Rozdział 15

1 0 0
                                    

Camellia

Wstałam dosyć wcześnie. Ja i tata nie lubiliśmy wcześnie wstawać, ale nie lubiliśmy też jeździć o godzinach sztytu. Kręciałam się po kuchni, szukając mojej ulubionej herbatki.
Ten dzień się nie zaczął, a ja już miałam dość.
Gdy w końcu udało mi się znaleść herbatę wzielam kubek i zrobiłam herbatę. Piłam, wpatrując się przed siebie.
Dwiescie siedemdziesiąt dziewięć dni.
Zamrugałam szybciej, aby pozbyć się łez. Ale nie umiałam. Oparłam się o blat kucheny i zaczęłam cicho płakać. Tak bardzo za nią tęskinalam. Miom jedynym marzeniem w tym momiecie było jeszcze raz zobaczyć się z siostrą. Przytulić się i powyzywać, pokłócić się o blachostke. Pobyć z nią trochę w jednym pomieszczeniu.
Oparłam policzki, podnosząc wzrok. Przestraszyłam się, gdy zobaczyłam jak mój tata uważnie mi się przyglada. Widziałam jak chciał zapytać mnie co się stało. Ale tego nie robił. Tylko mnie obserwował. Kiedy w końcu zobaczył, że ja również patrzę, podszedł do mnie. Przytulił mnie mocno. I znów zaczęłam płakać. Tata nie zadawał mi żadnych pytani jakby wiedział dlaczego płacze.
- Za tydzien w środę Daisy wychodzi z szpitala
- powiedział, gdy wciąż tuliłam się do jego ciała. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Odsunęłam się od niego patrząc zaskoczona. On uśmiechał się szeroko w moją stronę. Ponownie do oczu zaczęły napływać mi łzy. Tylko, że tym razem były to łzy szczęścia. Ryknełam tak głośnym płaczem, że obudziłam wszystkich w okolicy. Upadłam na zimnie kafelki, nie mogąc w to uwierzyć.
Daisy miała do mnie wrócić.
- Tak wygląda najszczęśliwszy człowiek na świecie   
- powiedział tata. Ponownie oparłam policzki, aby spojrzeć do kogo mówił. W progu kuchni stał Grayson z Xavier na rękach. Chłopak przeniósł na mnie wzrok, uśmiechając się w moją stronę nie śmiało. Ojciec podniósł mnie, trzymając mocno, aby się nie przewróciła. Wciąż płakałam, ale już spokojniej.
Moje marzenie się spełniło.
Tata zaniósł mnie do salonu, aby usiadła na kanapie. Skończyłam już płakać, ale jednak wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam jak materac ugina się obok mnie. Spojrzałam w tamtym kierunku. Grayson siadał obok mnie. Przytuliłam się do jego bok.
- Już dobrze? - Zapytał, a ja przeniosłam na niego gwałtownie wzrok.
- Człowieku ja tam ze szczęścia ryczałam!
- Krzyknąłam, podnosząc się go góry. Ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa i upadłam na zajmowane wcześniej przez ze mnie miejsce. Grayson zaśmiał się, po czym położył rękę na tyle moje głowy, aby następnie pocałować mnie w czoło. Wstał, odchodząc ode mnie.
Po dziewięć miesiącach miałam stanąć ze swoją siostra oko w oko.

***

Wiedziałyśmy właśnie na naszą dawna ulice. Rodzice na czas studiów mieszkali u siostry mamy. Choć ja urodziłam się w Bostonie. Później od ślubu rodziców mieszkaliśmy w Bostonie. Miesiąc po ślubie rodzice zdecydowali się zamieszkać w Filadelfii.
Z Bostonem miałam dość miłe wspomnienia. Cieszyłam się, gdy rodzice zgodzili się na studia tutaj. Zawsze, kiedy wracałam do tego miasta wracały też wspomnienia. Jak bywałam tu zimo przypominało mi się, jak z Florence urządzaliśmy bitwy na śnieżki. Latem przypominałam sobie, jak Florence wrzuciła mała mnie do basenu. Zawsze, gdy wspominałam czasy z Flo ciepło rozlewało się po całym moim ciele.
- Jesteśmy.
Powiedział do mnie tata, kiedy byliśmy na miejscu. Otworzyłam dzwi Porsche, wdychając bostonskie powietrze. Było w nim coś przyjenego czego nie umiałam opisać. Skierowaliśmy się z tatą do dzwi od domu. Ojcec podał mi kluce prosząc, aby je otworzyła. Spełniłam jego prośbę.
- A więc mówiłaś coś o małym remacie - mówił, jak wchodziliśmy do budynku. Dom ten został wybudowany podobie czaso do tego, w którym obecnie mieszkała moją starszą siostra. Więc to oczywiście, że dom ten w środku przypominał dom Florence. Biało-szaro, a wszystko wykonane w stylu nowoczesnym.
- Tak - przytaknęłam. - Myślałam, by zmienić górę
- Na górze jest sześć pokoju wazem z łazienką
- poinformował mnie, kiedy wchodziliśmy do salonu. - Idz sprawdz co chcesz zmienić.
Usiadł i wziął telefon do ręki. Skierowałam się w stronę schodów. Szłam po nich powil, bo jednak wciąż trzymał mnie szko z rana. Weszłam na piętro, zastanawiając się które dzwi najpierw. Korytarz nie był duży, ale trochę się ciągnął. Weszłam pierw do swojego dawnego pokoju. Na dzwiach były inicjały moje i bliźniaczki. Ściany były w kolore pudrowego różu. Po bokach stały dwa stelaże łóżek, a obok nich szafki nocne. Po miedzy szafkami było okno. Na prawej ścianie stała komoda, w której kiedyś były pochowane nasze zabawki. Na tej komodzie kiedyś stał telewizor. Na lewej ścinie stała wielką szafa z lustrem. Nie rozmowę po dzień dzisiejszy sensu jej kupna gdy ja i siosta byłyśmy młodsza. Wyszłam z niego, wchodząc do pokoju obok. Była to sypialnia rodziców. Nie stało w nie nic. Dzwi do niej zostawilam otwarte, aby pamiętać, że tu już byłam. Sierowalm się do dawnego pokoju Flo. Ściany były w odcieniu szarości. Przy prawej ścianie stało stelaż łóżka wraz z dwoma komodani. Na wprost od dzwi stało biurko, a obok niego taletka i wejście na balkon. Zrobiłam jak przy reszcie pokoi. Łazienka i ostatni pokój stały puste. Powoli zaczęłam schodzić na dół.
- Wrócił - powiedział tata.
Wyjrzałam kawałek, aby zobaczyć co robi ojciec. Siedział w tym samym miejscu i rozmawiał przez telefon. Usiadłam na schodku, by posłuchać rozmowę taty.
Nawet ta czynności przypominałam mi o Flo.
- O co…? Nie, po tym co mu zafundowałem nie zrobi tego drugi raz… Teraz jestem z Camellia w Bostonie, a potem jedziemy do kancelarii… Dobra do później - powiedział, po czym się rozłączył.    
- Cami długo?! - Krzyknął do mnie. Poderwałam się, szybko zbiegłam ze schodów. Zaczęłam iść w jego kierunku, by uciąć obok. Spojrzałam się na ojca, posyłając mu duży uśmiech. Nie chciałam, aby nabrał jakoś podejrzeń.
Zaciekawiłam mnie jego rozmowa przez telefon. Interesowało mnie z kim i po co. Oczywiście, gdy była bym samobójca… A nie przepraszam jestem samobójcą.
- Z kim gadałeś? - Zapytałam, powoli przestając się uśmiechać. Tata odłożył swój telefon na stolik. Wyprostował się i założy nogę na nogę. Chwilę przyglądał mi się, po czym odpowiedział:
- Z Jeremiah. Widział Raise i chciał się upewnić, że to on.
Skinęłam głową, zaczynając analizować jego słowa. Myślał, że usłyszałam tylko końcowe.
Co ojciec zafundował Raise?
Dlaczego wujek był zdziwiony powrotem pracownika ojca?
I najważniejsze.
Czy wyjazd Raise miał druge dno?
Na te pytanie odpowiedzieć mogły mi tylko dwie osoby. Tata i Raise…
Camellia wariujesz, pomyślałam, przeczesując palcami włosy.
Spojrzałam na ojca, który robił to samo co ja.
- I jak tam? - Zapytał, gdy żadno z nas się nie odzywało. Przez chwilę nie rozumiałam o co mu chodzi. Ale potem przypominałam sobie powód nasze podróży tutaj.
- Dobrze, że z mamą zostawiliście meble w naszych pokojach - zaśmiałam się do niego.
- Dobrze ze jednak go nie sprzedałem - zaśmiał, na co ja zmarszczyłam brwi. - Miałem to w planach.
Teraz zrozumiałam czemu niektóre był puste.
- Dobra, bo my tu gadu, gadu, a robota sama się nie zrobi - mówił, wstając. Ubrał swój czarny płacz, jak smoła i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Zerwałam się pospiesznie, doganiając ojca. Choć zważając na moje skórzane cargo ciężko się biegło.
- Gdzie jedziemy teraz? - Zapytałam, gdy wchodziłam do Porsche. Tata odpalił silniki i ruszył. Ja patrzyłam się na niego wyczekująco.
- Nie zdążę zawieść cie do domu ani do Charles, więc jedziesz ze mną.
Skinęłam głową, opierając się o żaglówkę. Oczy strasznie mi się kleił i marzyłam o tym, aby położyć się w swoim łóżku. Oglądałam widoki za oknem, ciesząc się, że za nie długo zobaczę się z siostrą. Choć zaczęłam martwić się o mamę. Będzie za niedługo miesiąc, jak tam leży i nic. Z tego co mówił mi tata jej stani nie ulego poprawę. Ale nie uleg pogorszeniu, więc był powód do radości. Choć chciałam się z nią strasznie zobaczyć. Opowiedzieć jej o tym wszystkim. Poczułam, jak ciepła łza spływa po moim policzku. Szybko ja starłam, mając nadzieję, że ojcec jej nie zobaczył.
- Kiedy będę mogła się zobaczyć z mamą?
- Zapytałam, czując się tak samo jak dziewięć miesięcy temu, gdy pytałam się tatę o Daisy. Teraz tak samo jak wtedy chciałam usłyszeć satysfakcjonującą mnie odpowiedź. Tata spojrzał szybko na zegarek, a potem znów na drogę. Chwilę się zastanowił, po czym odpowiedział:
- Możesz teraz.
Uśmiechnęłam się szeroko. Radość jaka mi wtedy towarzyszyła ciężko jest opisać. Ponownie oparłam się o żaglówkę, przymykając oczy. Choć przymykanie oczy zawsze dla mnie nie kończyło się dobrze. Ponieważ zawsze, gdy to robiłam szłam spać.
Otworzyłam jej idealnie w punkt. Ponieważ tata właśnie parkował przed szpitalem. Obiecałam mu, że sobie poradzę i wyszłam. W takich monetach chciałabym widzieć siebie oczami innych. Uniesiona wysoko głową, elekancki ubiór oraz pewny siebie chód. Ubóstwiałam to w sobie.
Szłam kortyerze robić nanewry jak na rodzie, ale w końcu doszłam do sali. Gdy podchodziłam do dzwi lekko się zdziwiłam, ponieważ usłyszałam czyjś śmiech. Chwilę się temu przysłuchiwałam, aby po chwili wejść. Moim ocza ukazała się widok moje mamy, która się uśmiechała, patrząc na swojego brata, który siedział obok niej. Zauważyłam jak mama powoli przeniosła na mnie wzrok, próbując uśmiechając się jeszcze bardziej. Wujek chrząknął przez co mama spojrzała na niego na chwilę i przewróciła oczami.
- Cześć Cami - przywitał się wujek, ale ja nie mogłam oderwać wzroku od mamy. Mruknęłam coś do niego, podchodząc do mamy. Ukucnęłam przy niej, nie mogąc oderwać od niej wzrok.
- Hej mamo - mówiłam, kładąc głowę na jej dłoń. Poczułam dłoń mamy na moje głowie.
- Mówi żebyś położyła się obok niej - powiedział wujek, na co gwałtownie przeniosłam na niego wzrok. Zmarszczyłam brwi, nie rozmuniejeac senus wypowiedzanych przez niego słów. Ale nie zapytałam go o to. Położyłam się koło blondynki.
- Możesz iść do domu - powiedziała cicho mamą. Wujek westchnął, ale nie skomentował tego w żadne sposób. Richard i mój tata byli uparci jeśli chodziło o moja mame tak samo.
Mamą poprosiła mnie, abym opowiedziała jej wszystko od momentu ich wypadku. Opowiadalm jej jak strasznie się czuła, gdy się dowiedziałam i jak ponownie zaczęłam brać narkotyki. Ale bez nich nie dawałam rady, więc znów spróbowałam popełnić samobójstwo. Widziałam w oczach mamy ból, ale to tak okropny, który ja czułam w tamtym monęcie. Dosyć sporo opowiedziałam też o Raise. Liczyłam, że mama coś mi powie na ten temat, ale tylko się zdziwiła, że wrócił. Według niej miał wrócić dopiero w przyszłym miesiącu. Nie opowiedziałam mamie o tym, że Grayson został moim chłopakiem. Również uświadomiłam sobie, że tego nie powiedziałam tacie. Ale chyba o tym wiedział. Po opowieść położyłam głowę na miekiej poduszce i poszłam spać.

Grayson

Siedziałem w domu u mamy, która bardzo chciała zobaczyć się z dziewczynkami. Zgodziłem się, ponieważ wiedziałem, że Camellia i jej ojciec są dziś zajęci. Wziąłem też Xavier. Miną mamy, kiedy zobaczla małego Wilson była bezcenna. Olivia nie mogła przestać się zachwycać jaka piękna jest Lily. Siostra była podekscytowana, gdy pozwoliłem jej zająć się dziećmi. Ja w tym czasie postanowiłem trochę odespać dnia. Przez cały dzień musiałam zajmować się Lily i Aurora, które kiedy są razem są strasznie.
Gdy się obudziłem wzięłam telefon, aby wykonać jeden telefon do Camellia. Dziewczyna nie odzywała się cały dzień. Zaczynałem się o nią martwić. Odłożyłem użądzenie, wstając powoli z łóżka. Założyłem spodnie dresowe i wyszłem z pokoju. Skierowałem się do kuchni, mijając Liv i jej chłopak, który opiekowali się dziećmi. Tak szczerze to szło im to strasznie. Aurora zrobiła te głupie miny, przez co Lily się śmiała. Dziś do śmiechu Lilianna dołączył śmiech Xavier. Był to nawet śmieszny widok, gdy sobie nie radzili.
- Tata pyta się, czy pojechał byś po Cami
- odskoaczyłem w miejscu, gdy usłyszałem głos Jose. Spojrzałem na nią i skinąłem głowę prosząc, aby kontynuowała. - Jest w szpitalu u mamy. Wyślę ci SMS dokładny adres - dodała. Spojrzałam na córkę, która wciąż się wydurniala.
- Jak wrócę mają spać - zwróciłem się do Liv i Elliot. Przytakneli nie zadając żadnych pytań. Skierowałem się do pokoju po bluzę i buty. Ubrałem się i gdy już miałem wychodzić na korytarzu napotkałem Zack. Wiedziałem, że coś się przypierdoli. W końcu tyle czasu mnie tu nie było.
- Nie mówiłeś, że wracasz - powiedział, mierząc mnie lodowatym spojrzeniem.
Panie Boże daj mi siłę.
- Żona z domu cie wyrzuciła? - Zapytał się, kpiac sobie. Poczułem jak zalewa mnie wkurwienie.
Czy ten jebany fagas raz by nie mógł się przymknąć?
- Babcia chciała wnuczki zobaczyć - odbiem piłeczkę. Nie zamierzałem rozmawiać z nim minuty dłużej. Odwróciłem się i zbiegłem po schodach. Pożegnałem się szybko z dziewczynkami i Xavier. Życzyłem powodzenia Liv i Elliot, po czym wyszłem.
Jechanie trochę mi zajęło. Nie narzekałem, bo lubiłem pobyć trochę samemu w ciszy.
Pozwało mi to trochę poukładać w głowę i  odpocząć.
Zapakowałem przed szpitalem. Zastanowiłem się gdzie leży pani Wilson, ale ten problem rozwiązała Jose, która wyszła mi dokładne informacje. Przez krenty korytarz czułem się jak na rodzie. Dziękowałem niebiosom, że wreszcie trafiłem na odpowiednie dzwi. Weszłem po cichu, ale ku mojemu zaskoczeniu mamą blondynki nie spała tylko obserwowała swoją córkę. Przeniosła wzrok na mnie, uśmiechając się. Podeszłem bliżej i cicho się przywitałem.
- Myślałam, że przyjedzie Raise, a tu ty - mówiła Rosie, kiedy ja brałem jej córkę na ręce.
Cami nie pochwaliła się mamie.
- Cami się nie chwaliła? - Zapytałem, na co kobieta zmarszczyłam brwi. - Cami to moja dziewczyna, ale proszę nie mówić jej, że ci powiedziałem.
Skinęła głową.
- Nie będę się wymądrzać - zaśmiała się.
Uwielbiałem Rosanna Wilson.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz