Rozdział 29

4 0 0
                                    

Raise

Drogi do domu dziewczyny nie pamiętam w ogóle. Jedyne co zostało mi w pamięci to jak strasznie płakałam nad ciałem Camellia.
Przez mój stan moją siostrą kazała zostwiać mnie w domu. A zamiast mnie wzięli ojca Cami, który na pewno wymyślą już tysiac różnych sposobów na zabicie mnie. Miał prawo byś na mnie wściekł. W końcu przeze mnie może stracić córkę, którą tak bardzo kochał.
Więc obiecałem sobie nie patrząc, czy ona przeżyje, czy nie ja zamierzałem skończyć ze sobą. Aby Camellia nigdy więcej nie musiała cierpieć z mojego powodu.
Gdyby mnie nie poznała jej życie było by sto razy łatwiejsze.
Gdy weszłem do domu nie za szłem za daleko. Ponieważ gdy byłem już prawie w salonie upadłem na podłogę. Jak siedziałem na podłodze, płacząc wniebogłosy.
Poczułem jak ktoś mocno przytula mnie do swojego ciała. Chciałem rozpoznać te osobę po perfumach, aczkolwiek mój nos był zawalony. Pomogła mi wstać, prowadząc mnie do salonu. Usiadłem, a postać owinęła mnie szczelnie kocem, aby odejść gdzieś. Wróciła z kubkiem gorącego napoju. Przetrałem oczy, podnosząc wzrok ku górze. Moim ocza ukazała się białowłosa kobieta z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Przepraszam Rosie - mówiłem cicho. Mój głos był strasznie słabo słyszalny. Kobieta obieła mnie mocno, całując we włosy.
- Wiem, że teraz cie to strasznie wszystko boli i jesteś przekonany, że lepiej by było gdyby cie nie poznała. - Mówiła, kładąc rękę na moje plecy. - Ale zaufaj mi nie było by lepiej.
- Skąd to możesz wiedzieć? - Zapytałem się, pociągając nosem.
- Bo od twojego wyjazdu moją córką ani razu nie uśmiechnęła się. Szczerze.
Moją głową od tego wszystkiego stała się ciężka. Położyłem się na kolanach Rosie, aby przetrwać jej słowa. Gdy leżałem w tej idealnej ciszy zrozumiałem, że nie mogę zostawić Cami. Nie ważne jak bardzo chciałem teraz zniknąć.
Ona nie uśmiechała się przez pół roku szczerze. Nie mogłem pozbawić ją tej pięknej czynności. Nie chciałem, aby ona znów przestała się uśmiechać.
Więc zostałem przy życiu dla niej.
Tego popołudnia zrozumiałem, że nie popełniłam samobójstwa dla Camellia Wilson. I to dla niej zamierzałem walczyć.

***

Po siedzeniu długich godzin leżenia na kolanach Rosanna chciałem jak najszybciej zobaczyć moje słoneczko. W końcu nie spałem po nocach, by się z nią zobaczyć. Kochałem ją nazywać moim sloncem. Bo faktycznie była dla mnie jak słońce, które w pochmurne dni wpadły promyki jej uśmiechu, czy śmiechu.
Kiedy oboje usłyszeliśmy, otwieraniace się dzwi od domu nie mogłem już się doczekać, żeby ją zobaczyć. Tak bardzo pragnąłem przytulić się do niej, aby schowka mnie przed całym światem.
Alexander prowadził swoją córkę w moją stronę. Chciałem się podnieść, ale on kazał mi zostać tam gdzie jestem. Podszedł z swoją córka, aby ta mogła mi usiąść na kolana.
- Żałuję, że nie wprowadził ją w jakoś śpiączkę.  Przynajmniej przez całą drogę nie słuchał, by jak bardzo chce zobaczyć swojego Rasie - mówił Wilson ze śmiechem.
Ona nie zaprzeczyła tylko przytuliła się mocno jakby już miala mnie nigdy nie zobaczyć.
- Tęskniłam - wyznała cicho tak, abym tylko ja słyszał. Nakryłem ją kocem, który dostawałem od jej matki. Ziewnęła, przymykając oczy.
- Lepiej będzie jeśli Cami pójdzie spać - oznajmiła Rosie. Przytaknęłam jej, wstając z jej córka, idąc w stronę jej pokoju. Dziewczyna była na prawdę zmęczona, bo ani razu jak szłem się do mnie nie odezwała. A chciałem żeby mówiła. Nawet mogła mówić o jakiś głupotach byle tylko słyszeć jej głos.
Weszłem do jej pokoju, spoglądając na jej twarz. Ona uważnie obserwowała moją twarz jakby miała mnie już nigdy nie spotkać.
- Chcesz się umyć? - Zapytałem nie pewnie, gdy ta wciąż milczała. Skinęła głową na moje pytanie. Nie pytałem się jej już o nic tylko weszłem do łazienki. Kucnąłem, by posadzić na miękkim dywanie. Jej śliczne blond włosy spadały na twarz. Dlatego pierw postanowiłem umyć jej włosy, na których wciąż było widać krew. Chwyciłem szczotkę, aby choć trochę rozczesać jej włosy. Było ciężko, ale jakoś sobie poradziłem. Ściągałem dziewczynie sukienkę i wsadziłem do wanny. Uruchomiłem strumień ciepłej wody.
- Co ty mamroczesz? - Zapytałem, słysząc jej cichy głos. Dokończyłem mycie jej, aby nachylić się w celu zrozumienia jej bełkotu. Pomimo tego tak wciąż nie rozumiałem co do mnie mówiła. Odpuściłem sobie, aby nalać jej wody w celu umycia jej. Jak napuszczale wodę do wanny poszłem poszukać ciepłej piżamy. Nie wiem jak długo jej szukałem, ale gdy wróciłem Rosie pomagała córce uciąć na łóżku.
- Zrobisz Cami warkocze czy ja mam to zrobić?
- Zapytała poprawiając recznik, w który była zawinięta Camellia. - Ale w sumie pierw sam pójdziesz się umyć, a później ci pozwolę robić jej warkocze - mówiła stanowczo.
Znałem Rosanna Wilson, wystarczająco długo, aby wiedzieć, że z nią się nie dyskutuje.
Skinąłem głowę, a ta rzuciła we mnie spodniami dresowymi, które zabrała mężowi. Posłała mi słodki uśmiech, sprawdzając co się dzieje z jej córką. Zgodnie z tym co powiedziała mi matka Camellia poszłem się umyć. Nie zajęło mi to długo.
Weszłem do porozumienia, by zobaczyć jak Camellia tuliłam się do nóg swojej mamy. Kobieta śmiała się z tego, a mini wersja Rosie coś mruczała.
- Przyszedł Raise, Cami - powiedziała, gdy siadałem obok jej córki. Blondynka spojrzała się na mnie, krzycząc moje imię. Wtuliła się mocno, odwzajemniłem uścisk.
Odsunęłem się, ale ona leciała w moją stronę. Pozwoliłem jej ułożyć się na moich kolanach, aby sięgnąć po piżamę.
- Cami odsun się - poprosiłem ją.
- Nie Cami - mruknęła, a ja już wiedziałem o co jej chodzi. Westchnąłem, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Słonko odsun się - dziewczyna tym razem się odsunęła. Ubrałem ją, pomagając wejść do łóżka. Przykryłem ją kołdrą. Wyciągnąłem jej włosy, by zrobić warkocze.
Starając się nie usiąść na nią położyłem nogi po obu stronach jej ciała. Zebrałem włosy, układając je w warkocz. Gdy kończyłem pierwsza stronę ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Raise - powiedział Alexander. Przeniosłem na niego wzrok, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Twój brat nie żyje - powiedział, a ja poczułem wielką radość. Przez chwilę się nie odzywałem, powtarzając sobie jego słowa. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę się działo. - Dlatego przyszłe do ciebie z pytaniem.
- Sucham? - Powiedziałem od razu, wiedząc o co chce się zapytać.
- Zostaniesz najważniejszą osobą, jak ogłoszenia śmierć swojego brata i ojca. Więc gdybyś wpadł na pomysł połączenia naszych rodziny jestem otwarty na twoja propozycje.
- Umie pań czytać w myślach? - Zapytałem, a w odpowiedzi dostałem śmiech Wilson. - Nie będę owijać w bawełnę - przerwałem, aby odchrząknąć.
- Od jakiegoś czasu kocham twoja córkę i dobrze wiesz. Nie popierasz tego, aczkolwiek naszą dwójką nie przejmoje się tym. Oboje dobrze wiem, że nie miała by ze mną źle. W skrócie chce Camellia, nie kogoś innego.
Czułem dziwną dumę z moich słów. Wiedziałem, że moje słowa go wkurwią. Ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło.
- W porządku - powiedział, zbliżając się do dzwi.
- Lecz moim jedynym warunkiem jest to, że musi sama skończyć z Grayson.

***

Obudziłem się już jakiś kwadrans temu, ale nie mogłem wstać, zostawiając Camellia sama w łóżku. Tęskniłem za nią całą i chciałem spędzić każda wolna chwilę z nią.
Poczułem jak dziewczyna zaczyna się ruszać. Spojrzałem na jej twarz. Dziś wyglądała defintywnie lepiej niż dwa dni temu.
- Dzień dobry - przywitałem się, gdy jej oczy spoczęły na mojej twarzy. - Jak się czujesz?
- Lepiej niż dwa dni…
- Brzmisz lepiej niż dwa dni - przerwałem jej, poprawiając włosy Camellia, które spadły na jej twarz. Przyciągnąłem ją bliżej siebie. Ta mała spryciula wykorzystała moją chwilę nie uwagi, aby mnie pocałować. Zrobiła to jak zawsze, czyli powoli, z niesamowita intensywnością jakby miała to robić ostatni raz.
Usłyszałem jak ktoś otwiera dzwi. Chciałem odsunął się od dziewczyna, lecz ta przylepiła się do mnie jak mucha.
- Wstaliscie? - Zapytała cicho Lissay. Dopiero pytanie mojej siostry sprawiło, że Camellia zdecydowała się odsuwać. Podniosła się do pozycji na wpół wiedzącej, posyłając jej przesłodzonym uśmiech.
- Ja tak, ale twój brata jeszcze nie - powiedziała, wskakujac na mnie głową.
Nie odwróciłem się, udając, że naprawdę śpię. Moja siostra nic nie mówiąc wszyła z pokoju. A blondynka ponownie położyła się blisko mnie.
- Pamiętasz jak mówiła ci o Naya? - Zapytała, a ja skinąłem głowę. Nie wiedziałem do czego zmierza, ale było mi to obojętne. - Trzeba by było dowiedzieć się skąd wie?
- Napisz do niej, a ja ją przycisnę - powiedziałem, wstając z łóżka. Ona zmarszczyła brwi, okrywajac się szczelnie kołdrą. Zaśmiałem się. Jeśli liczyła, że to mnie postszyma to się grubo myliła.
Nachyliłem się, aby zacząć gilgać dziewczyne, która rykneła głośnym śmiechem. Próbowała się uwolnić, lecz ja zatrzymałem ją kładąc jej po obu stronach ciała kolana.
- Dobra! - Krzyknąła, wciąż się wiercąc.  -Wygrałeś!
Oderwałem się, podnosząc dziewczynę, która pisnęła ze zdumienia.
Kurwa, ale ja ją kochałem.

***

Wraz z Camellia siedzieliśmy i obmyślaliśmy plan. Plan, który miał nam pomóc w dowiedzeniu się  kto mógł nas wydać.
Plan był idiotyczny. Dlatego dobry.
Gdyby brać ogólnie pod uwagę głupotę przyjaciółki blondynki to już w ogóle.
Cami miała zadzwonić do Naya, aby przyszła do niej, bo ma coś dla niej. Rudowłosa zgodziła się bez większego tłumaczenia o co chodzi.
Zostało nam czeknie na nią.
Camellia w tym czasie siedziała na łóżku, malując coś na płótnie. Ja przez te czas oglądałem ten proces.
Nigdy nie miałem talent do malarstwa ani do niczego co związane z plastyka. Za to blondynka, która siedziała na przeciwko mnie miała i to ogromny. Dlatego moje wszystkie tatuaże były zrobione przez właśnie przez nią.
- Nie masz co robić? - Zapytała się, nie patrząc na mnie. Włożyła sobie włosy za ucho, aby teraz na mnie spojrzeć. Nie odpowiedziałem je tylko wciąż uważnie obserwowałem. - Żyjesz? - Pomachała mi rękę przed twarzą.
- Słyszałeś rozmowa moją i Alexander?
Zapytałem zaciekawiony. Czułem, że Cami może nawet nic nie pamiętać, ale chciałem się upewnić. Nie musiała o tym wiedzieć, a nawet nie powina.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Odetchnąłem z ulgą.
Mój blogi spokój nie potrwał jednak długo, bo ktoś wszedł do pomieszczenia. Odwróciłem się, aby zobaczyć Naya, która wyglądała na podekstowana. Zmarszczyła brwi na mój widok, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Obeszła mnie, witając się z przyjaciółka.
- Zgaduje, że chcecie wiedzieć skąd wiem co was łączyło? - Zapytała, a ja spojrzałem w tym samym monecie na Camellia, z której twarzy dało się jasno wyczytać, że chciała powiedzieć łączy.
- Dokładnie - powiedziałem w tym samym czasie co dziewczyna, siedząc na przeciwko mnie.
- Twój tata - wskazała palce na blondynkę.
- Poprosił mnie, abym zrobiła wszystko co w moje mocy… - Zaśmiałem się bez radości, przerywając tym dziewczynie. - …byś ty odkochała się
- dokończyła. - Tak na podsumowanie radzę iść do niego i o tym pogadać… Ale szczerze…

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz