28

16.5K 675 39
                                    

O nie, nie, nie...

Ale było już za późno. Sekretarka zarządu z pewnością je zobaczyła, bo dosłownie opadła jej szczęka.

– ...Przyjdę, gdy już nie będziesz zajęty – dodała pospiesznie, po czym zniknęła za drzwiami.

– Jestem skończona – zajęczałam.

– Bo sypiasz z prezesem? – Zaśmiał się Jeff.

Boże, on do wszystkiego podchodził z dystansem lub żartem. Doprowadzał mnie tym do szału.

– Nie sypiam! – żachnęłam się.

– Niech ci będzie – zaśmiał się. – Nie sypiasz, za to pozwalasz robić mu dobrze w jego gabinecie. To zmienia postać rzeczy.

Zagotowałam.

– Jesteś niemożliwy! – wyrzuciłam z siebie z irytacją.

– Ale za to jaki przystojny. No i utalentowany. Moje palce są niezastąpione, czyż nie, panno Meyer?

Poczułam taką wściekłość, że mogłabym go w tej chwili spoliczkować.

Ale to był prezes...

Mój nieszczęsny szef.

Musiałam jakoś zachować spokój i nie dać mu się sprowokować. Najlepszym wyjściem była więc ucieczka. Jeff zjedzie mi z oczu, a ja się wyciszę z dala od niego i przemyślę, jak dalej z nim postępować. Jeśli zostanę tu chwilę dłużej, skończy się to awanturą lub znów mu się oddam. Nie byłam tylko pewna, która opcja jest gorsza.

– Wychodzę – oświadczyłam zsuwając się z blatu, po czym ruszyłam w stronę wyjścia z dumnie zadartą głową.

Nie pozwolę mu bawić się moim kosztem i śmiać się ze mnie. Dość tego poniżania!

Otworzyłam drzwi i prawie wpadałam na kilka asystentek z Kate na czele, które kręciły się pod gabinetem.

Podsłuchiwały?

Dziewczyny szybko czmychnęły w różne strony, a Kate pospiesznie zajęła miejsce za swoim biurkiem.

Ciekawskie zołzy!

Czułam ich wzrok na sobie, gdy przechodziłam bez słowa obok biurka sekretarki. Śledziły każdy mój ruch. Ich niechęć była wręcz namacalna. Każda z nich chciała być na moim miejscu. Szkoda tylko, że nie miała pojęcia, jak chętnie, bym się z nimi zamieniła w tej chwili...

– Panno Meyer!

Głos prezesa przywrócił mnie do rzeczywistości.

Odwróciłam się w stronę gabinetu, z którego wyszedł Jeff.

– Zapomniała pani o czymś – odpowiedział z demonicznym uśmiechem.

– O czym? – zdumiałam się, bo nie wiedziałam co ma na myśli.

– O tym – oświadczył, po czym sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął z niej moje koronkowe majtki. Ot tak. Po prostu. Jakbyśmy byli w biurze sami.

Kobietom znajdującym się wokół nas opadły szczęki. Ja również byłam bliska zbierania swojej z ziemi.

Co on odwalał?

Przecież tu byli inni...

Jakby celowo chciał mnie upodlić lub zaznaczyć teren, że od tej pory jestem jego. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Co za wstyd...

I co ja miałam zrobić? Przecież go nie zabiję, choć byłam bliska.

Podeszłam do niego i wzięłam od niego swoją bieliznę.

– Dzięki za czujność – rzuciłam, po czym jak gdyby nigdy nic ruszyłam w stronę wind.

Do mojego biura, ale już - PREMIERA 29.01.2025Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz