45

13.4K 688 37
                                    


Ależ mi się dobrze spało. Dawno tak się nie wyspałam. Jakbym była dzieckiem – beztroskim i pozbawionym zmartwień.

Przeciągnęłam się na łóżku. Moje nozdrza owiał zapach jedzenia.

Mmm. Jajecznica i bekon. I... naleśniki?

Byłam głodna jak wilk, dlatego przyjemny aromat pieszczący moje nozdrza sprawił, że zaburczało mi w brzuchu. Podniosłam powieki i rozejrzałam się. Leżałam w swoim łóżku, u mojego boku nie było Honey and Moona. Za to przyjemny zapach nie ustawał.

To nie był sen...?

W takim razie skąd dobiegał? Przecież ja byłam tutaj i jeszcze niczego nie zdążyłam ugotować.

Zdumiona bardziej niż przestraszona poderwałam się z łóżka. I wtedy zorientowałam się, że jestem naga...

Naga?!

To mi się nie zdarzało. Miałam moją ukochaną piżamę flanelową w serduszka lub szorty w misie i T-shirt do pary, ale nigdy nie wybrałabym do spania opcji bez ubrań. W nocy musiałam czuć się komfortowo, a to wiązało się z ciepłem i bezpieczeństwem, bo tych brakowało mi, gdy mieszkałam w domu dziecka i dlatego rekompensowałam je sobie w dorosłości. Miało być mi wygodnie, a zwierzęta częstokroć musiały grzać mi stopy, bo kołdra mi nie wystarczała, dlatego opcja nagości w łóżku nie wchodziła w grę.

Uchyliłam drzwi do sypialni i wyjrzałam do maleńkiego saloniku. Nie dostrzegłam w nim Honey i Moona.

Dziwne...

Gdzie się podziali? Zawsze witali mnie entuzjastycznie, tymczasem dziś nie tylko nie zastałam ich u swojego boku, ale i nie doświadczyłam z ich strony radosnego dzień dobry.

Co jest?!

Zaniepokojona, że stało się coś złego, już bez dalszego namysłu ruszyłam do kuchni.

Już chciałam zawołać psa i kota, jednak słowa ugrzęzły mi w gardle na widok Jeffa, który stał przy mojej kuchence i smażył coś zawzięcie pośród wazonów z kwiatami. U jego boku siedziały zwierzaki wpatrując się w niego wygłodniałym spojrzeniem. W tej chwili jako dawca jedzenia jawił im się jako prawdziwy bóg, dlatego na mnie nawet nie zwróciły uwagi, gdy zajrzałam do malutkiego pomieszczenia. Geoffrey swoją posturą sprawiał, że to wydawało mi się jeszcze mniejsze niż zwykle. Ledwo się mieścił w nisko sklepionej kuchni. Był wielki, rozbudowany w brakach i... nieubrany jak ja!

O Boże!

Niby już widzieliśmy się bez ubrań, ale to i tak był szok.

Nagi prezes Mc Millan's Company smażył jajka i naleśniki w mojej kuchni!

To była czysta abstrakcja.

Surrealizm.

Moje oczy przylgnęły do jego ciała jakby to było przyciągającym je magnesem. Nie byłam w stanie ich oderwać od niego.

Co za postura...

Te mięśnie.

W moich książkach – często zdarzało mi się sięgać po romanse – przeważali piękni mężczyźni. Ich opisy rozpalały zmysły i burzyły krew w żyłach, jednak żaden z nich nie mógł się mierzyć z Geoffreyem Mc Millanem!

Żaden!

Nawet Arthur czy – Boże, naprawdę to pomyślałam? – Greg!

Nie przekonywały mnie nawet blond włosy, które mieli. W tej chwili straciły na znaczeniu. Już nie było istotne, że Jeff brunetem. Najważniejsze, że wyglądał jak bóg. W tej chwili nie tylko dla moich wygłodniałych zwierząt, ale i dla mnie. W sumie ja też byłam głodna i to nie tylko na te pyszności, które pichcił...

Do mojego biura, ale już - PREMIERA 29.01.2025Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz