Rozdział 17

2 0 0
                                    

Camellia

Siedziałam w auli wraz z Raise. Ja uzupełniałam braki w dzienniku siostry, a czarnowłosy siedział przegladaajc coś na telefonie. Oboje siedzieliśmy w ciszy, a jedyne co było słyszalne dla luckwigo ucha był dźwięk uderzania opuszkuo o klawiaturę.
Dziś miało odbyć się pierwsze spotkanie Sixth. Był to przezeń mnie bardzo wyczekiwany dzień. Interesowało mnie dlaczego mamy wrócić. Oraz jak bardzo spawa jest poważna, że wzywa naszą szóstkę. Ta praca była moja ciemną strona, o której ten świat nie mógł wiedzieć.
A już w szczególności moją rodziną.
Nie chce nawet myśleć co by się stało gdyby Grayson się dowiedzieć co lubię robić gdy on śpi.
Mój telefon wydaje charakterystyczyny dźwięk, informującym o nowym powiadomieniu. Podniosłam telefon, otwierajac wiadomość.

Od Mały Książę: Co tam?

Podniosłam wzrok z nad telefonu, posyłając rozbawione spojrzenie Rodriguez. Odłożyłam komórkę na stół przed nami. On również odłożył telefon. Czułam na sobie jego uwagę spojrzenie. Chłopka nic nie mówiąc, położył rękę na moim lewe udzie, a na nich głowę. Powinnam powiedzieć mu, aby je zabrał. Ale nie zrobiłam tego.
Aczkolwiek dopiero po chwili zrozumiałam, że zrobił to specjalnie.
Jedna rękę ścisnął mocniej moje udo, a druga miał położona głowę. Później zaczął wędrować co raz wyżej. Dobrze wiedziałam na co liczył. Pond pół roku temu byłabym w stanie zrobić dla niego wszystko. Ale teraz…
Teraz, by zastanowiła się dwa raz, czy nadstawiać dla niego karku. Wciąż to jakoś mnie bolało. Bo pomógł mi jak nikt inny na tym chujowym świecie.
Oddała bym wszystko, aby ponownie przytulić się do mojego Raise.
- Co chcesz tym osiągnąć? - Zapytałam niewzruszona tym co robił.
- Zaciekawił mnie temat tego się zmieniłaś
- przeniosłam na niego gwałtownie wzrok, marszcząc brwi. - Ale jedno się w tobie nigdy nie zmieni. Zawsze, gdy udajesz niewzruszoną w środku chcesz go tylko dla siebie.
Kurwa.
Nie myślałam, że Rodriguez zapamiętała akurat tak nie istinte rzeczy w moim zachowaniu. Mogła sobie wmawiać, że go nienawidze, ale w środku chciałam mieć go na wyłączna.
- W tobie nigdy się nie zmieni, że będziesz chciał mnie na wyłączność - odpowiedziałam mu tym samym. On podniósł się, odpowiedzią podnosząc wzrok na moje usta. Wpatrywał się w nie mówiąc:
- Żałuję, że wyjechałem…
Nie dokończył, ponieważ zrobiłam to na co nie miał jaj. Czyli pocałowałam go. Robił to tak samo dobrze jak sześć miesięcy temu. Odłożyłam laptop, nie odrywając się od niego. Położyłam kolana po między obu stronach jego ciała. Położył mi dłonie na biodrach, zmuszając aby usiadła. Ale nie dałam się. Gdy się od niego odsuwałam wykorzystał moją chwilę nie uwagi i zmusił mnie, aby usiadła.
- Mam nadzieję, że się podobało - mówiłam wiercąc się. Siedziałam na czymś twardym, co wbijało mi się… Ja pierdole. - A jakby ktoś się pytał wykonywałeś mój rozkaz.
- Rozkaz to rozkaz - mówił, przyciągając mnie do siebie. - Wielka szkoda, że nie mamy zbędnych piętnaście minut  - wyszeptał do mojego ucha. Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się złośliwe.

***

Nie całe dziesięć minut później sixth siedzieli w auli. Nikt nie znał powodu, dla którego Raise był z nami. Oczywiście mój tata miał konkretyn powód, aby to robić. Ufałam mu, że to nie żadna głuptak.
Gdy popatrzyłam na twarze wszystkich tu zebranych nikt się nie uśmiechał. Niczyja twarz nie była radosna ani smutan. Niczyja twarz nie wyraża żadnych emocji. Choć dziś uderzy w nas mały szok, ponieważ nie tylko Raise był niespodzianką. Była nią również Naya.
Chciałam za to udusić ojca. Naya była jedna nie wielką cząstka mojego normalnego życia. A teraz ta cząstką też miała odejść. Liczyłam na dobre wyjaśnienia od ojca.
Naya dzisiejszego wieczoru miała poznać Wilson, która nigdy się nie wahała. 
- Witam Sixth - powiedział mój tata, uważnie obserwując każdego z pokolei. - Pewnie was interesuje dlaczego się dziś spotkamy - zrobił sobie chwilę przerwy, do której już przywykliśmy.  
- Lecz pierw dwa słowa o naszych gościach. Naya na nie okreslony czas wejdzie na miejsce Florence. A Raise to męska wersja Camellia - wyjaśniłam tata.
Męska wersja Camellia, powtórzyłam w myślach słowa bruneta. Przecież oboje się tak różniliśmy.
Jak mój tata znalazł u nas podobieństwo?
Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam co miał na myśli… Oboje nie posiadaliśmy kręgosłupa moralnego.
- Dobrze jak już wszystko jest jasne, przejdźmy do rzeczy - nastąpiła chwila ciszy, której się nikt nie spodziewał. Wszyscy myśleliśmy, że powie prosto z mostu. - Jason Smith nie żyje. To pierwszy powodu naszego spotkania. Znając te rodzinie będą chceli się zemścić. To drugi powodu.
- Chcesz abyśmy pozbyli się Smith raz a na zawsze
- powiedziałam bez owijania w bawełnę. Irytowało mnie gdy tak robił. Tata posłał mi cwany uśmiech i skinął głową.
- Więc jaki jest plan? - Zapytał się Cameron.
- Każdy z was dostanie kogoś z jego rodziny. Będziecie musieli ich przyprowadzić na tortury do mnie. Reszty dowiecie się w swoim czasie.
Tata przeniósł wzrok na mnie i wskazał palec na mnie.
- Ty kochana zostajesz - mówił, przenosząc palec na Raise. - Ty też kochany.
Czy to możliwe że już wie?
Sixth zaczęło opuszczać aule. Nie wiem czemu zaczęłam się stresować. Co dziwne uczucie wywalały na moim ciele ciarki.
Tata wstał z swojego miejsca, podchodząc do naszej dwójki. Spojrzałam na Raise. On też na mnie patrzył, posyłając mi spojrzenie ,,Wie?''. Gdy usłyszałam, odchrząkujac za swoimi plecami Wzdrygnełam się.
Tata stał za nami.
- Co Cami? Czyżbyś mała coś do ukrycia? - Zapytał się mnie, a ja wiedziałam jak mu na to odpowiedzieć.
- Mam wielką ochotę na seks z twoim pracownikem, ale twoje dene zasady mi to nie umożliwiając - zaśmiałam się, a oni parskeli głośnym śmiechem.
- Wiesz kochanie jak poprawić człowiekowi humor
- powiedział tata. - Przejdźmy do rzeczy. Wraz z Raise dostaniesz ta samą osobę, dobrze?
- Dobrze - odpowiedziałam, podnosząc się oraz biorąc do rąk laptopa. - Zrobiłam to o co mnie prosiłeś - podałam mu laptop. Uśmiechnęł się w moją stronę i skinął głową.
- Dziękuję i do zobaczenia w domu - podnosiłam się, przytulając się do ojca, który złożył krótki pocałunek na moim czole. Odsunęłam się od niego, pokazując Rodriguez, że możemy iść. Chłopka wstał natychmiast, podchodząc do dzwi. Otworzył mi, a ja podziękowałam ruchem głowy, pożegnał się z moim tatą i wyszliśmy. Szliśmy, nie odzywając się do siebie. Chyba oboje potrzebowaliśmy chwili, aby otrząsnąć się z szoku. A spacer w ciszy wydawał się najlepsza opcja. W końcu wyszliśmy z budynku.
Na dworzu padał deszcz.
Raise wiedział jak bardzo lubię deszcz.
Wyciągnął w moją stronę dłoń, która bez chwili zwłoki złapałam. Przyciągnęł mnie do siebie popatrzył chwilę na moją twarz. Chwilę później zaczęliśmy tańczyć w deszczu.
Raise był jedyną osobą, która wiedziała, że kocham tańczyć w deszczu.
Gdy chłopak obracał mnie po raz ostatni, przyciągając do siebie. Zwróciłam uwagę, że jego włosy są rozczochrane, a pasemka włosy spadają mu na twarz. Poprawiłam mu włosy a on… pocałował środek moje dłoni. Zdziwł mnie ten gest, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Chce żebyś wiedziała - zaczął, uśmiechając się nie pewnie. - Że zawsze będę cię kochać.










That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz