisz się zajmować restauracjami, ja to zrobię, możesz mi jedynie pomagać

- jesteś najlepszy-odpowiedział Michael delikatnie się uśmiechając-.

Potrzebuje małą przerwę, więc rozdziałów nie będzie przez najbliższy tydzień.

Dead Life/Martwe życie-Ennchael/FnafOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz