Rozdział 19

3 0 0
                                    

Grayson

Powiedziałem reszcie, że zabieram Camellia do domu. Wszyscy prztakneli, ale Daisy wydawała się zmartwona. Za pewne znała wszystkie problemy swojej siostry. I wiedziała, że nie zabieram jej, bo taki mi się podoba.
Teraz, gdy tak o tym myślałem, nie chciałem wiedzieć jaki Daisy czuła ból za każdym razem, gdy mówiono jej, że jest młodsza siostra nie daje rady. Moja miała tylko problemy z jedzeniem. A jej miała ich tyle, że ciężko było by mi zliczyć. A nawet nie miałem pewności, czy wiem wszystkie.
Wróciłem po blondynkę. Ona leżała na podłodze, oddychając powoli. Podeszłem do niej, biorąca ją na ręce. Zainteresowało mnie co ona robiła w nocy, że teraz ledow żyła.
Po dzisiejszym dniu stwierdziam, że nie należę do osób, które umieją delikatnie kogoś podnieść. A uważam tak, ponieważ Camellia, gdy tylko ją podniosłem otworzyła oczy. Posłała mi wielki uśmiech, szukając czegoś w kieszeni. Znalazła to czego szukała i podała. Były to kluczyki od samochodu.
- Wzięłam dziś Porsche taty - mówiła, układając głowę na moje klatce piersiowej. Ułożyła się wygodnie i ponownie zamknęła oczy.
Gdy szłem, starałem się jej nie obudzić. Zaczęłem trochę przyspieszać, a ona wciąż spała.
Chyba poszła spać na dobre.
Ucieszyłem się z tego powodu. Mogłem iść już swoim normalnym tepem. Wyszłem z budynku, kierując się w stronę Porsche pana Wilson. Na parkingu nie stało zbyt wiele aut i ani jedno nie było czarne. Podeszlem do samochodu, otwierajac je. Obudziłem Camellia, prosząc ją, aby wstała. Zrobila to szybciej niż myślałem. Zamknąłem za nią dzwi i sam wpadłem. Zapiłem pasy Cami, odpaliłem silnik, ruszając. Droga minęła nam w ciszy, która oboje lubiliśmy.
Kiedyś Camellia urwała, by mi głowę. Teraz śpi spokojnie kiedy, ja jestem obok, pomyślałem, śmiejąc się cicho z nie dowierzaniem.
Wiedziałem na moją ulice, dostrzegłem moją sąsiadkę, która dziwnie się przyglądała samochodowi, które ją mijało. Była ona kobietą w poeszłym wieku, która mieszkała z piątka kotów. I kochała siedzieć dwadzieścia cztery godziny w oknie, by później chodzić i opowiadać czego ona to nie widziała. Bardzo chciałem, aby spotkała kiedyś Camellia i zaczęła opowiadać jej o mnie. A jeszcze bardziej chciałem, aby dziewczyna odpowiedział jej ,,O tak wiem. To mój chłopak''. Posikałby się ze śmiechu, gdyby na drugi dzień całą okolica o tym wiedziała.
I już w obrażam sobie co powiedzał mi mój sąsiad z naprzeciwka: ,,Ruchasz córkę swojego prawnika. Mądrze Grayson''.
Kochałem typa.
Zacząłem polowi podjeżdżać na podjazd mojego domu. Zapakowałem, wyłączając śilnik. Spojrzałem na Wilson, która otworzyła oczy. Spojrzała się na mnie nie przytomnie, aby następnie przesunąć się bliżej. Obieła mnie w pasie, mrucząc coś. Zaśmiałem się, kładąc rękę na jej miękka blond włosy. Przyłożyłem głowę do jej głowy. Pachniała jak truskawki. Odsunęła się ode mnie, obracając się w kierunku dzwi. Sam szybko obróciłem się w tamtą stronę. Wyszłem szybciej niż Cami. Przez co zdążyłem podać rękę Camellia, gdy wychodzila z Porsche. Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do domu. Pomogłem ściągnąć jej wierzchnie. Kazałem iść jej do salonu, bym mógł ściągnąć jej buty.
- Zrobił byś mi cherbaty? - Zapytała się, kiedy klękałem przez nią. - I mówiłam, że na oświadczyny jeczsze czas - zaśmiała się. Uśmiechnęłem się pod nosem. Cieszył mnie jak cholera ten jej żart z oświadczynami. Dzięki niemu mogłem się domyślać, że myśli o nas przyszłościowo. Przytaknęłam na jej prośbę.
Skierowałem się jeszcze do koratyarza, aby odstawić buty blondynki. Z kortyerze przeszłem do kuchni, z której miałem dobry widok na dziewczynę. Nalałem wody do czajnika elektrycznego i włączyłem go. Sięgnąłem po herbatę, wrzucając jedna torebkę do kubka. Usłyszałem za sobą kliknięcie. Podeszłem do czanika, podnosząc go zalewając herbatę. Odstawiłem czajnik na miejsce oraz wzięłem kubek. Poszłem z nim do Cami, która przyspalia. Postawiłem kubek, z gorącym napojem przed nią. Wilson podniosła się do pozycji siedzącej i wzięła go do rąk. Chciałem ją uprzedzić, że nie dawna ją zrobiłem, ale dziewczyna zdążyła wziąć już duży łyk. Odnalazłem koc, którym ominąłem blondynkę.
- Dlaczego nie spałaś w nocy? - Zapytałem, obejmując dziewczynę. Ta wtuliła się w moje ciała jak tylko mogła.
- Sprzątałam pokój dla Daisy, potem musiałam to wszystko przygotować. Taka jakoś wyszło, że spałam jak jechałem do szpitala po Daisy.
 - Wyjaśniła Camellia.
- W takim razie skończy pić i idziesz się przespać.
- Powiedziałem twardo.
- A będziesz leżeć obok? - Zapytała się przesłodzonym głosem. Spojrzała się na mnie pięknymi niebiesko zielonymi oczami, przez które nie miałem jej odmówić. Przytaknęłam na jej prośbę.
Skończyła pić herbate. Wstałem z kanapy, a blondynka wyciągneła ręce w moim kierunku. Podniosłem ją mocno, przytulając do swojego ciała. Wyszliśmy z salony, kierując się do schodów. Weszłem po nich powoli, bo nie chciałem obudzić dziewczyny. Otworzyłem dzwi łokciem i weszłem do sypialni. Zbliżyłem się do łóżka, kładąc delikatnie dziewczynę na materacu. Podeszłem do mojej szafy z ubraniani. Wyciągałem czarną koszulkę na krótki rękaw, przekładając ją przez ramię. Wróciłem do pogrążonej w śnie dziewczyny. Usiadłem blisko jej ciała, by delikatnie ściągnąć jej spodnie. Chwyciłem za dół jej golfa, zrzucając go z niej. Ściągnąłem jej staniku i odłożyłem go na bok. Założyłem jej czarną koszulkę, która wyciągnąłem z szafy. Położyłem ją ostrożnie, wyciągnąłem spod jej tyłka kołder i szczelnie okryłem Wilson. Blondynka zaczęła mruczeć coś nie zrozumiałego i obróciła się na bok. Szybkim ruchem zrzuciłem koszulkę oraz spodnie. Położyłem się obok niej. Camellia jak na zawołanie mocno mnie objęła. Schowałem ja w swoim uścisku. Nie zoritowalem się nawet, kiedy poszłem spać.

***

- Hej - powiedzał ktoś cicho.
Nie spałem już od dziesięciu minut. Lecz nie miałem ochoty wstawać. Jakiś czas temu do domu wróciła Liv. Ale nie sama. Wróciła z bliźniaczki White i siostra Cami. Nie zeszłem do nich, bo przecież to nie są dzieci w wieku Aurora lub Lilianna, które trzeba mieć na oku.
Obróciłem się w stronę głosu.
Była to Daisy.
Posłałem jej wielki uśmiech.
- Czy coś się sało? - Zapytałem zaspany.
- Nie - odpowiedział mi krótko. - Co z Cama?
- Zapytała się nie pewnie.
- Wszystko dobrze tylko zmęczona - na twarzy brunetka pojawiła się ulgą. Na jej ładnych malinowych wargach zagościł duży uśmiech.
- Olivia pyta, czy chcecie czegoś do picia.
- Powiec jej, że dla mnie herbata będzie wiedzieć
- skinęła głową. Obróciła się do nas plecami, już miała wychodzic, gdy ją zatrzymałem. - Zosatw uchylone tak na wszelki wypadek - zaśmiałem się cicho, na co ona odpowiedziała mi tym samym. Wyszła spełniając moją prośbę.

***

- Wróciliśmy! - Krzyknęła moją mamą.
Dosłownie przed jej krzykiem otworzyłem oczy. Po ciepłej herbacie od Liv znów przysnąłem.
Camellia przez cały ten czas spała. Sprawdziłem ile jedzie się do szpitala, w którym leżała siostra blondynki. Camellia sprzątnęła pokój oraz zrobiła niespodzinake swoim przyjacielil, spiąć tylko pięć godzin. Podziwiałem ją za to. Ja już dawno powiedział bym, że mam to w dupie i idę spać.
- Gdzie Grayson? - Zapytał się Zack. - Miał byś z wami. Dlaczego on…
- Nie wiem kim pań jest - zaczęła Daisy. - I tak szczerze mam to w dupie. Aczkolwiek ma pan chyba jakiś problem do Grayson, co nie?
- Tak, Camellia. Mam problem, bo twój chłopak…
- Jej chłopka jest z nią! - Krzyknąła straszą z bliźniaczek Wilson. - Nie wie pan kto jakie mam problemu, więc niech pan się nie odzywa. Pana…
- Pasierbic - powiedział.
- Pana pasierbic jest bardzo dobry człowiek. Jeśli nie chce pan mieć ze nią problemów. To! Radzę się od niego odpierdolić.
Czy mogłem mówić, że Daisy mnie lubi?
Nikt przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Za pewne byli w szoku jak brunetka potraktowała mojego ojczyma.
Byłem jej za to wdzięczny.
- Daisy Wilson.
- Stormi Williams - odpowiedziała jej moją matka.
Po tych słowach nikt już się nie odezwał. Stwierdziłem, że Wilson już powiedziała to co miała, więc poszłem spać.

That's why you loved meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz