Rozdział 13

1 0 0
                                    

Camellia

Mój ojciec jak mówił tak zrobił. Zadzwonił po czarnowłosego, który jakiś kwadrans później był na miejscu. Ja w tym czasie siedziałam pod ścianą, zostawiając się co wywiniemy. Nie będę kłamać ja i Raise nie zaczęliśmy się w jakikolwiek sposób do osób świętych. Więc to było oczywiste, że coś się wydarzy.
Jechałam z Rodriguez do jego domu. Nie pamiętałam już drogi do jego domu. Dlatego moje zboczenie kazało mi nie odrywać wzrok od jezdni. Jechaliśmy dosyć długo, stwierdziłam, że jak przynkne oko na minutę nic złego się nie stanie. Ale, że nie należałam do grona ludzi, którzy wcześnie wstają. Moje przynknecie oko na minutę, zamieniło się w jakąś może godzinę albo i więcej. Nie wiedziałam gdzie byliśmy, bo Raise gdzieś wjeżdżał do jakiś ciemności. Aż w końcu zobaczyłam, że znajdowaliśmy się w pod ziemnym garażu. Ponownie ominęłam się płaszczem. Usłyszałam trzask dzwi od samochodu. Otworzył dzwi po mojej stronie, aby wziąć mnie na ręce. Dysponowałam wiedza, że Raise szybko chodzi, ale niespodziewalam się, że aż tak. Usłyszałam jak naciska podejrzeń łokciem na klatkę. Weszliśmy powoli do środka.
- Jesteś - zawołała radośnie dziewczyka.
- Ciszej Lea - powiedział do niej cicho. - Zaraz do ciebie przyjdę.
Byłam śpiącą jak sam skurwysym. Nie rozumiałam, jak ludzie mogą tak wcześnie wstawać. Ja kochałam spać i uważałam, że to jest moim lekiem na całe zło tego świata.
W jednak moje zmęczenie minęło, gdy poczułam coś zimnego na brzuchu. Podniosłam się natychmiast. Popatrzyłam na zaskoczonego Raise, z który teraz siedzieliśmy naprzeciwko siebie.
- Boże… - mruknęłam do ciebie. Przyłożyłam nogi do klatki piersiowej, chowając w niej głowę.
- Przepras…
- Nie masz za co - mówił, kładąc swoją rękę na moim kolanie. Nie podniosłam na niego wzrok.
- Jestem ci za to wdzięczny. Inna by to wykorzystała przeciwko mnie. A ty Camellia nawet, gdy jesteśmy sami robisz wszystko co w twoje mocy, aby nie stracił tej posady. Dziękuję, słonko.
Wyprostowałam się, spoglądając na niego, on uśmiechał się w moją stronę. Odwzajemniłam uśmiech. Zaczęłam odwiązywać kokardke, która zrobiła, gdy zawiązywałam gorset. Odwróciłam się do niego tyłem i zapytałam:
- Mógłbyś?
Nic mi nie odpowiedział, ale poczułam jak delikatnie chywta dwa końce materiału. Ja zaczęłam ściągać swoje spodnie. Dziękowałem samej sobie za to, że postawiłam na spodnie z gumką a nie guzikiem. Odrzuciałam je na ziemie, obracając się w stronę chłopka.
- Nie uważasz, że to trochę nie fair? - Zapytał, patrząc przez krótką na moje usta. Przeniósł wzrok na moje oczy.
- Że ja będę prawie nago, a ty w ubraniach?
- Odpowiedziałam pytanie na pytanie. Uśmiechnęłam się złośliwie dodając: - Też możesz, ale gwarantuje ci ze nie skończy się to dobrze.
- Wiem, dlatego już idę ci po bluzę, słonko. Poderwał się i ruszył do szafy, która stał nie daleko nas. Wyciągnął z niej czarną bluzę z małą czerwona gwiasktka po prawej stronie.
- To czasmi…
- Tak jest twoja - przerwał mi. - Pożyczyłem i zapomniałem oddać - Rzucił w moją stronę ubranie. Złapałam ją i szybko założyłam, bo w pomieszczeniu było trochę zimno. - Dobranoc, słonko.
- Dobranoc, Mały Książę.
On uśmiechnął, się gdy usłyszał jakim go przezwiskiem nazwałem.
Nazywałam tak Raise, ponieważ podobnie jak Mały Książę uwielbiał oglądać zachody słońca.

***

Dwudziesty pierwszy grudnia.
Urodziny mojej Naya.
Dziewczyna nie była fanką robienia w ten dzień imprez, czy coś w tym stylu. Wolała bardziej zaprosić mnie i Elliot do siebie i przesiedzieć cały wieczór w naszym towarzystwie. Urodziny w naszej paczce były dosyć zabawna sprawa. Bo Elliot wraz z bratem robili imprezę roku. Ja nie obchodziłam ich w ogóle, a Naya zapraszam tylko naszą dwójkę. I raczej tak pozostanie do końca naszego życia.
W piątek, gdy suszyałam włosy przy mojej toalece, wysłuchują narzekania Grayson jak to Lily i Aurora go kiedyś wkurwiały.
- Miałem dopiero spokój, gdy Aurora poszła do żłobka.
Podsumował swoją opowieści Grayson. Patrzyłam na niego przez odbice z lustra, uśmiechając się. Brunet leżał na łóżku z Lily, z która spała na jego klatce piersiowej.
- Robiłam tak samo jak Lily gdy byłam mała
- mówiłam, obracając się do tej dwójki przodem. Wciąż się uśmiechałam.
- Jutro jadę z tatą do…
Przerwałam, gdy zobaczyłam, że dzwi od mojego pokoju powoli się otwierają. W dzwiach stanął Raise z dość nie ciekawa miną.
- Wiesz gdzie jest tata? - Zapytał.
Nie przywitał się.
Kiedy Rodriguez się ze mną nie witał, mówiło to tylko jedno. Coś się wydarzyło. A teraz najgorsze w tym wszystkim było to, że pytał o tatę.
- Nie widziałam go dziś. Czemu pytasz?
Nawet nie chciałam myśleć, że znów mogłabym go stracić. Mój tata był trochę moim wszystkim i nie chce myśleć co się stanie, gdy go stracę. Na zawsze…
- Wyszedł gdzieś i go nie ma. Od nikogo nie odbiera telefonu. Nicolasa próbował namierzyć jego komórkę i nic. Alexander zniknął, Camellia…
- Nie… - powiedziałam cicho do siebie. Próbowałam skupić myśl, czy może tata nie mówił mi wczoraj, że gdzieś wychodzi. Ale nic.
W głowę miałam tylko słowa Raise.
Alexander znikał, Camellia…
Wzięłam głeboki wdech, aby się nie rozpłakać. Spuściłam głową, aby ponowić próbę przypomnienia sobie czegokolwiek.
- Wiem gdzie jest tata - powiedziałam, unosząc głowę do góry. Czarnowłosy patrzył się na mnie wyczekująco. - U mamy.
Raise tylko zmarszczył brwi. Gdyby nie znała swojego taty to pewnie też bym tak zareagowała. Sęk w tym, że ja go znałam, lepiej niż własną kieszeń.
- Sprawdzimy to - powiedział, zamykając powoli dzwi. Jednak zatrzymał się, patrząc na mnie jasnymi tęczówkami. - Za pół godziny na dole.
Wyszedł.
Zawsze, gdy znikał czułam się jak pół roku temu. Ale dziś zabolało mnie to dwa raz bardziej. Ponieważ Raise wyjechał dwudziestego pierwszego maja.
- Wracając - powiedziałam, przenosząc wzrok na Grayson. - Jedziemy z tatą do Bostonu zobaczyć dom. A mówię ci dlatego, że gdy się zgodzi będziemy mógł zrobić mały remont.
- To zajebiscie. Mam do ciebie pytanie - mówił, podnosząc się do pozycji siedzącej. Skinęłam głową, aby kontynuował. - Moje mamie bardzo zależy abyście ty z swoją rodziną pszysli do nas na wigilię. Tłumaczyłem już jej…
- Pogadam z tatą i ci dam znać - przerwałam mu. Odwróciłam się spowrotem do toaletki, wyciągając z niej eyeliner. Zobaczyłam w odbicu lustra jak Grayson naychla się w moją stronę, trzymając mocno Lilianna.
- Na chuj się malujesz skoro bez niego jesteś ładniejsza? - Wyszeptał do mojego ucha, całując jego krawędź. Uśmiechnąłam się złośliwie w jego stronę. On odszedł ode mnie na chwilę, aby położyć Lilianna w łóżeczku. Później znów podszedł do mnie.
- Sprawdzimy to w nocy - zaśmiałam się, wstając kierując się do garderob. Stałam tak przez chwilę, zastanawiając się co mogłabym założyć. Wyciągnełam biały top z wyciecem na jednym ramieniem. Na dół założyłam beżowe cargo. Razem prezentowało się to całkiem dobrze. Sięgnęłam po moją białą torebko i ostatni raz przejrzałam się w lustrze.
- Wyglądasz ślicznie.
Po skoczyłam, gdy do moich uszu dotarł głos Raise. Z tego co było mi wiadomo nie mógł mnie komplementować.
Ale Raise Rodriguez kochał wychodzić na przekór temu światu.
- Więc skończy już to przeglądanie i idziemy
- powiedział, czekając aż jakkolwiek zaraguje na jego słowa. Skinęłam głową, szukając moich air force. Założyłam buty i dałam znać chłopakowi, że możemy wychodzić. Wyszliśmy z domu, a Raise zaniósł mnie do domu Naya. Między mną, a nim przez większość czas była jakoś niezręczna cisza. Ale nie miałam ochoty jej przerywać. Wolała to przemilczeć. Milczenie było trochę jak uciekanie. Ja uciekam od problemów. Jednym z moim problemów było to, że nie umiałam rozmawiać z ludźmi.
Wiedziałyśmy na podjazd mojej kuzynki. Myślałam intensywnie jak pożegnać się z nim. Wyszłam z dodge. Ale za nim zamknęłam dzwi powiedzialm do niego:
- Dziękuję za to co powiedziałeś w gadrobie. Nawet jeśli powiedziałeś…
- Nie - przerwał mi, patrząc na ułanek sekundy na moje usta. - Mówiłem prawdę, a teraz leć i dobrze się baw, ślicznotko.
Skinęłam głową i zatrzasnęłam dzwi.
Raise Rodriguez kochał wychodzić na przekór temu światu.
Zapukałam do dzwi domu i nie musiałam długo czekać, aż dziewczyna mi otworzy. Otworzyła mi, szeroko uśmiechając się w moją stronę. Wyglądała tak samo, gdy wiedziałyśmy się po raz ostatni. Jej piękne długie rudo blond wlosy miała zrobione w dwa warkocze bokserskie. Miałam na sobie jeansy i biały top. Jej zielone tęczówki, aż kipiały z radości na mój widok.
- Camellia! - Krzyknąła, po czym mocno mnie objąła. Odsunęła się ode mnie, chwytając mnie za rękę. - Mam ci tyle do opowiedzenie - mówiła ciągnąć mnie za rękę do swojej sypialni. - l mam do ciebie pytanie.
- Boję się, ale okej - powiedziałam, idąc za nią. Weszłyśmy do jej pokoju. Gdy wchodziło się do pokoju mojej przyjaciółki można było powiedzieć jedno. Była straszna minimalistka. Na środku pomieszczenia stało łóżku obok niego dwie szafki mocne. Na przeciwko niego stała komoda, w której Naya trzymała ubrania, a na niej duży telewizor. Nie daleko komody stała toaletki, a obok niej biurko. Cały wystrój pokoju był w odcieniach szarości i bieli.
Usiadłyśmy na łóżku.
- Mam chłopak - powiedziała to tak szybko, że prawie jej nie zrozumiałam. - Pamiętasz jak opowiadał ci o Chris? - Zapytała, na co ja szybko skinęłam głową. - Od nie dawna oficjalne jesteśmy razem.
Naya na dłuższą chwilę zawiesiła ma mnie swój wzrok. Ewidentnie myślała nad czymś intensywnie. Cisza w jej towarzystwie nie świadczyła o niczym dobrym.
- Ostatnio widziałam się z Elliot i jego dziewczyną
- zaczęła powoli, patrząc na mnie. - Możesz powiedzieć, że jestem pierdolnieta. Olivia jest według mnie jakąś dziwna.
- Jeśli chcesz, aby zaprzeczyła lub potwierdził to nie mogę tego zrobić. Oko w oko rozmawiałam z nią raz i raz do mnie dzwoniła i to koniec.
- Powiedziałam, patrząc wyczekująco, bo temat mnie zainteresował.
- Ona… jej… - gubiła się w własnych słowach. - Jej po prostu na nim zależy, ale to tak w chuj.
Słowa dziewczyny wprowadziły mnie w chwilę otępienie.
Wszystkie byłe dziewczyny El były kurwami.
Olivia Davies była inna.
Nasza uwagę przykuł mój wibrujący telefon. Sięgnęłam po niego, odblokowując ekran.

Od Nieznnamy: Miałaś rację. Twój ojcec jest w szpitalu. M. K.

Wiedziałam od kogo była ta wiadomość. Zaczęłam się zastanawiać jakim cudem Raise zdobył mój numer. Wiedziałam, że mój ojcec ma dostęp do moich wiadomość, więc nigdy nie podałam mu mojego numeru.
Chłopak jednak wykazał się sprytem, bo zamiast dać inicjały swojego imienia i nazwiska podał mi inicjały swojego przezwiska. Bez dłuższej chwili zwłoki zapisałam sobie jego numer jako ,,Mały Książę".
- Miałaś pytanie - przypominałam jej, odkładając telefon na bok. Naya patrzyła się na mnie ze zmarszczonymi brwiami. A chwilę później ostała olśnienia.
- Czy to prawda, że Raise Rodriguez wrócił?
Brzmiała bardzo nie pewnie wymijając te pytanie. Było to do niej nie podobne. Ponieważ moja przyjaciółka była najpewniejszą osobą, która znałam.
- Mhm… - mruknęłam.
Nasza uwagę ponownie przykuło przychodzące powiadomienie. Ale tym razem doszliśmy je obie. Wraz z Naya sięgnęłysmy po swoje urządzenie. Wiadomość przyszłą z numeru, którego już dawno nie używałam.
W sumie jak całą naszą szóstka.

Od Alex: Red sixth
Od Alex: Wracacie do gry

Podniosłam wzrok z nad telefonu. Naya robiła właśnie to samo co ja. Bez jakiegokolwiek słowa wymienilsysm się komórkami.
Na jej telefonie było napisane to samo co na moim.
Red sixth wraca do gry.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz