1

45.3K 888 59
                                    

Miłość jest jedyną rzeczą, której nie możemy kontrolować.

Virginia Woolf

***

Nudzę się.

Wysłałam wiadomość sącząc smętnie drinka przy bocznym barze. Nie czekałam długo na odpowiedź.

No co ty! To impreza naszych marzeń, pamiętasz?

Westchnęłam głośno, nie kryjąc rozczarowania. W otaczającym mnie gwarze rozmów i dyskotekowej muzyki i tak nikt tego nie usłyszał, bo nikt nie zwracał na mnie uwagi.

Właśnie. NASZYCH marzeń. To słowo klucz, Pen, odpisałam. Tymczasem mam wrażenie, że to wieczór wszystkich prócz nas.

Choroba Penny zepsuła wieczór, na który szykowałyśmy się odkąd zaczęłyśmy wspólną pracę. I co mi po tym, że miałam na sobie swoją wymarzoną kreację – ultrakrótką sukienkę mini, całą wyhaftowaną cekinami, którą kupiłam sobie specjalnie na tę okazję, choć zazwyczaj nie wydawałam pieniędzy na podobne zbytki – i odwiedziłam najdroższy i najbardziej ekskluzywny z klubów w Nowym Jorku na Piątej Alei, do którego ktoś tak zwyczajny jak ja w życiu nie miałby wstępu, skoro nie było przy mnie najlepszej przyjaciółki?

Wiem, że spieprzyłam sprawę, ale nie ma tego złego. Na pewno nadrobimy wspólne imprezowanie już niedługo. Na szczęście dla nas Ciastuś uwielbia spotkania integracyjne w luksusowych miejscach, więc co się odwlecze...

Nie mogłam się nie uśmiechnąć na przezwisko, którym Pen określała szefa wszystkich szefów. Mimowolnie spojrzałam w górę ku umieszczonej nad główną salą lokalu loży dla VIP- ów. Potężny prezes Geoffrey Mc Millan gdzieś tam był. Zasiadał niczym Bóg na wysokości, niedostępny i władczy, niedościgły wzór męskiej elegancji, mający oko na swoich podwładnych, jednak nie ujawniający swojej obecności i nie przeszkadzający w zabawie maluczkim. Pozwalał szaleć pracownikom do upadłego na swój koszt, samemu zachowując dystans, być może po to, by oceniać ich zachowanie po godzinach pracy i sprawdzać czy nie godzi ono w idealny wizerunek jego firmy. Był tajemniczy, sztywny, a przez to też nieco straszny. Nie wiem, jak Pen mogła fascynować się kimś, kto nie miał nawet pojęcia jak ma na imię. Jej istnienie, jak i moje, było mu totalnie obojętne. Zresztą nic w tym dziwnego. W końcu obie byłyśmy jedynie recepcjonistkami, najniższymi trybikami w ogromnej korporacji. Jej wizytówką, której nie wybierał szef, bo od tego miał swoich ludzi zarządzających takimi pionkami jak my. Byłyśmy dla niego tylko frontem firmy, który w każdej chwili można było zastąpić innym. Mimo tych oczywistości, moja przyjaciółka wielbiła go do tego stopnia, że aż posiadała w komputerze oddzielny folder z jego fotografiami ze służbowych spotkań czy też prywatne zdjęcia dostępne w kolorowej prasie. Wciąż wierzyła w bajkę o Kopciuszku, nawinie myśląc, że przystojny i obrzydliwe bogaty książę, w tym wypadku prezes największej firmy farmaceutycznej w Ameryce, zwróci uwagę na nic nie znaczącą dziewczynę z recepcji. Ja nie miałam aż tak bujnej wyobraźni, a na życie patrzyłam trzeźwo, zdając sobie sprawę z jego i własnych ograniczeń. Romantyczne historie rodem z książek i filmów nigdy nie były moim udziałem, a z mężczyznami miałam więcej niemiłych niż miłych doświadczeń, przez co obecnie podchodziłam do nich bez szczególnego entuzjazmu, a już kompletnie nie interesowałam się takimi, którzy wywodzili się z innego niż mój świata.

Powróciłam wzrokiem do ekranu mojego telefonu i napisałam:

Możliwe. Jednak to wyjście miało być wyjątkowe. Bo nasze pierwsze wspólne odkąd zaczęłam pracę w MMC

Do mojego biura, ale już - PREMIERA 29.01.2025Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz