Rozdział 7.

5.6K 345 33
                                    

Tony

Czekałem już jakieś dwadzieścia minut, aż Daisy wróci do swojego pokoju po prysznicu. Poszedłem w międzyczasie po szklankę wody. Jej dom był mikroskopijny. Nie byłem przyzwyczajony do miejsc o tak małych rozmiarach. Miał piękne, stare, urokliwe okiennice. Chyba nie używano ich od lat.

Nie wiem, dlaczego, ale pomyślałem, że sprezentuję jej nowy materac. Ten, który miała w swoim łóżku, musiał sprawiać jej ból. Biłem się jednak z myślami, bo trochę już poznałem jej charakter. Z pewnością odmówiłaby przyjęcia podarunku.

Chris Mitchell naprawdę miał problem. Dość, że był alkoholikiem, to jeszcze wyżywał się na swojej córce. Dałbym dużo, żeby zjawić się w kwiaciarni chwilę wcześniej. Dotarłbym na zaplecze na czas i mógłbym się upewnić, czy zrobił coś dziewczynie. Dzień wcześniej zauważyłem na jej czole zaczerwienienie. Zbyt szybko mnie zbyła, kiedy o to zapytałem. Coś musiało być na rzeczy… Jej ojciec powinien jak najszybciej dostać się do kliniki.

Daisy działała mi na nerwy, ale też bawiła za każdym razem swoim uporem.

I…

Była ładna.

Bardzo ładna.

Kurwa.

Dziękowałem w myślach, że nie przekląłem na głos, kiedy weszła do sypialni w mokrych włosach i szarym, krótkim szlafroku. Jedną ręką przytrzymywała materiał przy piersiach, tak jakby nie chciała mi pokazać czegoś, co tam skrywa. Nieświadomie zrobiła mi z mózgu papkę.

– Widzę, że się rozgościłeś, w naszych skromnych progach. – Zerknęła na szklankę, którą ściskałem w dłoni. – Gdzie Harry?

– Już nie jest nam potrzebny.

– Ty też nie jesteś – odpowiedziała szybko.

– Musimy ustalić wspólną wersję – udawałem, że nie słyszałem tego, co powiedziała.

–  To znaczy?

– To znaczy, że jesteśmy razem od trzech tygodni – powiedziałem. – Musimy ustalić również to, gdzie się poznaliśmy.

Wzruszyła ramionami, ale po chwili odparła:

– Mogłeś przecież przyjść po bukiet do kwiaciarni. Mogłam ci go przygotować i wtedy do mnie zagadałeś.

– Brzmi sensownie. – Usiadłem ponownie na twardym materacu.

Dziewczyna zabrała krzesło, na którym siedział Harry. Przesunęła je pod parapet. Ułożyła przy oknie kosmetyczkę i lusterko.

Widziałem w nim jej twarz. Kiedy rozmawialiśmy, zerkała na mnie przez lustro.

– Twój ulubiony kolor? – zapytała.

– Nie będą nas przecież przepytywać o kolory. – Zaśmiałem się.

– Jak tam chcesz… – fuknęła. – Jak zapytają, to powiem, że różowy.

– Jaki? – Popatrzyłem na nią jak na wariatkę.

– Umyj uszy.

– Lecz się – prychnąłem. – Niech będzie czarny.

– Nawet nie potrafisz zaskoczyć. – Pokręciła głową, kiedy poprawiała jakimś pędzlem brwi. – Oczywiście, że faceci nie znają innych kolorów niż czarny.

– Masz teksty jak dziecko.

– A ty jak siedemdziesięciolatek – odpyskowała.

Uniosłem brwi. Wcale tak nie uważałem…

MUTUAL BENEFIT | zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz