Rozdział 17.

5.4K 378 47
                                    

Tony

– Podrzucisz mnie do dzielnicy West Los? – zapytała. – Nie chcę jeszcze wracać do domu.

Byłem kretynem. Oczywiście, że kurwa, nie chciała wracać do ojca, a ja chciałem odwozić ją do domu. Chciała zostać ze mną, a ja tak fenomenalnie to spierdoliłem…

Daisy musiała widzieć po mojej minie, że coś się stało. Zacząłem główkować, co zrobić, by zatrzymać ją, możliwe, że nawet u siebie.

Między nami zaczynało się coś dziać. Było gorąco, a ja nie zamierzałem zwalniać tempa. Musiałem ją mieć. Pragnąłem jej tak bardzo… Przyrzekłem sobie, że w końcu będzie jęczeć z rozkoszy, którą jej dam i że polubi spędzać ze mną czas.

– Po co chcesz tam jechać? – zaciekawiłem się.

– Muszę załatwić jedną rzecz. – Chciała mnie zbyć.

Nie zamierzałem ciągnąć jej za język. Musiałem się tylko upewnić, że kiedy pozałatwia swoje sprawy, wróci do mnie.

– Długo ci to zajmie?

– Nie wiem… – Machnęła ręką. – Ale wrócę autobusem, to nic takiego…

Stwierdziłem, że i tak zrobię po swojemu.

West Los świeciło pustkami. O tej godzinie ludzie byli jeszcze w pracy albo właśnie jedli obiad. Przemknęliśmy przez miasto bez korków.

– Tutaj – Wskazała na jakąś zatoczkę. – Będzie idealnie.

Zatrzymałem się tam, gdzie prosiła. Ciekawiło mnie, gdzie pójdzie.

– Dziękuję, Tony – powiedziała. – Do zobaczenia.

– Drobiazg – rzuciłem.

Nie pożegnałem się z nią. Miałem zamiar ją zgarnąć, za jakiś czas. Dziewczyna założyła kaptur na głowę, kolejny raz przypominając mi o nieznajomej z cmentarza. Ona też miała taką bluzę, kiedy ją spotkałem, a widząc dziś w niej Daisy, mój umysł ze mnie drwił.

Skręciłem w kolejną alejkę i zaparkowałem przy ulicy. Wróciłem w miejsce, gdzie wysiadła Daisy. Zobaczyłem, że przechodzi przez pasy. Śledziłem ją. Może nie powinienem tego robić, ale ciekawość, którą w sobie miałem, była silniejsza.

Daisy przeszła kilka ulic, aż w końcu znalazła się na ścieżce, która prowadziła tylko w jedno miejsce.

Na cmentarz, który był mi znajomy.

Poczułem, jakby coś ciążyło mi na płucach. Oddychałem szybciej, ale miałem wrażenie, że nic mi nie pomaga. Zrozumiałem, że nieznajoma z cmentarza jest tak naprawdę cały czas przy mnie…

Szedłem powoli, mijając po kolei białe nagrobki. Wiedziałem jaki widok zastanę przy jednym z nich, ale musiałem podejść, upewnić się, że to ona.

Minąłem grób babci. Zerknąłem na niego tylko na kilka sekund. Ostatnio to właśnie z takiej odległości mogłem ją już obserwować. I tak… Była tam. Daisy siedziała na trawie. Otoczyła rękami swoje nogi i opierała na kolanach brodę.

Zastanawiałem się, czy chciałaby zostać zauważona i przyłapana na rozmowie z matką. Widok jej samotnej przyprawił mnie o gęsią skórkę i całkowicie rozbroił. Nie mogłem się zatrzymać. Nogi same niosły mnie w jej stronę. Stanąłem dopiero wtedy, kiedy znajdowałem się kilka kroków od dziewczyny. Słyszałem jej cichy głos, ale nie mogłem zrozumieć słów.

Mitchell zamilkła w pewnym momencie i odwróciła gwałtownie głowę. Tak, jakby intuicja jej podpowiadała, że ktoś się za nią znajduje.

Nie mogłem jej pokazać, że to wszystko mnie poruszyło. Musiałem sprawić, że poczuje się przy mnie komfortowo, że nie będzie się wstydzić tego, iż rozmawia z grobem, bo właśnie to dojrzałem na jej twarzy. Była skrępowana, nawet i może urażona, że ją znalazłem.

MUTUAL BENEFIT | zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz