Rozdział 14

2 0 0
                                    

Grayson

Zacząłem żałować, że nie spytała się Camellia, czy mogę iść z nią na urodziny Naya. Nawet byłem gotowy napisać do Jose, czy nie przygarnęła, by mnie na zakupy. A to wszystko dla tego, że siedziałem w jednym pomieszczeniu z tym chłoptasiem, który ewidentnie kleił się do mojej Cami. Miałem mu ochotę za to wyjebać, ale dziewczyna mi tego zabroniła. Chłopak mógł mieć jakąś władze nad dziewczyną, więc nie chciałem ryzykować. Kochałem Camellia i nie chciałem jej stracić przez jakiś mój głupi wybryk.
Siedziałem cicho z malutką Wilson, która leżała na moje klatce piersiowej. Lilianna robiła tak tylko mnie. Za to u Camellia ciągle się śmiała. Gdy pan Wilson ja brał ona patrzyła się na niego i zawsze próbowała go objąć.
- Ha! - Krzyknąła radośnie Aurora, przykuwając tym moją uwagę. Zmierzyłem ją surowym spojrzeniem. - Oj przepraszam - powiedziała już ciszej. - Znów wygrałam.
- Dobra w to jesteś - zwrócił uwagę Raise, jak Aurora dobrze umie grać w UNO. Aurora wstała, stając na przeciwko mnie. Patrzyła się na mnie swoim słodkim wzrokiem.
- Mogłabym pobawić się z Lily? - Zapytała przesłodzonym głosem.
- Nie - odpowiedziałem jej krótko.
- Bo?
Mojej córką zaczynała zachowywać się jak Camellia.
- Bo mała idzie powoli spać - skłamałem.
Bo nie chciało mi się ruszać z kanapy, na której siedziałem.
Trochę obrażona Aurora wróciła na miejsce, na który siedziała wcześniej.
- Co to za kwiat?
Zapytała się czarnowłosego, siadając na poprzednim miejscu. On spojrzał się na rysunku na swojej skórę. Patrzył się na niego z uśmiechem. A mnie to niesamowicie wkurwiało, ponieważ identycznego kwiata miała wytatłowanego Camellia.
- Kamelia - powiedział przenosząc wzrok na dziewczynkę, która siedziała przed nim.
- Mam jakąś historie? - Dopytała.
Aurora była bardzo ciekawskim dzieckiem. Obawiałem się, że ta jej ciekawości pewnego dnia okaże się dla niej zduba.
- Mam… - odpowiedział cicho. - Ale nie należy do łatwych.
- Dlaczego jest trudno? - Ciągnęła Aurora.
Resia ciężko westchnął.
- Dostałem w nocy telefon, że córka mojego pracodawcy… - nastała grobowa cisza jakby nie był pewny, czy aby na pewno chce się z tym dzielić. - Spróbowała popełnić samobójstwo. Przyjechałem, nie myśląc o niczym innym niż o niej. Bo ona jest moim wszystkim. Tak jak dla ciebie Cami. Wiedziałem jak pięknie umie rysować. Zaproponowałem jej, że może mi jakiś zrobić.
Coś zakuło mnie w klatce piersiowej. Analizowałem każde jego słowo. Camellia opowiadałam mi od jak długą Raise pracuje u jej ojca. W tym roku minęło cztery lata. Najprawdopodobniej o dziewczynie, o której opowiadał była Cami.
Coś z podwójna siłą ukuło mnie w klatce piersiowej. Blondynka dwa razy próbowała ze sobą skończyć. Bolał mnie ten fakt, ponieważ nie była pierwsza lepsza. A kimś wyjątkowym dla mnie. Teraz rozumiałem jego troskę o nią.
Chciałbym, aby ktoś troszczy się o mnie tak jak Raise o Camellia.

Camellia

Wróciłam do domu zadowolona jak nigdy.
Red sixth miało wrócić.
Jeszcze nie wiedziałam jak ani czemu. Ale już na samą myśl byłam podekscytowana. Planowałam, że jak tylko przyjdę do domu to porozmawilam o tym z ojcem. Z tata bardzo często obmyślaliśmy plany. A potem dyskutowaliśmy z całą resztą. Po miom trudności jakie mnie napotykały w tej pracy bardzo ja lubiłam. Lubiłam ją też z powodu, że to dzięki niej poznałam Raise. Na początku nie lubiłam Raise całym sercem, a winę ponosiło to, że miałam z nim treningi samoobrony.
O treningi też muszę się zapytać ojca.
Weszłam cicho do domu, by nikogo nie obudzić. Ale ku mojemu zaskoczeniu w salonie paliło się światło, a po chwili usłyszałam głos.
- Kiedy Camellia będzie mogła wrócić do treningów? - Zapytał się Raise. Ściągnęłam cicho buty, a potem kurtkie. Przystałam bliżej wejścia do reszty domu, ale tak, aby nikt mnie nie widział. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
- Na początku nowego roku - powiedział ojcec, odchrząkujac. Mogłam przypuszczać, że dopiero wtedy wrócimy do gry, która zapowiedział nam ojciec. Już kiedy chciałam postawić krok do przodu usłyszałam słowa ojca:
- A Grayson Cami mi mówiła o pomyślę twojej mamy. Trzeba utrzymać Raise w przekonaniu, że jesteśmy katolicka rodziną  - zaśmiał się mój tata. Uśmiechnęłam się, gdy przypominałam sobie jak moim rodzice od czterech lat odwalali szopkę z Bożym Narodzeniem.
- Muszę pana zmartic pańska córka, wystarczająco was wsypała - zaśmiał się Rodriguez.
- Wsypała? - Zapytał się zaskoczony Grayson.
- Jednego roku zapomniałem powiedzieć jej, że w tym roku też robimy szopkę z Bożym Narodzeniem. Camellia zeszła na dół i spytałam się mnie i Rosie ,,Co tu się kurwa dzieje? I od kiedy jesteśmy katolkami?" - tata pod koniec nie mógł ze śmiechu i głośno ryknął.
Jak obudził którekolwiek z dzieci będzie siedział i czekał aż zasna.
- Miną… Raise… - tata wciąż się śmiała i ciężko było go zrozumieć. - Była nie… od podrobienia…
Weszłam do pomieszczenia, na co wszyscy się w nim znajdując przenieśli na mnie wzrok. Bez rządnego przywitania podeszłam do taty. Objęłam go mocno, przez co wprowadziłam go w małe osłupienie.
- Jak gdzieś wychodzisz masz mówić - mówiłam stanowczo, gdy się od niego odsuwałam. Ojciec wiedział, że nie warto ze mną dyskutować, wiec jedynie skinął głową, uśmiechając się do mnie.
Była jego damska wersją.
Zobaczyłam, że obok tata siedział Xavier, bawiąc się jakąś zabawka. Podeszłam do chłopca, biorąc go na ręce. Przytuliłam go delikatnie do mojego ciała.
- Przynajmiej ty nie doprowadzasz o zawał serca
- powiedziałam, wciąż tulac chłopca. - Pójdę uśpić mojego ukochanego braciszka - zrobiłam głupią minę, patrząc na Xavier. On roześmiał się głośno. Nie tracą czasu zrobiłam jak mówiła. Poszłam do pokoju taty, kładąc brata w jego łóżeczku. Nie musiałam długo czekać, aż on pójdzie spać. Gdy upewniłam się, że śpi poszłam do swoje sypialni. Lecz na korytarzu zastałam Grayson, który stał przed drzwiami mojego pokoju. Wyglądał jakby intensywnie myślał. Zaczęłam podchodzić w jego stronę, nic nie mówiąc objęłam chłopak w pasie. On spojrzał zaskoczony na mnie, po czym się uśmiechnął. Obrócił się do mnie przodem, podnosząc mnie go góry. Otworzył dzwi do mojej sypialni, by następnie delikatnie położył mnie na łóżku. Ponownie przytulił się do mojego ciała. Położył głowę na moim podbrzuszu, spokojnie odpychając.
- Kurwa - powiedział, podnosząc głowę. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego pytająco. Stałam na przeciwko mojego łóżka, wyciągając ku mnie ręce. - Nora prosiła mnie jak wrócisz zmienił mi bandaż.
Mówił, gdy ułatwiłam mu sięgnięcie mnie. Podniósł mnie, kierując się ze mną do łazienki. Posadził mnie na pralkę. Poprosił mnie, abym się nie garbiła. Grayson szybko przyniósł to co potrzebował. Kazał mi ściągnąć top, pod którym nie miałam nic. Zastanawiałam się, czy go po prostu nie podgiąć. Zastanawiałam się chyba za długo, ponieważ chłopak sam mi ją ściągnął. Nie wydał się jakoś zainteresowany tylko, że nie miałam na sobie stanika. Delikatnie odkleił bandaż. Wziął wodę utleniona i delikatniej przemył draśnięcie.
- Obejrzelibyśmy Last Christmas? - Zapytałam, gdy on zaklejał im uszkodzenie. Skinął głową na moje pytanie. Kiedy skończył położy mi ręce po obu stronach mojego ciała i spojrzał na moją twarz.
- Zapomniałem ci napisać, że Jose, Aurora i Lilianna wzięł do siebie mój taty - oświadczył, kiedy schodziłam z maszyny. Liczyłam, że Grayson się odsunie, gdy będę schodzić.
Camellia na co ty liczysz.
Starliśmy na tyle blisko, że nasze ciała się ze sobą stykały. Odnalazłam dłonią ubranie, chcąc je założyć, bo zaczęło robić mi się zimno. Ale gdy Grayson zobaczył co chce zrobić położył jedną rękę na moim policzku, aby chwilę później złączyć nasze twarze w intensywnym pocałunek. Nie zorętowałam się, kiedy znalazłam się spowrotem na pralce. Zimny dreszcz przeszedł mnie po całym ciele.
Było mi kurewsko zimno.
- Przemarzłaś? - Zapytał się mnie brunet, odsuwając się ode mnie. Skinęłam głową, okrywajac się ramionami. Podszedł do mojej wanny, aby zacząć na puszczać do niej wodę.
- Poradzisz sobie? - Zapytał, gdy stałam obok niego.
- Mhm… - mruknęłam. Lecz Grayson mi nie uwierzył i kucnęł przede mną. Nie zdążył nic zrobić, ponieważ odezwałam się: - To za wcześnie na oświadczyny, więc wstawaj - zaśmiałam się do niego. Bruten spojrzał się na mnie z dół, uśmiechając się tak jak lubiłam najbardziej. W oczach chłopaka zobaczyłam te błysk, który świadczyła o jego głupim pomyślę.
- Jesteś pewna? - Zapytał, chwytając moją dłoń.
- Bo mi tu czegoś brakuje - mówił, wpatrując się w moją rękę. Zaśmiałam się, patrząc na niego.
- Mamy na to czas. Teraz wstawaj - powiedziałam, ciągnąc go za rękę do góry. - Poradzę sobie
- mówiła, patrząc w ciemne tęczówki bruneta. On skinął głową, puszczając moja dłoń. Zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Przynosi ci ocieplany dres - zniknął mi z zasięgu mojego wzroku. Zrzuciłam resztę ubrań. Weszłam do ciepłej wody. Uwielbiałam ten monet, kiedy po całym dniu mogłam wejść do ciepłej wody. Często wtedy zdążyło mi się odpłynąć. Zawsze siedziałam po kilka godzin, relaksując się ciepłem oraz ciszą, która zawsze mnie otaczam. Był to mój sposób, aby się zrelaksować.
- Coś się stało?
Powiedział Grayson, przez co wróciłam do realnego świata. Na początku nie wiedziałam co się dzieje. Ponieważ on nie mówił do mnie. Nawet nie było go w pomieszczeniu. Chciałam wstać i iść sprawdzić co się dzieje i z kim rozmawia. Ale zatrzymał mnie inny głos.
- Jeszcze nic - powiedział Raise. - Chciałbym, aby pomiędzy nami jedna rzecz była jasno - przerwał, pewnie czekając za jakąś reakcją ze strony młodszego chłopaka. On nic nie powiedział, więc obstawiam, że skinął głową. - Zrób cokolwiek Camellia, a ja przyżekam ci ze w szpitalu nie będą umieli cie poskładać. A jak dowiem się, że Alexander się o tym dowiedział nie chce być tobą.
Czy była zaskoczona tym co powiedzał Rodriguez?
Nie, bo znałam go zbyt dobrze. Wiedziałam, że powie Grayson coś takiego. W końcu był piepszonym Raise Rodriguez, który dostawał zawsze to co chciał. A ja wiedziałam, że chłopka ubóstwiał, gdy zachowywałam się przy nim jak głupotka zakochana nastolatka. Ale teraz miałam Williams i niesamowice go wkurwiało to, że już mnie nie obchodzi.
Było to zabawne.
Ponieważ Rodriguez mógł z palcem w nosie znieść sobie dziewczynę, ale on wolał grać ze mną w jakąś grę.
- Żyjesz? - Zapytał się mnie Grayson.
Przepadłam na monet w swoich myślach.
- Tak, tylko się zamyśliłam - usprawiedliłam się szybko. Wstałam, wychodząc z wanny.
- Przepraszam cie za Raise - mówiłam, wkładając szlafrok. - On… się zmienił… - wzielam gleboki wdech, aby się nie rozpłakać. Na samą myśl, że  mojego ukochanego Raise już nie ma chciało mi się płakać.
Ale to dobiero dziś uświadomiłam sobie, że mojego Raise już nie mam. Chłopak nie zmienil się prawie w ogóle. Lecz nie był już mój.
Był Raise, ale nie mój Raise.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz