Camellia
Piętnaście lat wcześniej.
Siedziałam na kanapie w domu Ines. Josie i Lea pokazywały mi swoje projekty sukien ślubnych zrobionych specjalnie dla mojej osoby.
Moja siostra i Raise prowadziły swój biznes w Nowym Jorku. Dziewczyny zajmowały się projektowaniem przeróżnych ciuchów. Ich pracę były niesamowite. I już od dłuższego czasu wiedziałam, że jeśli mam się żenić to tylko w sukni od tej dwójki. Nie wyobrażałam mojego ślubu bez sukienki od dziewczyn. Dlatego gdy dowiedziałam się co planują nasze siostry powiedziała, że zaprojektują moją sukienke ślubna.
Obie bardzo sie ucieszyły gdy to usłyszały.
- Tak w ogóle czy nasza panna młoda ma jakieś konkretne wymagania? - Zapytała się Josephine.
Byłam pod wielkim wrażeniem jak dziewczyna zmieniła się w siedem lat. Nie miała już długich włosów tylko krótkie do ramion. Jednak kolor miała taki sam. Jako sześciolatka była drobna i mała. Jako czternostalatka nie byla drobna, a dobrze zbudowana jak na swój wiek. Dziewczyna również była mojego wzrostu. Ja miałam metr siedemdziesiąt sześć, a do tego miałam dwadzieścia cztery lata.
- Wasze projekty są piękne - zaczęłam, skacząc po nich wzrokiem. - Tylko wiedzieć nie mam tego…
- Wiemy - odpowiedziała mi Lea.
Lea wyglądałam jak Lindsay gdy była w jej wieku. Rude włosy miała upiete w wysoki kucyk. Miałam wrażenie, że dziewczyna ma nawet poprowone swoje piegi.
Pomimo młodego wieku obie dziewczynki uwielbiały to co robiły. Lecz największą przyjemnością sprawiało to Ines. To dzięki niej nasze siostry mogły spełnić swoje marzenie. Matka rudowłosa jak tylko dowiedziała się o ich pomyślę na przyszłość nie mogła poznaliście im tak długi czekać. Dlatego Ines wraz z moimi rodzicami kupili nie wielkie zakład krawiecki w Nowym Jorku. Ciemno włosa zapewniła Wilson ze ich córka będzie się uczyć i też jak ja pójdzie na Harvard.
- Umiesz dobrze rysować? - Zapytała się mnie Josie. Skinęłam głową, prosząc, aby kontynuowała. - Wybierz trzy które ci się podobają i wzorując się na ich narysuj ją.
- A my ci ja uszyjemy - dodała Lea.
Dobra… - mówiłam, uważnie przyglądając się sukienka. Wybór trzech był trudny ponieważ wszystkie były przepiękne. Jednak w końcu postawiłam na dwie sukienki w stylu literki A. A ostania była w stylu księżniczki.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo ktoś wszedł do domu i krzyknął:
- Wróciłem.
Osoba, która przyszła był Raise. Zostawił coś w kuchni i podszedł do nas. Usiadł obok mnie, przyciągając do siebie, całując w czubek głowy. Odsunął się wciąż, trzymając jedna rękę na moim ramieniu. Położyłam głowę na jego ramieniu, wtulajac się w jego ciało. Spojrzał na to co leży na stole, a potem spojrzał na mnie z unosząc brew.
- Czy ja o czymś nie wiem? - Zapytał się, a siostry spojrzały się na niego w nie wiedzy. Uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam o co chodzi czarnowłosemu. Ja i Raise uzgodniliśmy, że weźmiemy ślub, gdy ja będę w ciąży. Głównie to był jego pomysł, a ja powiedziałam, że jest to mi obojętne.
- O co chodzi? - Zapytała zdezorientowana Lea. Jej brat spojrzał na nią, a potem na Josie, która również czekała na jakiś wyjaśnienie.
- Nic wartego waszej uwagi - powiedział do nich, na co ja posłałam mu spojrzenie pełne mordu.
- Obrażam się - mówiłam, wstając z miejsca, które zajmowałam. Skierowałam się w stronę schodów. Kiedy byłam już do góry skierowałam się na sam koniec korytarza gdzie znajdowało się mój i Raise pokoju. Gdy weszłam do pomieszczenia zobaczyłam jak ekran moje telefon się rozświetla. Podeszła do niego, aby sprawdzić kto dzwoni. Odebrałam natychmiast, gdy zobaczyłam, że dzwoni moja mama. Na pobyt w Hiszpanii zostawiliśmy Lilianna u dziadków. Przestraszyłam się ze mogło coś się stać mojej córce.
- Coś się stało? - Spytałam zaniepokojona. Usiadłam na łóżku, oczekując na odpowiedź.
- Ciebie też miło słyszeć Cami - powiedział, ironicznie mój tata. - Ale nie nic się nie stało
- uspokoil mnie. - Mama ma pytanie.
Zmarszczyłam brwi na wyznanie taty.
- Lilianna powiedziała nam, że będzie mieć rodzeństwo. Czy to prawda? - Zapytała się mama. Przez chwilę się nie odzywałam, nie mogąc uwierzyć, że dziewczynka podsłuchałam moją rozmowę z Naya. Położyłam się, przymykając oczy. Westchnęłam ciężko.
- Mówiła prawdę - powiedziałam, wciąż nie mogąc uwierzyć w zachowanie Lily.
- Nie cieszysz się? - Zapytał się tym razem ojcec.
- Cieszę się bardzo tylko uświadomiliście mnie, że mam małego agenta w domu - zaśmiałam się. - Ale to takie dziwne, że we mnie jest mały człowiek. Taki mały pasożyty.
- Porównała swoje dzieci do pasożyta - zaśmiał się tata. Jego głos był teraz gorzej słyszalny.
- Ale tak trochę jest - przyznała cicho mama.
- Wyssa z ciebie energię i takie tam… Masz trochę racji kochanie. - Tata zaśmiał się na słowa mamy. Sama parsknęłam cichym śmiechem. - Raise wie?
- Jeszcze nie - mówiłam, otwierające oczy. - Dziś się… - urwałam, gdy zobaczyłam jak owy mężczyzna wchodzi do pomieszczenia. - Mamo zadzwonię później, dobrze?
- Dzwoń kiedy szczesz - powiedziała, a ja się rozłączyłam. Podniosłam się, podchodząc do niego. On gdy tylko znalazłam się w zasięgu jego dłoni przyciągnął mnie mocno do siebie. Zbliżył swoją twarz do mojej, całując inteswynie. Odsunął twarz, aby przez chwilę na mnie popatrzeć.
- Powiedziałem prawdę…
- Od obrażona - przerwałam mu, na co jedynie się do mnie uśmiechnęł.
- I później jedziemy na kolację - powiedział, wciskając się w moje ciało.
CZYTASZ
That's why you loved me
RomanceDalsze losy bohaterów ,,Why do you hate me?" - Camellia i Grayson. Camellia odpowiedziała się wypadku rodziców, który może mieć tragiczne skutki. Dziewczyna szuka ucieczki w narkotykach, które kiedyś były nie odłączna częścią jej życia. Do jej dzwi...