Rozdział 12

3 0 0
                                    

Camellia

Zgodnie z tym co powiedział tata zeszłam na dół. Przekałam informacje od taty i poleciałam szybko pożegnać się z Grayson i Lilianna. Gdy wracałam do kuchni musiałam wsadzić swoją dumę do kieszeni i poprosić Resia o kluczyki do auta. Jednak w momecie, kiedy ustałam w jej progu nie musiałam tego robić, bo tata właśnie rozmawiał z chłopakiem. Domyśliłam się, że rozmawiali o mnie. Podeszłam do Sonny, który odkąd pojawiłam się w pomieszczeniu, przyglądał mi się uważnie.
- Dostanę swój nóż? - Zapytałam się Nicholas, który stał obok mnie. Wuj uśmiechnął się w moją stronę, po czym wyciągnął z kieszeni czarną pochawę z nożem w środku. Podał mi go do ręki. Z wielkim jak sam skurwysym uśmiechem na ustach wyciągnełam nóż. Był on czarny, aby nie było widać na nim krwi. Nóż miał stałą głownią o konstrukcji full-tang. Jest on używany do działań wojskowych.
- Dziękuję - powiedziałam, przenosząc wzrok na czarnowłosego. On skinął głową, odsuwając się od mebla, o który się opierał.
- Dobrze - zaczął Sonny. - Skoro dzieci dostały swoje zabawki możemy jechać.
Ojciec wraz z braćmi oraz bratem mamy skierowali się do garażu. A ja i czarnowłosy zostaliśmy odesłani na podjazd przed moim domem. Nic nie mówiąc wyszłam przed dom. Kiedy stałam, czekając za Raise pożałowałam, że nie wzięłam mojego płaszcza. Nie odwróciłam się jak wspomiany wcześniej chłopak wyszedł z domu. Ucieszyłam się, że nie będę musiała stać dłużej na tym zimnie. Jednak on nie podszedł do samochodu tylko do mnie. Założył mi płaszcz na ramiona, po czym bez słowa odszedł ode mnie. Podeszłam od samochodu, gdy on go otwierał, weszłam gdy tylko kiwnął głową w moją stronę. Ściągałam płaszcz, skulając się na siedzeniu. Przykryłam się nim, zamykając oczy. Tak strasznie nie chciałam z nim rozmawiać.
- Przepraszam - powiedział, gdy ja byłam już bliska snu. Odwróciłam głowę w jego stronę. - Za to, że wyjechałem, nic ci nie mówiąc. Musiało w chuj zaboleć…
- Nie za bolało… Ty mi tym złamałeś serce
- przerwałam mu słabym głosem. Cały czas uważnie obserwowałam jego postawę. Zacisnął ręce mocniej na kierownicy.
Zabolało, bo miało.
- Zgaje sobie z tego sprawę. Ale ja nie zrobiłem tego specjalnie. Nawet nie wiedziałem, że twój ojciec ci o tym powie. Miałaś nic nie wiedząc o moim wyjeździe. Wiesz Camellia, że nigdy nikogo nie przeprosiłem? - Zapytał, patrząc na mnie. Kiedyś tak bardzo uwielbiałam jego oczach. Teraz nie mogłam na nie patrzeć. - Będzie pierwsza i ostatnią osobą, którą przeprosiłem. Bo uważam, że zraniłem tylko ciebie.
Powoli zaczynałam go nienawidzić, ale przestałam, gdy mówił mi coś takiego. Uśmiechnęłam się w duchu. Okryłam się szczelnie płaszczem, patrząc na profil Raise.
- Kiedy będziemy na miejscu? - Zapytałam się, patrząc za okno. Nie jechaliśmy do firmy mamy tylko za miasto.
- Za jakiś plus minus dziesięć minut - powiedział dziwnie, patrząc na mnie. - Dlaczego okryłaś się tym płaszczem?
- Bo założyłam tylko gorset i jest mi taraz zimno.
Raise już mi na to nie odpowiedział, choć wyglądał jakby chciał rzucicie jakiś nieodpowiednim tekstem. Ale gryzło się w język. Po parunastu minutach jechania w całkowitej ciszy znaleźliśmy się na miejscu naszej podróży. Było to las, a przed nami stał magazyn.
Idealne miejsce, aby kogoś zabić.
- Pójdę z tobą - mówił, wyłączając silniki samochodu. Podniosłam się, ubierając płaszcz, powiedziałam:
- Nie trzeba. Pójdę…
- Mam to w pidździe - przerwał mi Raise. - Idę z tobą.
Nie chcąc się z nim kłócić, skinęłam głową na jego debilny pomysł. Wyszliśmy z auta i gdy już miałam iść w stronę magazynu usłyszałam, jak ktoś przeładowyje broń. Obróciłam się w stronę odgłosu, wyciągając broń z kabury, którym miałam przymocieana do spodni. Osoba, która przeładowała broń okazał byś się Rodriguez.
- Pojebało cie?! - Krzyknęłam w jego kierunku.
- Dlaczego mi do chuja nie powiedziałeś, że zaniezasz to zrobić? - Zapytałam się. Opuściałam Glock, chowając go spowrotem do kabury. Chłopak posłał mi złośliwy uśmiech i podeszł do mnie.
- Myślałem, że grzeczne dziewczynki nie chodzą z Glock - powiedział, kiedy zbliżył się do mnie na tyle, że nie dzieliła nas zadna przestań. Chciałam się od razu cofnąć, ale chłopak mi na to nie pozwolił. - Takie zboczenie, co? - Zapytał, zabierając dłoń z moich pleców. Nie odpowiedziałam mu na to, tylko zaczęłam kierować się w stronę wejścia do magazynu. Raise dogonił mnie w monecie, kiedy przeszłam już pół budynku. Szłam prosto, aż skręciłam w lewo i się zatrzymałam. Ustałam przed szarymi metalowymi drzwiami. Stałam i wpatrywałam się w nie. Nie byłam pewno, czy chce stanąć z tym człowiekiem oko w oko. Choć bardzo chciałam, aby poczuł choć w położę tego bólu co ja. Wzięłam głeboki oddech, nie odrywając wzrok od metalu.
- Co jest? - Zapytał cicho Raise, na którego przeniosłam wzrok.
- Zamyśliłam się - mówiłam, patrząc w jego jasnozielone oczy. Czarnowłosy kiwnął głową, po czym otworzył mi dzwi. Przepuścił mnie w dzwiach. W pomieszczeni byli już ojciec i wujkowie oraz… ten człowiek. Miał ciemne blond włosy, które się lokowały. Oczy miał niebieskie podobnie do oczu Zendaya w Diuna.
- Camellia Wilson - powiedział mężczyzna, uważnie ilustrujac mnie wzrokiem.
- Pysk - warknął mój ojciec. Przeniosłam wzrok na tatę, który wydawał się nieźle wkurwiony.
- Boże Xander nadal się gniewasz się o to, że posówałem ci żonę - powiedział, uśmiechając się złowrogo do mojego taty. Widziałam jak ojciec walczy ze sobą, aby gościa nie pozbawiać życia. Chyba w końcu nie wytrzymał i podszedł do blondyna. Jebnął mu z taką siła, że mężczyzna przechylili główe do tyłu. Richard podszedł do niego, odpychając wkurwionego ojca od mężczyzny.
- Musi być żywy, Alexander - powiedział hardo wujek, obserwując zachowanie mojego ojca. - A ty pysk.
- Boże mam nadzieję, że Camellia będzie bardziej przyjemna w rozmowie - powiedział typ, na co mój ojciec przeniósł na niego wkurwione spojrzenie.
- Dlaczego chcesz rozmawiać akurat ze mną?
- Zapytałam, odzywając się po raz pierwszy odkąd tu byłam. Wszyscy przenieśliśmy na mnie wzrok. Usłyszałam jak ktoś wychodzi z pomieszczenia.
Rasie nie było już za mną.
Znów poczułam się tak samo jak sześć miesięcy temu.

Grayson

Dosyć sporo czasu minęło odkąd Camellia wyszłam ze swoją rodzinną. Gdy usłyszałem otwieranie dziw pierw pomyślałem, że to oni, ale się myślałem. Wrócił tylko ten chopaczek. Nie poświęcałem mu dużo uwagi, bo byłem zajęty dość ciekawa rozmowa z młodsza siostro pana Wilson. Kobieta opowiadała mi jak wyrzucona ją po raz pierwszy z liceum.
A to ponoć, że mną były problemy.
- Zgadnij do ilu liceum chodziłam? - Powiedziała kobieta, kończąc swoją opowieści. Wzruszyłem ramionami, będąc szczerze zaciekawiony. - Do ośmiu! - Krzyknąła, wyrzucając ręce ku górze. Zaśmiałem się na to.
- Wywalali cie dwa razy w ciągu roku?
- Nie… - zaśmiałam się, a po chwili spoważniała.
- Cztery w ciągu jednego roku.
- Ja pierdole… - zaśmiałem się, a Mia podniosła się, patrząc na mnie z góry.
- Herbatę?
- Tak - zacząłem równiesz się podnosząc. - Ale zalej wątek, bo muszę iść położyć Lily.
- Dobrze.
Zgodnie z tym co powiedziałem tak zrobiłem. Miałem wyjątkowe szczęście dziś, bo malutką Wilson poszła spać szybciej niż się tego spodziewałem. Dlatego nie całe piętnaście minut później zbiegłem po schodach. Zatrzymał mnie głos czarnowłosego głos:
- Mia przejżyje na oczy! - Krzyknął w jej stronę chłopaka. - Będzie powtórka z rozrywki - dodał spokojniej.
- Dlaczego go tak nie lubisz, co? - Zapytała, go spokojnie brunetka. - Grayson jest miły, faj…
- Przy Damian też tak mówiłaś - chłopak brzmiał na wkurwionego. - Wiesz co mnie w tym wszystkim wkurwia? - Zapytał się jej, ale nie czekając za jej odpowiedzą kontynuował: - Że to twój brat zadzwoni w środku nocy i powei mi, że Camellia miała nawrót. A mój pracodawca zrobi wszystko, aby przyjechał… - blondyn przerwał na chwilę. - Ale można temu wszystkiem zapobiec. Skończyć. Tej. Zabawy. W związki… - przerwał tym razem, aby wziąść glebooki wdech. Wychyliłam głowę, chcąc by go zobaczyć. Miał odchyloną głowę do tyłu, patrząc w sufit. - Sproboj zrozumieć to chociaż ty… Twoja bratanica to moje wszystko i nie dam jej skrzywdzić byle komu…
On płakał.
Płakał, bo tak strasznie martwił się o tą szesnastolatkę, która do niego znaczyła wszystko.

Camellia

- Kurwa to boli, suko!
Krzyknął Smith, gdy wbijałam nóż w jego ramię. Od ponad godziny uzyskiwałam potrzebne informacje dla mojej rodziny. Typ nie chciał po dobroci, więc wzięłam swoje zabawki i zaczęliśmy zabawę.
- Jak mnie nazwałeś? - Zapytałam z złośliwym uśmiechem na twarzy. Przełożyła ciężar mojego ciała na nóż, o który się opierałam. Krzyk, który usłyszałam był niczym miud na moje uszy. Czuł ten sam ból, co ja gdy dowiedziała się co zrobił. Wyciągałam nóż jak najszybciej się dało, aby poczuł ogromny ból.
Każdy jego krzyk był cudowny. Bo wiedziałam, że go boli.
- Teraz mi wszystko powiesz od początku do końca        
- mówiłam, wymachując noże przed jego twarzą.
- Po dobroci - zbliżyłam narzędzie do jego krtani.
- Albo i nie - obróciłam głowę w bok, obserwując mimikę twarz mojej ofiary.
- Dobra, powiem ci - powiedział w końcu. Odsunęłam się do niego, aby stanąć blisko mojej rodziny. - Florence nigdy nie myliła się co do mojej siostry Martina. Jest jebana dziwka, która pierw zgodziła się byś z twoim kuzynem, a potem nas wychujała. Chciałem się na was zemścić za mojego brata Thomas. A oboje wiem, że najlepiej jest uderzyć w rodzinę, Camellia. Mój brat zginął podczas wyścig z narzeczonym Florence. Oto powód mojej zemsty. Chciałem abyś poczuła to samo co ja Camellia.
Tylko, że on nie wiedział, że ja wiem jaki to boli stracić kogoś bliskiego.
- Teraz to widzę Camellia - odezwał się do mnie, gdy ją byłam gotowa już wyjąć. - Jesteśmy tacy. sami.
Obróciłam się napięcie w jego stronę. Zaczęłam iść w jego kierunku. Ustałam tuż przy mężczyźnie. Wyciągnełam nóż, który zdążyłam już schować do pochawki. Pochyliłam się nad nim lekko, wbijając nóż w wątrobę.
- Nie jestem tacy sami - powiedziałam, a facet głośno jęknął. Wyciagnelam nóż, nie poświęcając mu już ani sekundę wyszłam prze metalowe dzwi. Gdy wyszłam emocje, które mi wtedy towarzyszył zdążyły pość. Uświadomiłam sobie co robiłam.
Zabiłam człowieka.
Ale czy z tego powodu miałam jakieś wyrzuty sumienia?
Nie, bo on pierwszy spróbował zabić. Ja się nie wąchałam i go zabiłam.
- Camellia.
Wyrwał mnie z zamysłu głos ojca. Odwróciłam się w jego stronę. Szedł w moim kierunku, uważnie mnie obserwując. - Dobrze się czujesz? - Zapytał mnie, stojąc naprzeciwko. Podszedł do mnie bliżej kładąc mi dłoń na plecach, po czym mocno mnie objął.
- Pragnęłam go zabić, tato - wyszeptałam w klatkę piersiowej ojca.
- Rozumiem - zaczął powoil, odsuwając się ode mnie. - Ale musisz ochłonąć. Zadzwonię po Raise. Zostaniesz z nim u niego w domu.
Ja i Raise.
W jednym domu.
Sami.
To nie ma prawa skończyć się dobrze.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz