Rozdział 7

1 0 0
                                    

Grayson

Nie wiem ile tak spałem u boku blondynki. Ale zwróciłem uwagi na jedną rzecz. Gdy znajdowałem się blisko dziewczyny moje sny dotyczyl właśnie jej.
Usłyszałem jak mój telefon wydaje charakterystyczyny dźwięk informującym o nowym powiadomieniu.

Od Grace: Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin
Od Liv: Wszystko najlepszego
Od Natasha: Najlepszego bracie

Odpisałem im tylko ,,dzięki", a Natasha na ,,wzajemne". Odłożyłem telefon spowrotem na szafkę i położyłem głowę, obserwując dziewczynę.
Nie wiem ile czasu później zawitała do mnie Nora. Po jej mince twarz mogłem stwierdzić, że nie podoba się jej wizja rozmowy ze mną.
- Nie mam zbyt wiele czasu - zaczęła kobiet. Nie chciałem byś nie miły, więc podniosłem na nią wzrok. Ona ustała po przeciwnej stronie. - Cami pocięła obie ręce. Mistrzyni zrobiła to nożem
- poczułem jak w moich oczach, zbierając się łzy. Nie chciałem przy niej znow płakać, więc zaczęła szybko mrugnięcia. - I jak słyszałeś rano. Wie jak zadać śmiertelnie obrażenia. Wpadła na pomysł, aby wbić sobie nóż w wątrobę. U… uat… - Kobieta wzięła glebooki wdech. - Uratowało ja tylko to, że go nie przekręciła. - Kobieta podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. - Nie mogę cię zapewnić, że będzie dob…
- Rozumiem - przerwałem kobiecie, kiwając głową. Posłała mi ostatni uśmiech, zabierając dłoń z mojego ramienia.  Skierowała się do wyjścia z sali.
- Grayson - zaczęła Nora, na co ja spojrzałem się na nią przez ramię. Kobieta stała do mnie przodem uważnie mnie obserwując. - Nie musisz mi mówić ,,Pani" wystarczy mi ,,Nora".
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, kiwając głową.

***

- Zachowujesz są jak jej ojciec.
Powiedział do mnie po porza setny Richard. Odkąd zaczęła się ta przeklęta sobota wujek Camellia próbował mnie przekonać, aby pojechał z nim do domu. Nie rozumiałem czemu tak bardzo zależało mu na tym, abym wrócił z nim do tego domu. Przecież nie wyglądałem źle i też tak się nie czułem. Nie chciałem też siedzieć w pomieszczeniu, w którym nie byłoby dziewczyny. Za bardzo przyzwyczaiłem się do towarzystwa blondynki, aby teraz sobie taki po prostu iść.
- Czemu on nie w domu? - Zapytał się ten sam obojętny i oschly głos. Obróciłem się w jego stronę. Wyglądał tak samo jak wczoraj. Przez chwilę mnie ilustrował, po czym podszedł do mnie. - Chłopak wygląda jak siedem nieszczęść.  Skomentował mój wygląd.
Czyli było aż tak źle.
- Zachowuje się jak twoj brat - powiedział oburzony pan Beck Warr. Przeniosłem wzrok na niego. On patrzył na mnie chyba, czekajc aż coś powiem, ale ja nie zamówiłem się odzywać. On mi wmawiał, że powinem się przespać.
- Ja pierdole - mruknął do siebie, pocierając twarz ręką. - Grayson, bo poproszę ochronę  - westchnął.
- Droga wolna - warknąłem do mężczyzny. Sonny na prawdę wyszedł z sali, a ja wróciłem wzrokrm do Camellia. Jej blond kosmyki włosów spadły na jej bladą twarz. Gdy patrzyłem na ręce dziewczyny przechodził mnie dreszcz.
Co ona sobie najlepszego zrobiła.
Zrobiła jej nożem, więc to logiczne, że zostaną po tym duże blizny. Choć bardziej ciekawiła mnie jak duża będzie blizna na brzuchu Cami. Ogólnie jak ona będzie wyglądać. Przez co całkiem zapomniałem o groźbie mężczyzny. Oderwałem wzrok od rąk blondynki i spojrzałem przed siebie. Chciało mi się płakać przez to wszystko. Camellia nie zasłużyła na nic co ją złego spotkała. Była dorosłym w ciele dziecka. Dzieci nie powinny szybko dorastać. Powinny byś jak najdłużej dziećmi. A gdy dzieje się inaczej takie dzieci kończą źle. Bardzo źle.
Przybliżyłem się do dziewczyny, aby poprawić jej włosy.
- Oddałbym wszystko abyś nie musiała czuć tego bólu - wyszeptałem do jej ucha, a potem pocałowałem ja w policzke. - Panie Beck Warr
- zaczęłem nie pewnie, siadajcie spowrotem na krzesło.
- Tak Grayson?
W jego oczach pojawiło się nadzieja, że powiem to na co tak długo czeka.
- Jedna przystapnie na pana propozycje.
- Dobra gdzie ten chłopak?
Zapytał się jakiś chłopak. Obróciłem się w jego stronę. Był wysokim, dobrze zbudowanym czarnowłosym chłopakiem. Ubrany był cały na czarno. Przez to, że miał koszulkę na krótki rękaw mogłem ostrzec wiele małych tatuaży. Choć najbardziej moją uwagę przykuł tatuaż w kształcie jakiegoś kwiata. Dopiero, gdy on podszedł bliżej zobaczyłem, że był to ten sam kwiat co miała wytatłowany Camellia.
Ciekawe dlaczego oboje mieli wytatłowany ten sam kwiat?
- Poradziłem już sobie - powiedział Richard, uśmiechając się nie zręcznie do Sonny. Popatrzyłem się w stronę ciemno włosego. Wydalał się zirytowany sytuacja, która ma miejsce. Przez swoje poirytowanie wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż zwykle.
- To prawda Grayson?
Zapytał mnie, jakby nie wierzył swojemu przyjacielowi. Czy kim oni tam dla siebie byli. Pokiwałem głową czując, że zmęczenie daje mi o sobie siwe znaki. Beck Warr podszedł do mnie, pomagając mi wstać.
- Dobrze - zaczął ten przerażający, patrząc w stronę chłopaka. - Raise zostań - powiedział, kiwając głową w stronę Camellia. Chłopak skinął głową, odsuwając się w dzwiach, by ja i Richard mogli wyjści.
Szliśmy dosyć szybko, więc nie całe piętnaście minut później byliśmy już przy samochodzie mężczyzny. Nie zorętowałem się, kiedy zasnąłem. Za to, gdy otworzyłem oczy byliśmy przed domem Camellia. Również, gdy spałem dołączył do nas Sonny.
Oboje pomogli mi wyjść z samochodu. Weszliśmy do domu, a ja od raz się skrzywiłem. W domu było głośno albo moją głową mi tak wmawiałam. Weszliśmy w głąb domu.
- Pamiętam jak twoja mama przeszła obojętnie obok twojego taty - powiedział nie znany mi meski głos.
- Czy ty na pewno mowiez o moich rodzicach?
- Zapytała się Josephine. Siedziała z szatynem o pięknych zielonych oczach. Wujkowie Jose podeszli ze mnie bliżej kanapy. Kazali mi usiąść zwołując, wszystkich, który byli teraz w domu. Wszyscy zjawili się w salonie w tępie natychmiastowym. Matka Naya - nie za wysoka rudowlosym kobieta - objęła mnie jednym ramieniem, przyciągając mnie delikatnie do siebie.
- Co w tu robicie?
Zapytali się jednocześnie Sonny i Richard.
- Pomagamy rodzinie - powiedziała dumnie brunetka, która trzymała Aurora na rękach.
- A wy dalej swoje - powiedział poirytowana Sonny, który stał za mną.
- How could we not talk about family when family's all that we got - Zacytował ojcie Elliot piosenkę See you again.
- Nigdy nie przestaniecie tak osobie mówić, prawda? - Zapytał się tym razem Richard.
- Prawda - odpowiedzieli mu chórkiem.
Chciałbym mieć tak wspaniałych przyjaciół jak przyjaciele państwa Wilson.
Mama Naya pomogła mi pójść do pokoju dziewczyny. Gdy weszliśmy do pomieszczenia zwróciłem uwagę na Lily, ktora bawiła się w swoim łóżeczku. Powiedziałem kobietcie, że poradzę sobie, a ta pokiwała głową i wyszła z pomieszczenia.
- Co tam, księżniczko? - Zapytałem się, biorąc na ręce dziewczynkę. Lilianna w odpowiedzi zaśmiała się. Położyłem mała Wilson na łóżku, podając jej ulubionego misia. Usiadłem na przeciwko dziewczynki. Po jakość pół godziny zabawy z Lily do pokoju weszła Aurora, a za nią weszła ta sama brunetka, co ją trzymała.
- Nie śpisz tatusiu? - Zapytała się Aurora, która wskoczyła na łóżko. Lilianna spojrzała na nią i zaczęła raczkować w jej stronę. Szatynka chwyciła mała dziewczynkę, kładąc ja sobie na kolana, mocna ją przytulając.
- Powinnieś iść spać, Grayson - powiedziała brunetka. Była sporo nisza ode mnie. Jej oczy przykuły moją uwagę, ponieważ kobieta miała je wręcz złote. Nigdy wcześniej nie wiedziałem człowieka o takich oczach.
- A my z tobą - zawołała wesoło Aurora. Wstała z łóżka, podchodząc do łóżeczka dziewczynki. Pierw położyła w nim Lily a potem dołączyła do niej Aurora.
- Dobranoc tato - mówiła, przyciągając do siebie Lily.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz