Rozdział 22

4 0 0
                                    

Camellia

Ósmy stycznia.
Dzień, w którym wraz z Raise mieliśmy wyjechać z Filadelfii nie wiadomo na jak długo. Nie lubiłam opuszczać Pensylwani. Nie ze względu, że miałam tu rodzinę i przyjaciół. Tylko ze względu na to, że nikt nigdy nie mógł dać mi pewności, że wrócę żywą.
Ojcec zawsze mi powtarzał, gdy wyjeżdżałam, że nie mam wracać w czarnym worku. Jako czternastolatka nie za bardzo rozumiemialam te słowa. Dopiero, gdy Raise wytłumaczyłem mi te słowa była lekko przerażona. Nie chciałam umierać, a już na pewno nie w taki sposób.
Z czasem zaczęłam wyzbywać się jakichkolwiek ludzkich uczuć i innych takich. A jedyne co to ból, który sobie zadawałam, aby być idealna. I wtedy stałam się idealnym żołnierze.
Może dlatego Raise zainteresował się moją osobą?
Gdy dwa lata ten wysuchałam jego historii, zrozumiałam, że byliśmy tacy sami. I może nie pamiętam mometu, w którym stwierdziłam, że nie jest moim tylko przyjacielem.
Był moim Raise.
I może to wtedy pomyśleliśmy, że oboje zdałam się uratować. Choć nie da się uratować czegoś czego nie mam.
A nas już nie było.
Byliśmy martwi.
A dzięki sobie czuliśmy, że jeszcze żyjemy.
Ale to wszystko się skończyło.
On wyjechał.
A ja byłam znów martwa.
- Waszym celem jest Martin Smith. - Mówił ojciec.
Siedzieliśmy wraz z Raise w gablocie ojca i uważnie słuchaliśmy przez niego wymyślonego planu. Byłam trochę pod denerwowana. Była to moja pierwsza misja od dłuższej nie obecność. Co do wszystkiego miałam źle przeczucia.
- Znajdyjecue typa i przynosicie mi go - przerwał na chwilę, aby odchżaknac. - Proste?
- Proste - odpowiedziałam tacie. Spojrzałam na Raise, aby posłać mu poozumiewcze spojrzenie. Oboje wstaliśmy, kierując się do wyjścia.
- Powodzenia z Grayson - mówiłam, gdy zamykałem dzwi od pomieszczenia. Złapałam Raise pod ramię i zaczęliśmy iść po schodach. Chłopak usiłował zniszczyć moją poważna postawę. Lecz nie musiał tego robić, gdy pojawiliśmy się w salonie. Aurora podbiegła do mnie mocno tyłach moje kolna.
- Będę tęsknić - mówiła, tulac się do mnie. Po drugiej strony moich kolan przykleiła się Josie z Lily. A na samym końcu wstała Daisy z Xavier, aby też mocno mnie przytulić.
- Ja za wami też bede strasznie tęsknić - schyliłam się ku Aurora. - Pilnuj taty - puściłam do dziewczynki oczko, by następnie ponownie ja przytulić
- Będę - obiecała.
Podniosłam się ku górze. Raise ponownie wystawił złapać pod ramię. Zaczęliśmy się kierować w stronę wyjścia z domu.
Byłam wdzięczna wszechwiatowi za to, że nie spotkaliśmy Grayson. Za pewne oboje znów być zaczęli ryczeć jak małe dzieci. Wczoraj przepłakaliśmy z tego powodu pół nocy. Jednak obje mieliśmy nadzieję, że zobaczymy się jak na szybciej.

***

Rodriguez otworzył mi dzwi od dodge challenger. Poprawiłam ubranie, aby następnie podejść do pilota. Wymieniliśmy kilka zdań na temat naszej podróży. Wróciłam do czarnowłosego, zapraszając go na pokład. Za nim jednak sama weszłam zabrałam z samochodu mój koc i poduszkę, które oddałam na święta od Grayson. Oboje nazwaliśmy to zestawem śpiocha, którym byłam.
- Zamierzasz przespać całe pięć godzni? - Zapytał, kiedy byliśmy na pokładzie. Zaczęłam rozkładać swój zestaw. Z westchnąłam obróciłam się w jego stronę
- Chcesz ze mną? - Zapytałam nie pewnie. Gdy wymawiałam te słowa zaczęłam bawić się palcami, czyjąc nie przyjemny stres. Chłopak położył rękę na moich, aby następnie je rozłączyć.
- Dla ciebie mogę nawet umrzeć - puścił moje dłonie, aby skierować się na moje miejsce, w którym zamierzałam spać. Posłał mi te jedno ze swoich cwaniakich uśmieszków, a ja podeszłam do niego. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on mocno objął mnie. - Słonko?
- Podniosłam na niego wzrok, aby zobaczyć, że nie patrzy się na mnie. - Czy ja mam tylko takie wraznie, czy ty jedn…
- Dlaczego nazwyasz mnie ,,Słonko"? - Zapytałam, przerywając mu. On jedynie ciężko westchnął, przytulając mnie jeszcze mocniej. Wiedział, że znów schudłam.
- Bo jesteś moim słońcem - mówił co raz ciszej. Przez chwilę się nie odzywał, więc spojrzałam na niego.
Zasnął.
- Dobranoc - powiedziałam, odgarnając włosy z jego czoła, aby delikatnie go pocałować.

***

Stałam właśnie i patrzyłam jak Raise otwiera dzwi naszego pokoju hotelewego. Moja głową robiła się co raz cieszcza, a zmęczenie zaczynało dodać o siebie siwe znaki. Lecz nie tylko zmęczenie sprawiało, że słabo się czułam. Zmiana czasu nigdy nie robiłam mi dobrze.
Chłopak w końcu go otworzył i przepuścił mnie do środka. Mruknęłam ciche podziękowanie. Weszłam do pomieszczenia, zostawiając moje rzeczy gdzieś w kącie. Położyłam się na łóżko.
- Będziesz znów spać? - Zapytał. Otworzyłam oczy, nie wiedząc, kiedy je zamknęłam. Spojrzałam na niego, który był odwrócony tyłem do mnie. Przekładał właśnie moje rzeczy.
- Nie, po prostu zmiana czasu źle na mnie wpływa
- odpowiedziałam, przecierając twarz dłonią. Zobaczyłam jego sylwetkę, górującą nade mną. Przykrył mnie szczelnie kocem. Obszedł całego łóżko, aby uciąć po drugiej stronie. Odgarnął do tyłu włosy, które spadały mi na twarz.
- Pamiętasz co ci wtedy w twoim pokoju? - Zapytał, na co automatycznie pokiwałam głową. - Skąd wiesz, że twój ojciec maczał palce w moim wyjedzie.
- Od Naya, która wie więcej niż mi mówi
- mruknęłam cicho, przez co on przybliżył się do mnie.
- Pamiętasz moje dwa dni chorowe? - Skinęłam głową na jego pytanie. - Wiesz, że zniszczę ci obraz twojego ojca?
- Wiem.
- Zadzwonił do mnie po tym jak się spotkaliśmy, aby omówić jakiś gówno. Przyszłem, a na wejściu powitała mnie komisja powitalną. Wiesz co to znaczy?
Przytaknęłam.
Gdy ktoś z mojego otoczenia mówi ,,komisja powitalną" nie miał na myśli miłego spędzenie czasu. Głównie to mój tata nazywał tak jeden z najgorszych tortur jakich przeprowadzał na swoich ofiarach.
Nigdy mnie nie powiedział jakie są one okropne.
Dziś miałam się tego dowiedzieć.
- Nikt nie wie doczego one służą. Lecz ja ci dziś powiem. Aby usłyszeć to czego się pragnie. A twój ojciec pragnął usłyszeć, że złapałem jego święte zasady. Wytrzymałem prawie dwa dni, ale w końcu pękłem i powiedziałem to co chciał usłyszeć. Wtedy kazał podjąć mi decyzję, albo zniknę na jakiś czas, albo skończy swoje tortury.
W pomieszczeniu nastała chwila ciszy. Musiałam poukładać sobie w głowie wszystkie te informacje. Było ich trochę. Jednak dowiedziałam się, że jego wyjazd miał druge dno. Mój własny ojciec zgotował mu piekło. Dlatego wujek był zdziwiony, że Raise odważył się tu wrócić.
- Ale wiesz co? - Zapytał, gdy ją wciąż milczałam i miała wlepiony wzrok w jedno mniejsce. - Na sam koniec, gdy ledow mogłem iść, powiedziałem Alexander, że było warto. Oczywiście dostałem za to po mordzie, ale było warto.
- Nie było warto - zaprzeczyłam, podnosząc się.
- Było, bo gdy kładłem się spać wiedziałem, że dzięki mnie jeszcze żyjesz. I w drugą stronę jest tak samo. - Mówił to, zbliżając się wystarczająco blisko mnie, aby mnie objąć. Lubiłam gdy tak robił, bo miałam wrażenie, że przytulałam sama siebie. Raise pachniała jak ja, również miał problem z krążeniem przez co często miał zimne ręce.
- Mogę bym zobaczyć blizny? - Zapytałam się, zaciekawiona jak one wyglądają. Raise skinęłam głową, ściągnąć koszulkę. I gdy zobaczyłam jego naga kaltke piersiowej przeraziłam się. Nie było mniejsca na jego skórę gdzie nie było by jakiejś blizny. Zbliżyłam się do niego jeszcze bliżej, aby dotknąć podłużnych grubych białych krech.
Poczułam jak ciepła łza spływa po moim policzku. Starłam ją szybko, lecz od razu za tą pierwszą leciał druga. A za drugą trzecia. Aż obraz mi się rozmazał. Poczułam jak mocno przyciaga mnie do siebie.
Ale dlaczego to robił?
Ktoś normalny by tu nie wrócił i znienawidził osobę, przez którą tyle wycierpiał.
Byłam winna każdej bliźnie na jego ciele.
K A Ż D E J .
Próbowałam się wyrwać z jego uścisku. Aczkolwiek on nie chciał mnie puścić. Pomimo tego, że zaczęłam go bić najmocniej jak umiałam w tamtym moniecie. Wiedział, że jutro może mieć ślady po mojej agresji. Lecz nie przejmowałam się tym.
- Przestań! - Podniósł na mnie głos, jeszcze mocniej mnie przyciskając.
- To przez mnie masz…
- Nie Cami - przerwał mi, mówiąc spokojnie.
- Byłaś, jesteś i będziesz najlepszą rzeczą jak mnie spotkała.
- Ale…
- Dzięki tobie żyje!
Krzyknął, co sprawiło, że chwilowo straciłam racjonalne myślenie. Przestałam się szarpać, położyłam głowę o jego klatkę piersiową.
Defintywnie potrzebowałam usłyszeć od niego tych słów.
Otworzył usta, ale ja szybko przyłożyłam do nich rękę. Patrzył się na mnie z widocznym zaskoczeniem.
- Głową mnie boli, więc ciii - przedłużałam ostatnie słowo. Zabrałam dłoń z jego ust, na których widniał teraz mały uśmiech. Ponownie mocno przytuliłam się do jego ciała. Nie zwróciłam uwagę, kiedy moje powieki stały się tak ciężko, że nie mogłam ich utrzymać.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz