Rozdział 1

4 0 0
                                    

Camellia

Nie odrywałam oczu od cioci. Patrzyłam na nią tak chwilę, zanim upadłam na podłogę i zaczęłam płakać w niebo głosy. Ciocia odraz mnie przytuliła coś do mnie mówiąc. Lecz mój płacz był na tyle głośny, aby jej nie słyszałam.
- Co się stało? - Zapytała się zaspana Josie. Podniosłam na nią wzrok, ta patrzyła się na mnie z przerażeniem. Nie widziałam mnie płaczącej od momentu, w którym rodzice zabrali mi amfetaminę.
Pamiętam ten dzień jak dziś. Ryczałam i klęczałam prze rodzicami, aby oddalili mi te cholerstwo. To wtedy postanowili oddać mnie na odwyk.
Usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Spojrzałam się w tamtą stronę, aby zobaczyć szybko idącą Grayson w moją stronę. Schylił się ku mnie cały czas uważnie mnie obserwując. Przeniósł wzrok na wystraszana Josie. Wstał i wyciągnął w jej kierunku rękę.
- Jutro pogadasz z siostrą, Jose - oznajmił siostrze, która podała mu rękę. W trójkę zniknęli mi z pola widzenia. Wszyscy czekali, aż dzwi od pokoju się zamkną. A gdy to się stało podszedł do mnie brat taty.
Wujek Nicholas był tak samo wysoki jak tata. Miał czarne włosy, które prze deszcze mu się kręciły. Za zwyczaj wujek ubierał się elegancko, ale dziś na wobie wyjątkowo miał dresy.
- Wiem że to nie najlepszą chwilą, ale... - Nicholas nachylił się do mnie bliżej. - Potszebuje cię - mówił cicho, uśmiechając się do mnie.
Uwielbiałam uśmiech wujka, zawsze musiał poprawić mi humor. Nawet gdy czułam się, jak teraz. Jego uśmiech wywoływał mu mnie uśmiech.
- I pamiętaj spokój przede wszystkim
- poinformował mnie dziadek Noah. Zwróciliśmy uwagę na Grayson, schodzącego po schodach. Wszyscy uważnie przyglądaliśmy się chłopakowi. Po wyrazach twarzy moich dziadków stwierdziłam, że coś wymyślili.
- Grayson zostaniesz z nami - powiedział drugi z moich dziatkow. Zmarszczyłam brwi, patrząc na nich. Jednak szybko usiadłam na podladzie, widziszajc się. Ta czynności zajęła mi więcej czasu niż myślałam.
Co się dziwić. Powiedziano mi że mogę zostać sierotą.
Kiwnąłam lekko głową, dając im znak, że jestem gotową.
Lubiłam to robić. Mogłam się wyciszyć, siedzieć spokojnie i mówić co sobie przypominam. Była to dobra ucieczka od rzeczywistości.
- Czy ktoś ostatnio groził twoim rodzicą?
- Zapytał się powoli Noah. Przez chwilę się nie odzywałam. Myślałam intensywnie nad odpowiedzią.
- Jeśli jes...
- Maj. Był to maj - odezwałam się w końcu, przypominając sobie ten wieczór. - Dzień przed waszym przyjazdem do nas. Mama była wystraszona, jak nie moja mama. Po wieczór posłuchałam ich rozmowy. Nie była to długa rozmowa. Tata się pytał czemu była taka wsytraszona. No co mama odpowiedziała, że Jason jest w Filadelfii. Potem tata gdzie zadzwonił i wyszli. A do nas przyszłą ciocia Nora.
Prze dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Przez co wywnioskowałam, że znają tego człowieka. Typ musiał byś niebezpieczny skoro moją mamą się go bała. Albo przeskrobał sobie u niego. Albo ten typ u nich.
Jednego byłam pewna.
Skoro facet się tak długo nie odzywał będzie chcał się zemścić i to tak, że naszej rodzinie pójdzie w pięty.
- Dobrze porozmawiamy jutro - powiedział Ezra.
- Powiecie mi tylko to co uważacie za słuszne
- poprawiłam dziatka.
Taka była prawda.
Dziadek zawsze ograniczał nam wiedzej, jak tylko mógł. Rozumiałam, że nas kocha i się troszczy, ale pozbawianie nas informacji było nie wparzatku, gdy każdy z nas jakość pomagał w organizacji.
Było to nie fair.
- Jutro ci wszystko powien to o czym będziemy tu rozmawiać, dobrze? - Zapytał mnie Richard, na co nie chętnie pokiwałam głową. Zwróciłam uwagę na wstającego Williams, który nachylił się, aby mnie podnieść. Zaczął kierować się w stronę schodów, aby następnie po nich wejść.
- Zostanę z tobą - mówił, wchodząc cicho do mojego pokoju.
Pokiwałam głową.
Chyba traciłam już siłę na otwieranie buzi.
Brunet położył mnie na łóżku i kazał się podnieść. Nie rozumiałam powodu, dla którego miałam to zrobić, ale jakiekolwiek siły opuszczały moje ciało to wykonałam jego polecenie.
- Zrobię ci dwa warkocze - powiedział, przyswajać się jeszcze bliżej mnie. Siedziałam z zamknetymi oczami, czekając, aż Grayson skończy je robić. Chłopak wisiał nade mną chyba z dwadzieścia minut. Ale efekt końcowy był tego wart. Miałam zrobione dwa długie warkocze bokserskie, które wyglądały niesamowicie. Zaczęłam się zastanawiać kto go uczył pleść tak piękne warkocze. Na sto procent były to lata praktyk, bo niewieże, żeby to był pierwszy raz jak chłopak jej robi.
- Kto cie uczył robić warkocze? - Zapytałam się, kiedy on wstawał z łóżka. Przez chwile milczał, wlepiając we mnie spojrzenie.
- Moja mama kiedyś musiała być trzy miesiące w szpitalu. Ja z Zack zostaliśmy z Liv, która akurat miała fazę na warkocze. Siedziałem z nią w weekend i uczyłem się robić warkocze.
Oboje przenieśliśmy wzrok na dzwi, które właśnie się stanęła Josephine. Jej małe oczka były czerwone.
Tak cholerne zrobiło mi się jej żal.
Przecież ona miała tylko sześć lat. Niczym sobie nie zasłużyła na taki los. Kiwnąłam w jej stronę głową, aby podeszła do mnie. Blondynka szybko do mnie podeszła i mocno się przytuliła do mojego boku.
- Co stało się rodzicą? - Zapytała się, pociągając nosem.
- Mieli wypadek - powiedziałam, załamującym się głosem. Wzięłam gleboki oddech i popatrzyłam na siostrę. Po jej bladych policzkach spływały łzy. Starłam je kciukami, pocałowałam ją w czubek głowy. - Wychodzili z gorszych rzeczy - mówiłam cicho. Kątem oko zobaczyłam, jak do sypialni wchodzi Eonla. Przeniosłam na mnie wzrok, aby dobrze ja widzieć. Ciocia nic nie mówiąc, położyła rękę na plecach Josie.
- Możesz dziś ze mną zostać, ciociu? - Zapytała się Josie, przenosząc wzrok na Eonla. Ciemno włosa skinęłam głową, wstając z łóżka, wyciągnełaręce w stronę Josie, by zanieść ją do pokoju. Mały kamyszek spadł mi z serca, że z moją siostrą ktoś będzie siedział.
Ktoś kto nie jest mną.
Przez ten czas nie zwróciłam uwagi, że Grayson nie było w pomieszczeniu. Chciałam iść sprawdzić gdzie podział się mój przyjaciel, ale mój organizm odmówił mi posłuszeństwa.
- Grayson - starałam się nie krzyczeć.
- Tak? - Zaptał się, wychodząc z mojej łazienki. Ja znów spróbowałam się podnieść, ale znów z tym samym skutkiem. - Zrobiłem ci kąpiel - mówił, podchodząc do mnie. Usiadł na łóżku, patrząc na mnie troskliwym wzrokiem. Zbliżył się do mnie chwycił za dół mojej bluzy i ją ściągnęł. Zmarszczyłam brwi, kiedy on ściągnął moje spodnie. - Widzę, że nie masz siły, więc pomogę ci
- powiedział, widząc mój wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Grayson przygryzł dolna wargę, patrząc na mnie, kiedy byłam już w samej bieliznie.
- Co ci? - Zapytałam się, widząc jego mimikę twarzy. Ten przeniósł wzrok na moją twarz wciąż, gryząc wargę.
- Powinnaś iść do okulisty - zaczęł brunet.
- Bo?
- Bo jesteś kurwa ślepa od jedenastu lat
- uniosłam jedną brew ku górę. - Wiesz dlaczego cie tak bardzo nienawidziłem? - Zapytał się, na co ja pokręciłam głową w nie wiedzy. - Podobasz mi się odkąd pierwszy raz cie zobaczyłem. Miałaś w sobie coś od zawsze co przyciągało moją uwagę. Jak byliśmy w pierwszej klasie kochałem siadać gdzieś na uboczu, by móc całą lekcje na ciebie patrzeć.
- Faktycznie powinnam iść do okulisty - zaśmiałam się i przyciągnęłam jego twarz do swojej. Zaczęłam mocno go całować, a ten posadził mnie na swoich kolanach. Chwilę później oderwał się ode mnie i zaniósł mnie do łazienki. Posadził na szafkę w łazience i pomógł mi ściągnął moją bliznę.
- W czym śpisz? - Spytał się, gdy wsadzał mnie do wody, jak małe dziecko.
- Różnie - opowiedziałam, przechylając głowę na bok, zastanowijac się w czym moje spać.
- Przynieść mi mój ocieplany dres. Leży na fotelu w garderobie - poinformowałam go się znajduje, żeby nie miał kłopotu z znalezieniem. Chłopak przyniósł mi go po jakiś pięciu minutach z moim dresem. Położył go nie daleko mnie i usiadł przed wanną, uważnie mnie obserwując.
- Nie musisz tego robić - powiedziałam w nadziei, że sobie pójdzie. Chcałam pobić choć trochę sama. Ale zapomniałam, że proszę o to Grayson Williams, który nigdzie się nie ruszał. - Dlaczego mi nie ufasz?
- Kiedy dowiedziałem się, że mama umrze pociąłem sobie rękę, aż wylądowałem w szpitalu
- powiedział, spuszczając głowę.
- Przepraszam - wyszeptałam, a te słowo sprawiły, że chłopak podniósł na mnie wzrok.
- Nie powinnaś przepraszać za nie wiedzę
- zauważył Grayson. Wyciągał w jego stronę ręce, aby wyciągnął mnie z wanny. Pomógł mi się wytrzeć i ubrać, a później zaniósł mnie do łóżka. Obiecał, że zaraz wróci, a ja mogłam chwilę pobyć sama.
Moi rodzice mogą umrzeć.
Ja tak tego strasznie nie chciałam.
Tata po wyjściu z odwyku uczył mnie, jak funkcjowac w świeci bez narkotyków. Mama mi pomogła wyjść z zaburzeń odżywiania. Gdy złamałam ten przeklęty łokieć, poszłam do nich o trzeciej w nocy. Byli na mnie źli, ale nie chceli mi tego okazać. Kiedy rozjebałam Porsche tata był zły na mnie, tylko w obecności mamy, a gdy zostaliśmy sami śmiał się z tego, jak głupi. Jak pojechałam z moją młodszą siostrę i rodzicami na ocean atlantycki, tata pozwoli mi i siostrze zakopać się po samą szyję.
Byłam wtedy taka szczęśliwa.
Pomimo problemów, które mi przysparzalam oni i tak mnie kochali. I zawsze powtarzali, że to się nigdy nie zmieni. Nawet jeśli ukradłabym księżyc, oni stali, by za mną murem.
Oni mieli odejść, a to wszystko razem z nimi.
Zaczęłam płakać, jak małe dziecko. Nie chciałam dopuści do siebie tej myśli. Nie chcałam ich starcie. W pełnej zupełności wystarczył mi fakt, że moja siostra bliźniaczka może umrzeć.
A prze to zaczęłam płakać jeszcze głośniej.
Poczułam jak ktoś przyciaga mnie do siebie, chowając mnie w uścisku.
Był to Grayson.
Nie kazał mi się uspokoić ani nie mówił mi ,,Będzie dobrze" lub ,,Twoi rodzice wyjdą z tego cało". I za to byłam mu cholerne wdzięczna. Nie dawał mi złudnej nadziei. Po prostu był ze mną, gdy go potrzebowałam.
I to drugu raz.
Grayson Williams stał mi się jedną najbliższym mi osobą.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz