Rozdział 4

2 0 0
                                    

Camellia

Patrzyłam się na Williams, na którego twarz zaczęło malować się niepokój.
- Okej - powiedziałam wciąż zszokowana. Ciocia rozłączyła się, a ja schowałam urządzenie do tylniej kieszeni spodni. Grayson podszedł do mnie bliżej, kładąc mi dłoń na plecach. Przybliżyłam się do chłopaka i położyłam głowę o jego ramię. Oboje patrzyliśmy na trójkę osób leżących prze na nami.
- Co się stało? - Wyszeptał Grayson, po czym pocałował mój obrąbek ucha. Obróciłam się tak, by przytulić się do jego bok.
- Mam brata - mówiłam, wtulając się w jego bok.
- Muszę jechać do szpitala…
- Jadę z tobą - przerwał mi brunet.
- O nie - powiedziałam, odsówając się od niego, aby spojrzeć na niego. - Ty zostajesz w domu
- mówiłam stanowczo.
- O nie - zaczął poważnie. - Obudzę mamę i jadę z tobą - odsunął się jeszcze bardziej ode mnie oraz podszedł do swojej mamy. - I gówno mnie obchodzi twoje ,,Nie". A teraz idziesz się ubrać i jedziemy.
Czułam, że jestem na przegranej pozycji. Ale zależało mi, aby wygrać te walkę. Moim jedynym asem w rękawie było spróbować go wkurwiać tak, aby zmienił zdanie.
- Nie musisz - zacząłam spokojnie, zakładając ręce na piersi. - Mogę jechać z Charlie…
- Ta już kurwa - przerwał wkurwiony. - Może jeszcze jakiś numerek po drodze, co? - Zapytał się mnie, na co ja otworzyłam w szoku usta. Nie byłam przygotowana na taką odpowiedź. Myślałam, że się tylko na mnie obrazi, jak małe dziecko i to wszystko. A nie dalej w za parte będzie chciał ze mnie jechać. Grayson obudził swoją mamę, gdy ją wciąż patrzyła się nie niego w szoku. Wyjaśnił mamie gdzie jedziemy i co dobrze byłoby gdyby zrobiła, gdy nas nie będzie. Gdy skończył tłumaczyć mamie podszedł do mnie, chwycitakac mnie delikatnie za ramię. Skierowaliśmy się do garażu, Grayson wciąż trzymał mnie za ramię. Puścił mnie dopiero, gdy stał przy dzwiach od strony pasażera. Przywarł mnie do dzwi od samochodu, aby zbliżyć się do mnie, by mocniej mnie pocałować.
Chciało mi się śmiać.
Nie odsunął się ode mnie dużo, patrząc na mnie ciemnymi oczami.
- Od dziś ten drugi White ma trzymać łapy przy sobie, bo inaczej osobiście mu je ryrwe i do dupy władze. - Powiedział i pocałował mnie w czoło. Oderwałam się od auta a Grayson przytulił się do mojego ciała.
- Jesteś zazdrosny w chuj - przyznałam, siadając do samochodu. Patrzyłam na Grayson, który wlepił spojrzenie przed siebie.
- Nic za to nie poradzę - zaśmiał się.
- Współczuję Aurora - mruknęłam.
- Czemu?
- Bo jesteś trochę, jak mój tata. On też zawsze dostał spazmy, gdy mama rozmawiala z jakism facetem, którego tata nie znał. - Wyjaśniłam, a Gray odpalił silniki. Obróciłam glowe w stronę szyby. - Tata często powtarzał mi, że jestem jego najpiękniejszą córka. Nie zgadniesz dlaczego
- powiedziałam, wciąż patrząc na widok za szyba.
- Dawaj - powiedział po chwili ciszy, która oznaczała, że zastanowił się nad odpowiedzią.
- Kiedyś się go o to zapytałam. Powiedzał mi, że to wina mojego wyglądu, bo nim przypominam mu mamę.
- Gdyby nie oczy ty i twoja mama byście były tak…
Nie usłyszałam co Grayson mówił dalej, ponieważ przysnęło mi się. Mój sen bazował głównie na ostatnich wydarzeniach. Musiałam coś mówić, bo gdy się obudziłam, Grayson miał rękę na moim kolanie.
Ciekawe co ja gadałam?
Podjechaliśmy pod szpital, w którym pracowała moją ciocia. Opatuliłam się ramionami, przewracając się na drugi bok z jękiem. Do moich uszu dotarł dźwięk wyłączania silnika. Nie ruszałam się, mając nadzieję, że Williams mnie zaniesie. Grayson otworzył drzwi, a ja przekręciłam lekko głowę w jego kierunku. Zobaczyłam, jak obchodzi cały samochodu, aby otworzyć moje dzwi i mnie wziąść na ręce. Gdy mnie podnosił przymknęłam oczy, słuchając szumu wiatru. Grayson musiał dosyć szybko przejść, ponieważ krótki czas później usłyszałam głos mojej cioci.
- Dobr… Coś się stało Camellia? - Zapytałam się Nora, widząc jak Gray mnie niesie.
- Nie, nie - zaczęłam zaprzeczyć. - Przysnęło mi się    
- wyjaśniłam szybko cioci i stanęłam na ziemi. Podeszłam do kobiety, by się przywitać. Ta od razu opowiedziało jak to się stało, że mój brat przeżył. Nie słyszałam jej za bardzo, liczyło się dla mnie tylko jedno.
Mój brat żyje.
Podeszliśmy do jakiś białych dzwi. Ciocia stanęła po stronie kłami do dzwiz, a ja i Gray po trzeciwniej stronie. Nora wpuściła nas do pomieszczenia. Gdy weszłam do sali w oczy rzucił mi się mój wujek, trzymając małego chłopca na rękach. Podeszłam do wujka, aby przejąć dziecko. Chłopiec nie był bardzo drobny i bardzo nie chciał, aby wujek go mi oddał. Z początku chłopiec zaczął płakać, ale gdy przyłożył swoją mała główkę do mojej klatki piersiowej od razu przestał.
- Pięć minut z siostrzenica - powiedział Richard do swojej żony i mojego przyjaciela.
Choć, czy wciąż mogłam go tak nazywać?
Nie poświęcałam już tej myśli zbyt wiele czasu. Skupiłam całą swoją uwagę na wujku. Richard zawsze odbiegał wyglądem od taty. Tata zawsze gotowy na czyjś pogrzeb. A mój wujek? Zawsze w swoim nie zawodnym szarym dresie z kamiena minę, chodzący wszędzie.
- Był u ciebie? - Zapytał się wujek, gdy Nora i Grayson opuścili pomieszczenie. Patrzyłam się w ciemno zielone oczy mojego wujka, które miał wyjątkowo piękne.
- Kto jeszcze wie? - Zapytałam się. Może mogłam znów dowiedzieć się czegoś nie zbyt przyjemniego.
Ale takie jest życie.
Nie przyjemne.
- Sonny od zawsze grał skurwysyna. Aczkolwiek, kiedy w grę wchodziła rodziną był w stanie poświęcić wszystko co miał. Nawet życie. Poświęcił swoje życie, ktorego każdy mógł mu pozazdrościć, aby jego młodszy brata i jego dziewczyna byli bezpieczni. - Wyjaśnił mi wujek.
- Mama o tym wie? - Zapytałam, przypominając sobie słowa mamy.
- Nie - powiedział niemal że od raz. - Czemu pytasz?
- Bo mam powtarza ,,¹Bo rodziną jest na zawsze"
- wyjaśniłam, a wujek smutno uśmiechnął się w moją stronę. - Mogę zostać sama? - Zapytałam się, na co wujek zaśmiał się ironicznie.
- Nie zostanie sama, bo jak tylko wyjdę Grayson spyta się czy może wejść - zaśmiał się Dick. Uważając na chłopca, którego trzymałam objął mnie i skierował się do wyjścia. Położyłam chłopiec na niego łóżeczko i usiadłam blisko niego poświęcać mu sto procent swoje uwagi. Poczułam, jak ktoś siada bok mnie i przyciaga do siebie. Pocałował mnie w policzek.
- Rozmawiałem z twoim wujkiem - mówił cicho, a ja położyłam mu głowę o ramię. - Powiedzał, że powinienem porozmawiać z tobą od serca.
Wujek należał do elitarnego grona, które wiedziało, że miałam problem z mówieniem o swoich uczuciach. Więc zawsze umiałam takich rozmów, ale tu za bardzo nie miałam wybór.
- Ja ci już powiedziałem swoje - zaczął spokojnie
- teraz ty.
- Po co mam to mówić skoro ty to wiesz?
- Zapytałam się retorycznie. - I nie udawaj, że nie… Kocham cię Williams.
Poczułam wielką gulę w gardle, towarzyszący mi do tego nie przyjemny ucisk w żołądku. Podniosłam głowe, aby na niego spojrzeć spod łba. On mocniej przycisnął mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Ja ciebie też, Wilson - mówił, opierając policzek o moje głowę. - Wiesz, że trzeba jechać do domu?
- Zapytał się mnie cicho, na co kiwnąłam głową. Nie chciałam jeszcze jechać. A chyba bardziej nie chcałam zostawić chłopca samego. Podniosłam, błagające spojrzenie Grayson, który mi nie uleg. Przytuliłam się najmocniej, jak potrafiłam, aby mu pokazać jak bardzo zależy mi abyśmy jeszcze chwilę zostali. Brunet odsunął się ode mnie i wstał, kierując się w stronę wyjścia. Otworzył je i wyszedł, nic mi nie mówiąc. Chwilę patrzyłam się w tamte miejsce. Kiedy skończyłam gapić się w martwy punkt znów przeniosłam wzrok na chłopca. Nie wiem ile mu się tak przyglądałam, ale musiało zajęć to trochę czasu, ponieważ Williams od szukał moją ciocie i jakąś pieliegnarke. Patrzyłam się na tą trójkę stając przed mną, jak na jakiś kosmitów.
- Cami - zaczęła Nora, mówiąc strasznie cicho.
- Ciociu głośniej - poprosiłam ją, na co ta skinęła głową.
- Jeśli chcesz zabrać brata do domu musisz dać mu jakoś na imię.
- To jest jedyny warunek?
- Tak, słoneczko - powiedziała do mnie pielęgniarka, miło się uśmiechając.
,,Słoneczko", gdy to usłyszałam zabolało mnie w klatce piersiowej.
On tak do mnie mówił.
- Zasta…
- Xavier - przerwałam kobiecie, a ta posłała mi pytające spojrzenie. - Rrodzice chceli dać mu tak na imię.
- Dobrze… Poczekajcie chwilę i przyjdę do was
- powiedziała kobieta i szybko ruszyła do wyjścia z sali. Ciocia poszła w ślady tamtej kobiety. Grayson potrzył na mnie chwilę, aby usiąść obok mnie oraz położyć mi rękę na jedynym ramieniu.
- Dziękuję - wyszeptałam w stronę Grayson, który uśmiechnął się w mój stronę. Przyciągnął mnie mocniej do swojego ciała.
- Na moim miejscu każdy zro…
Znów tego dnia mi się przysnęło. Znów w towarzystwie tego samego człowieka. Przy którym z dnia na dzień czułam się co raz bezpieczniej. Ten fakt mnie przerażał, ale jednocześnie ekscytowal. Te dwie emocje tworzyły niebezpieczną mieszankę. A tym bardziej, gdy było się Camellia Wilson.

***

Grayson kazał jej mną się zająć, a on miał ogarnąć resztę rodzeństwa Wilson.
O to w taki sposób siedziałam w kuchni z panią Williams, pijąc gorącą herbatę, która mi zrobiła. Patrzyłam na kobietę, zastanawiając się nad tym co powiedziała po południu.
Spłacam dług u rodzinny Wilson.
O jaki dług mogło jej chodzić i w jaki sposób pomogli jej moi rodzice?
Po całym dniu mogę dojść do jednego wniosku. Moi rodzice to najbardziej zakątkowi ludzie jakich znam.
- W jaki sposób pomogli pani moi rodzice? Zapytałam się, nie mogąc wytrzymać z ciekawości.
- Miałam brata - zaczęła spokojnie, wlepiając we mnie spojrzenie. - Pracował dla rodziny Beck Warr. Zginął podczas jednej z akcji. Twoi rodzice zaopiekowali się jego córką. Bo ja miałam za dużo problemów na głowę. Ale gdy się o tym dowiedzieli sami zaproponowali mi pomóc… Mam u was wielki dług wdzięczności. Bo gdyby nie twoi rodzice to kto wie, czy byśmy dziś tu sobie gawędziły.
- Niech tak pani nie mówi - odezwałam się.
- To prawda.

¹WandaVision 1 odc. 5 Odcinek bardzo specjalny.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz