Camellia
Odwróciłam się gwałtownie, gdy usłyszałam jego pytanie. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Skąd on wiedział?
On gdy zobaczył moją reakcję podeszł bliżej. Chciałam się cofnąć, lecz gdy to zobaczył położył rękę na moich plecach, aby mnie zatrzymać.
- Nie wiem o co ci chodzi - udałam głupią.
- Och Camellia… - przerwał na chwilę.
I wtedy już wiedziałam.
To mój koniec.
- Nie rób z siebie idiotki - powiedział, zabierając rękę z moich pleców. Postawił krok w tył. Poczułam wielką ulgę, gdy się odsunął. Zdecydowanie teraz mogłam się lepiej bronić.
- Co zrobiłeś Raise? - Zapytałam, gdy do mojego mózg dotarło, że chłopka nie ma w pobliżu. W trakcie czekania na odpowiedź zaczęłam szukać ewentualnego narzędzie do obrony lub wyjścia do ucieczki.
- Można powiedzieć, że zatrzymała go pewna sprawa - odpowiedział, obracając się do mnie tyłem. - Ale nie martw się nic mu nie jest - rzekł, kiedy chciałam krzyknąć ponownie te samo pytanie. - Tak swoją drogą to mieliście świetny pomysł. Naprawdę gratulacje.
- To skąd wiesz, że ja to Camellia? - Zapytałam, czując dezorientację.
- Poza Alexander Wilson tylko jego córka Camellia Wilson ma też heterochromia. Inaczej zdradziły cię oczy. - Wyjaśni Martin.
Wpatrywałam się w niego dłuższą chwilę. Mogłam go pochwalić. Na jednej dłoń mogłam zliczyć ile znam osób, które zwracają uwagę na detale. Młody Smith się do nich zaliczał, przez co sprawiła podwójne zagrożenie.
- Dobrze - odezwał się, kiedy ja wciąż milczałam.
- Koniec tego pierdolenia - ustał do mnie przodem. Wtedy zauważyłam, że w ręce trzyma nie za wielki nożyk.
Przełknęłam go z tysiac razy w myślach.
Nie zorientowałam się, kiedy te świr z swoim nożem zaczął biec w moją stronę. Jednak w samą porę odsunęłam się na bok, ale nie wiele brakowało, aby mnie dźgnał. Wyprostował się i ponownie na mnie ruszył. Tym razem nie zamierzałam uciekać. Stałam i czekam, aż on podejdzie do mnie bliżej. W momecie, gdy był na tyle blisko podniosłam jedna nogę, uderzając go w szczękę. Martin opadł na ziemie. Nie myśląc wiele schyliłam się nad nim, zabierając mu nożyk. Podniosłam się oraz w szybkim tempie pobiegłam do dzwi, otwierające je.
Wybiegłam z pokoju. Nie patrząc za siebie biegłam przed siebie. Po części wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł, biegając tak sobie po budynku wroga.
Tylko co innego mogłam zrobić w tej sytuacji?
Nie wsiadłam do windy tylko zbiegłam schodnai, które mieliśmy z Raise wykorzystać w znoszeniu ciała Smith. Podejrzewam, że Smith nie jest głupi i w budynku będę znajdować się jego ludzie. Dlatego gdy dotarłam do dziw zamian wyszłam przyłożyłam ucho do mebla. Przysłuchiwałem się dłuższą chwilę, ale nic nie usłyszałam.
Może jedna nie zdążył wezbac wsparcia?
Wciąż mając z tyłu głowy, że jednak jego ludzie gdzieś tu są otworzyłam cicho dzwi. Gdy rozejrzałem się po pustym korytarzu po raz ostatni, zaczęłam biec w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Byłam już blisko poczułam, jak zostaje uderzona czymś w tył głowy. Jednak uderzone nie było mocne, ponieważ gdy upadłam chwilę później otworzyłam oczy. Dzięki temu mogła dostrzeć kto nachyla się nad mną.
- Camellia Wilson, miło cie wreszcie poznać. Antonio Rodriguez.Grayson
Od wyjazdu Camellia minęło dwanaście dni. Ja i blondynka nie musieliśmy w ostatnim czasie rozstawać się na tak długo. Dzwinie się czułem, gdy nie było jej obok.
Wszystko nagle też było trudniejsze.
Jakby Wilson robiła coś dzięki czemu moje życie było łatwiejsze. I może tak faktycznie było. Ponieważ to ja teraz musiałem się zajmować Lilianna dwadzieścia cztery na siedem. Musiałem przypilnować Aurora dwa razy bardziej niż za zwyczaj. Czasmi też, gdy ojciec Cami gdzieś wychodził, a Daisy się słabo czuła musiałem również pilnować Jose oraz Xavier. Po tych dwunastu dniach zacząłem jeszcze bardziej doceniać obecność dziewczyny w moim życiu. Ułatwiała mi życie w wielu sprawach, a ja nawet nie zdałem sobie z tego sprawy.
Teraz, gdy czekałem aż Jose się umyje stwierdziłem, że po powrocie dziewczyny będę jej dwa raz bardziej pomagał.
- Gotowa! - Krzyknąła młodsza Wilson, wyrywając mnie tym z zamysłu. Posłałem jej przepraszacy uśmiech i wykonałem ruch dłonią, prosząc ją, aby prowadziła. Otworzyłem w szoku usta, gdy zobaczyłem, że Josephine umie biegać. Podążyłem za nią. Weszłem do jej sypialni, zostawiając za sobą uchylone dzwi.
- Coś ci poczytać? - Zapytałem, kiedy okryłem szczelnie dziewczynkę kadrą. Ona pokręciła głową wyjmując ręce spod pościel. Przytuliem mnie blondynkę do siebie. - Dobranoc Jose - mówiłem odsuwając się od niej.
- Dlaczego nazywasz mnie ,,Jose"? - Zapytała, uszoszc jedna brew do góry.
- Brzmi lepiej niż Josie - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Dobranoc Gray - mówiła, uśmiechając się przeuroczo. Wstałem, kierując się do wyjścia. Jak już tam stałem spojrzałem ostatni raz na dziewczynkę. Ona leżała na jednym boku, najprawdopodobniej spać. Wyszłem z jej pokoju, kierując się na chwilę do sypialni Daisy. Otworzyłem delikatnie dzwi od jej pokoju, aby zobaczyć ją grająca z pluszakiem w karty.
- No nieźle - powiedziała do misia. - Kurwa dobry w to jesteś - odsłoniła swoje katy oraz przeciwnika. Podnosiła wzrok ku górze, a gdy mnie zobaczyła podskoczyła. Uśmiechnąłem się do niej, opierając się o framugę dzwi.
- Czemu nie śpisz? - Zapytałem podchodząc do niej. Sprzątnęła szybko karty, robiąc mi miejsce. Usiadłem na skawku łóżka, czekając za odpowiedzią.
- Kiedy Cama jest w domu zawsze przychodziła do mnie i gadamy o różnych rzeczach. - Wyjaśniła Daisy. Pokiwałem głową, a w tym samym czasie przyszło mi do głowy jedno pytanie.
- Czy coś łączy Camellia i Raise? - Zapytałem gdy tylko pomyślałem, że mogło coś ich łączy, czułem niesamowite ukucie zazdrościć.
Teraz obje byli sami w Los Angeles.
- Och Grayson… - zrobiła smutna minę prze co ukucie się nasiliło. - Łączyło, łączy i będzie łączyć. Uczucie tej dwójki nie do się wymazać.
- Ale…
- Daj mi dokończyć - przerwała mi, na co ja pokiwałam głową. - On miał chujowe życie. Jego ojciec jest chujem i tego nie można podważać. Matka jest dobra osobą, starała wychować ich na dobrych ludzi. Skłamałabym gdybym powiedziała, że jej się nie udało. - Przerwała na chwilę, wpatrując się we mnie. Miałem wrażenie, że dzweczyna nie umiała tego za bardzo ująć w słowach. - Możesz myśleć co chcesz o Raise… Lecz to on zawsze będzie tym dzięki, któremu moją siostrą żyje.
Pokiwałem głową w zrozumieniu. Ale chciałem zdać jej jeszcze parę pytań. Wiedziałem, że brunetka może coś wiedzieć.
- Powiedziałaś, że dzięki mu Cami żyje. Mogłabyś rozwinąć myśl? - Poprosiłem ją, na co ta przytaknęła ruchem głowy.
- Nie pamiętam kiedy dokładnie, ale byłam wtedy w domu. Camellia zamknęła się u siebie w pokoju. Tata coś tam zdziała, ale nie wiele. Tata wiedział, że Raise już nie raz próbował targnąć się na swoje życie. Więc po niego zadzwonił. Nie mam pojęcia co zrobił, ale Camellia spała spokojnie na drugi dzień.
Dziewczyna pod koniec ziewnęła. Położyła się na poduszce, przymykając oczy. Obróciła się na bok. Przez chwilę milczała, przez co pomyślałem, że poszła spać.
- Ale wiesz co? - Zapytała się mnie, kiedy byłem już przy dzwiach od jej pokoju. Obróciłem się w jej stronę, ona potrzyła się na mnie, uśmiechając się przy tym blado.
- Oboje niesamowicie się kochają. I gdy jedno będzie w potrzebie druge rzuci wszystko, aby mu pomóc. - Przerwała, kaszląc. - A mówię ci, ponieważ chcę abyś wiedział, żeby nigdy nie wchodzić po miedzy nich.
- Będę pamiętać - powiedział, na co uśmiech dziewczyny się powiększył. Złapałem za klamkę, zamykając powoli dzwi. Wyszłem na korytarz, czując dziwny niepokoju. Nie miałem pojęcie skąd to uczucie się u mnie wzięło. Starając się je ignorować poszłem się szybko umyć. Podczas szybkiego prysznica, ono nie znikło. Mogłem już po prostu na łeb dostać, bo długo nie spałem.
Zganiajac wszystko na zmęczenie, poszłem jak najszybsze spać.
Liczyłem, że rano to uczucie zniknie.***
Obudził mnie dzwięk budzika. Na ślepo spróbowałem go wyłączyć. Gdy ta czynności miałem za sobą nakryłam się kołdrą mrucząc, jak mi się nie chce wstać.
- Grayson! - Krzyknął dobrze mi znany głos. Odkryłem się, aby zobaczyć Raise, który wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Nie wyglądał jak chłodny, wyniosły, obojętny Raise. A raczej jak ktoś kto właśnie straci coś co byłem jego całym światem.
Wyszlem z łóżka, podchodząc do niego.
- Co się stało? - Zapytałem, będąc przerażony jego zachowanie.
- Gdzie Alexander? - Zapytał się ignorując.
- Pojechał na dwa dni do Pragi - odpowiedział szybko, ponieważ zaczynałem mieć ważenie, że sytuacja jest poważna.
- A wiesz… - Nie dokończył, ponieważ nie mógł złapać tchu. Podeszłem szybko do niego szybko, kładąc mu dłoń na plecach. Poprowadziłem go tak, aby usiadł na łóżku. Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy za moimi plecami rozbrzmiał głos.
- Co się dzieje?
Zapytała zaspana Daisy. Odsunęłem się od chłopaka, aby pokazać jej przyczynę hałasu. Gdy tylko go zobaczyła podeszła do niego.
- Raise spójrz na mnie - powiedziała bardzo głośno. - Zamknij usta i spróbuj oddychac nosiem, dobrze?
On delikatnie kiwnął głową, zamykając usta. Dziewczyna spojrzała się na mnie.
- Zadzwoni do Sonny z mojego telefonu. Czuję, że to poważna sprawa.
Skinąłem głową wrecz natychmiast. W jej głowę na prawdopodobnie malował się najczarniejszy scenariusz. W moje też już zdążył się rozgościć.
Weszłem do Daisy, rozglądając się za jej telefonem. Odnalazłem uzadzenie, odblokowując ekran. Odnalazłem listę kontaktów i wybrałem z nich ten właściwy.
- Jeśli sprawa nie dotyczy życie albo śmierci…
- Nie wiem czego dotyczy - przerwałem, nie za bardzo mając czas na żarty. - Raise dziś wpadł do mnie, wyglądający jakby kogoś stracił, a na dodatek nie przyjechała z nim Camellia…
- Nicholas Raise wrócił bez Camellia - powiedział do brata. - Zadzwon do Richard, a my za dwadzieścia minut będziemy. Grayson…
- przerwał na chwilę. - To jest sprwa życie albo śmieci.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo się rozłączył. Zrobiłem jak mówiłem, ale tym razem nie opowiadałem całej wytacji tylko powiedziałem to co powiedział mi Sonny.Tak jak mówił Sonny całą trójka była dwadzieścia minut później. Wszyscy z nich wyglądał na wkurwonych. A ich wkurwienie urwało, gdy zobaczyli Raise. Chłopka w jeden minucie chciał opowiedzieć co się wydarzyło, ale w drugiej nie mógł już mówić. Przez co wujkowie Daisy z każdą minuta byli co raz bardziej wkurwieni.
- Dobra wszyscy wiemy co się stało - powiedział Sonny, który już dawno stracił cierpliwość. - Moja bratanica zniknęła, a ty nie wiesz ci się z nią stało, tak? - Zapytał się, podchodząc do niego. Czarnowłosy skinęł głową. - No kurwa zajebiscie!
- Sonny nie mamy czasy na darcie pustka - mówił spokojnie Nicholas. - Teraz najważniejsze jest, że…
Urwał, gdy usłyszał dźwięk dzwoniącego telefonu. Wszyscy oczu skupiły się na telefonie Raise, który dzwonił. Za nim go podniósł zdążyłem zobaczyć, że na wyświetlaczu wyświetliło się ,,Antonio Rodriguez". Richard wykonał ruch dłoni, która pospieszyła Rodriguez, aby odebrał. Odebrał włączając na głośno mówiący.
- Witaj Lucas - powiedział głos po drugiej stronie.
- Pomyliłeś numery - powiedział wkurwiony Rasie. - Gadaj czego chcesz?
Po jego pytanie po drugiej stronie rozległ się stłumiony krzyk pomieszny z placzem.
- Jeśli to…
- Oczywiście. W końcu to twój czuły punkt
- oznajmił, po czym zaśmiał się bez radości. - A teraz odpowiec mi na jedno pytanie - przerwał na dłuższą chwilę. - Ile jesteś w stanie dla niej zrobić?
- Zajebie cie - Obiecał.
Camellia powiedziała, że Raise umiał dotrzymać każdej obietnicy.
Teraz byłem pewien, że się nie myliła.
CZYTASZ
That's why you loved me
RomanceDalsze losy bohaterów ,,Why do you hate me?" - Camellia i Grayson. Camellia odpowiedziała się wypadku rodziców, który może mieć tragiczne skutki. Dziewczyna szuka ucieczki w narkotykach, które kiedyś były nie odłączna częścią jej życia. Do jej dzwi...