Światła ogromnych żyrandoli i kryształowych kinkietów rozjaśniły pomieszczenie, rażąc moje oczy. Byłam zdumiona, że przerwa nastąpiła tak szybko, bo nawet zaczęło mi się to podobać. Pierwotnie myślałam, że tego nie zdzierżę. Sama muzyka, bez obrazów wydawała mi się czymś bezgranicznie nudnym. Ale u boku Jeffa, z głową wypełnioną myślami o nim, czas przeleciał mi przez palce.
Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do jasności, mogłam przyjrzeć się siedzącej obok nas parze. Wyglądali zjawiskowo: on – przystojny, barczysty ciemny blondyn, ona – rudowłosa piękność o szmaragdowych oczach i burzy rudych włosów. Oboje nosili obrączki, a kobieta była w zaawansowanej ciąży, co podkreślała jej sukienka o wysokim stanie. Wow. To była kwintesencja kobiecości i elegancji. Poczułam się dziwacznie w swojej „awangardzie".
– Cieszę się, że skorzystaliście z mojego zaproszenia. – Jeff zwrócił się do towarzyszących nam ludzi przymilnie. – Ario, pragnę ci przedstawić państwa Celię i Ralpha Wagnerów, najwybitniejszych naukowców naszych czasów.
A więc to byli oni? Osławieni Nobliści, twórcy cudownego leku na guzy mózgu?!
Czułam się onieśmielona i taka... mała. Bezbarwna. To byli geniusze, w ich towarzystwie praktycznie każdy był głupcem.
– To prawdziwy zaszczyt! – stwierdziłam entuzjastycznie wyciągając dłoń do nowo poznanych. Mężczyzna popatrzył na mnie krytycznie, nie wyglądał na zachwyconego powitaniem, kobieta wręcz przeciwnie – życzliwie ścisnęła mnie na rękę.
– To moja... dziewczyna – Aria Meyer – stwierdził Geoffrey, wskazując na mnie.
Boże, on znów mnie nazwał swoją dziewczyną!
Miałam ochotę hiperwentylować...
– Miło mi cię poznać, Ario – stwierdziła Celia.
Podobała mi się. Była po prostu sympatyczna w przeciwieństwie do jej męża, który choć bardzo przystojny przywodził na myśl chmurę grodową. Ona była słońcem, on cieniem. Dobrze, że Jeff nie wyglądał na wiecznie obrażonego, jak profesor. Może to wynikało ze sławy, może z poczucia wyższości nad innymi, w końcu to on był geniuszem, ale nie wyglądał, jak ktoś życzliwie nastawiony do świata, a zwłaszcza do Geoffreya, co tylko potwierdził stwierdzając burkliwie:
– Wykorzystuje pan moje i mojej żony zamiłowanie do muzyki klasycznej, by ugrać coś we własnej grze o kontrakt życia. Szkoda tylko, że nie zadbał pan o odpowiednią prezencję. Już myślałem, że pan nie przyjdzie, co poczytałbym za afront.
Aż mnie zmroziło. Nie sądziłam, że ktoś będący laureatem Nagrody Nobla może być aż takim mrukiem i cechować się taką nieuprzejmością. Co ciekawe Mc Millan nie wyglądał na zbitego z tropu, zupełnie jakby spodziewał się podobnego traktowania. Błysnął zębami w szerokim uśmiechu, po czym puścił do mnie oko, mówiąc:
– Mieliśmy małą... przygodę w windzie.
Momentalnie cofnęłam wszystkie romantyczne spostrzeżenia na jego temat. Jak mógł mi to zrobić? Przy obcych zasugerować, że my... O rany. Wstyd powrócił i to we wzmożonej formie. Może jednak lepiej mi by było w łóżku z książkami i zwierzakami?
Nieznajomy zlustrował mnie wzrokiem.
– Nienawidzę spóźnialstwa – burknął.
Co za wyniosły i nieprzyjemny typ. Z trudem zapanowałam nad grymasem niechęci. Na szczęście sytuację uratowała jego towarzyszka.
– Och, Ralphie – powiedziała przytulając się do jego ramienia i uśmiechając się przyjaźnie do mnie. – Taką „przygodę" możesz panu prezesowi wybaczyć. Moim zdaniem jest w pełni usprawiedliwiony. A teraz skoczcie proszę po jakieś napoje, będziecie mieć też okazję do rozmowy . Zanim ja się dotoczę do baru minie przerwa, a ja i twoja córka jesteśmy bardzo spragnione. Towarzyszka pana Geoffreya także. Czyż nie? – Zatrzepotała uwodzicielsko rzęsami i jeszcze mocniej przytuliła się do ramienia mężczyzny.
Byłam w stanie jedynie skinąć głową, a mężczyzna momentalnie złagodniał, bo uśmiechnął się do niej i z czułością pocałował jej czoło, mówiąc:
– Oczywiście, skarbie.
– Tylko ma być słodkie – skomentowała Celia. – Domagamy się cukru. Mają tu pyszne drinki bezalkoholowe i mini ptysie. Koniecznie je przynieście. Dużo!
– Dla was wszystko, moje królowe – oznajmił pokornie profesor wstając z miejsca.
Byłam zaskoczona. Co za moc przekonywania. Nadęty bufon spokorniał. Celia podobała mi się jeszcze bardziej. Jej zamiłowanie do słodyczy także. Mogłyśmy sobie przybić piątkę.
Jeff pochylił się nade mną, podczas gdy Celia wydawała kolejne rozkazy co do swojego menu.
– Jakiego chcesz drinka? – zapytał.
– Bezalkoholowego! – odparłam stanowczo.
– Nie lubisz alkoholu? – zdziwił się. – Bo w ciąży przecież nie jesteś?
Uśmiechnęłam się lekko.
– Po prostu już jestem pijana i to mi wystarczy.
– Pijana? – zdumiał się, marszcząc brwi. – Czym niby?
Uśmiechnęłam się szerzej.
– Tobą. Wystarczająco zmąciłeś mi w głowie, bym jeszcze sięgała po inne niż ty używki – stwierdziłam, a oblicze mężczyzny również rozjaśnił szeroki uśmiech.
– Idziesz, Mc Millan? – warknął Wagner, który stał już przy drzwiach, a Jeff pogładził mnie po policzku, po czym ruszył za swoim niesympatycznym kompanem. Mimowolnie dotknęłam swojej twarzy w miejscu, które dotknął.
Zrobił celowo? A może... Może jednak było to spontaniczne?
Dziewczyna...
Nie, to niemożliwe, by uważał mnie za nią tak szybko. To byłoby nieracjonalne, a o brak racjonalizmu nie mogłam posądzać kogoś, kto rządził koncernem farmaceutycznym i miał na koncie miliony. Jeff po prostu zaprosił mnie tu, bym robiła za tło i by Celia miała towarzystwo i tyle... Tylko dlaczego w takim razie dał się porwać chwili w windzie i zaryzykował kontrakt życia, by spędzić ze mną czas? To wszystko kłóciło się ze sobą i wprowadzało jeszcze większy zamęt do mojego życia.
CZYTASZ
Do mojego biura, ale już - PREMIERA 29.01.2025
RomanceAria jest recepcjonistką w ogromnym koncernie. Nic nieznaczącym trybikiem w korporacyjnej machinie. Na firmowej imprezie wpada w oko jednemu z pijanych dyrektorów, który zaczyna nachalnie się do niej przystawiać. Z opresji ratuje ją przystojny szef...