– Dlaczego wczoraj nie odebrałaś? – zaatakowała mnie Penny, gdy wkroczyłam do wielkiego, wyłożonego marmurami lobby biura MMC, w którym mieściła się nasza recepcja.
Jej ton i pretensja w głosie sprawiły, że dodatkowo pożałowałam, że tu przyszłam. Powinnam zostać w domu i wziąć urlop na żądanie. Albo iść do lekarza po zwolnienie. Fatalnie się czułam. Oczy bolały mnie od płaczu. Byłam totalnie niewyspana, a moje myśli były sieczką. Gdybym jednak nie przyszła do pracy, nie byłoby lepiej. Zamknęłabym się w sobie, a to nie działało na mnie dobrze. Ledwo wyszłam z depresji, nie chciałam popadać w kolejną, a wiedziałam, że skrajna samotność sprzyjała jej rozwojowi i tylko pogorszyłaby sprawę. Na terapię nie miałam środków, dlatego zwlekłam się do roboty, by wyjść do ludzi i znów się nie rozsypać, jak to się stało przy Arthurze.
– Wybacz – bąknęłam siadając na swoim krześle i odpalając komputer. – Nie miałam do tego głowy.
– Nie miałaś głowy?! – wykrzyknęła stanowczo zbyt głośno Penny, bo ochraniarze stojący przy szklanych obrotowych drzwiach wiodących do lobby zwrócili ku nam zdumione spojrzenia. Zniżyła więc ton, choć nadal zdradzał zdenerwowanie, gdy dodała: – Martwiłam się. Czekałam na wieści, a ciebie wcięło. Przecież wiesz jak mi zależało na tym, by znać szczegóły tego spotkania. Jak Mc Millan? Poszło jak to sobie założyłyśmy?
Zagryzłam wargi. I co ja jej miałam odpowiedzieć, skoro nawet nie chciało mi się z nią rozmawiać? Chciałam wyciszenia. Pragnęłam nie myśleć już o bezczelnym prezesie, który śmiał mnie dotykać i wikłać w swoje dziwne układy erotyczne i towarzyskie. Oddałabym wszystko, by wrzucić z głowy jego obraz. Jego twarz o szlachetnych rysach, prostym nosie i diabelskim spojrzeniu. Jego czarne, lekko falowane włosy. Jego posturę sportowca. Jego dłonie – wielkie i niosące ze sobą jeszcze większą przyjemność. Jego...
– Ario? Mówię do ciebie, czy ty w ogóle mnie słuchasz? – Głos przyjaciółki oderwał mnie od wyliczania walorów przeklętego Jeffa.
– Yyy, tak – bąknęłam wracając do rzeczywistości, która nie była już tak piękna, jak obraz prezesa MMC wypalony na dnie mojego umysłu niczym tatuaż.
– Zatem mi odpowiedz! Odpowiedz co takiego wydarzyło, że nie raczyłaś się do mnie odezwać, choć rzekomo się przyjaźnimy! – zasyczała wbijając we mnie palące spojrzenie.
Poczułam irytację, że tak mnie ciśnie.
– Nic się nie wydarzyło – odburknęłam nie patrząc na nią, a na monitor mojego komputera. – Nic, prócz tego, że dowiedziałam się, że ten twój Ciastuś ma narzeczoną!
Penny zamilkła. Wiedziałam, że to ją zszokowało równie mocno co mnie i że byłam okrutna informując ją o tym fakcie, ale zwyczajnie chciałam, by dała mi już spokój i przestała poruszać przy mnie temat tego padalca Mc Millana. Wystarczało mi, że znajdowałam się w miejscu, w którym każdy detal mi o nim przypominał, bo prawie wszystko tu było sygnowane jego nazwiskiem. Nawet płyty, którymi wyłożona była podłoga lobby nosiły na sobie monogram MMC. Bleh.
– Ma narzeczoną...? – powtórzyła w końcu słabo.
– Tak – potwierdziłam. – I zdaje się szuka tej trzeciej do związku. Ja pasuję. Ale jeśli ty reflektujesz, droga wolna.
Przemawiały przeze mnie żałość i złość. Piękny Mc Millan był jak Arthur, a to było niewybaczalne!
– Ale... ale ja nie rozumiem – bełkotała Penny. – Śledzę go na portalach plotkarskich. Czytałam wszystkie artykuły o nim. Owszem, był widywany z kilkoma celebrytkami i modelkami, a także córką bogaczy z branży powiązanej z farmacją, ale nigdy nie było mowy o narzeczeństwie!
– Widać prasa nie jest na bieżąco, a nasz prezes sprytnie pokazuje dziennikarzom tylko te aspekty swojego życia, które zechce. Bogatemu wszystko wolno. – Wzruszyłam ramionami i udając niezainteresowanie tematem przeszłam do skrzynki mailowej firmy.
– Nie wierzę... Naprawdę nie wierzę – jęczała dalej Pen. – To niemożliwe. On nie może mieć narzeczonej. Wiedziałabym o tym...
– Śledzący go paparazzi tego nie wiedzą, to skąd niby ty miałabyś mieć taką wiedzę? – warknęłam na widok setki wiadomości, które przyszły, wprawiając mnie w jeszcze większą złość niż odczuwałam chwilę temu. Wszystko mnie irytowało, bo wszystko dotyczyło Mc Millana, który jeszcze wczoraj rano był mi całkowicie obojętny, a nagle przysłonił cały mój świat, który kręcił się w tej chwili tylko wokół niego.
– Kim ona jest? – Pen chwyciła mnie kurczowo za rękę. – Chcę wiedzieć! Chcę wszystko wiedzieć o mojej wrogini.
Westchnęłam ciężko. Najwyraźniej dzisiejszy dzień – bez względu na to, jak bardzo tego nie chciałam – będzie dedykowany Geoffreyowi i siłą rzeczy będę o nim rozmyślać, mówić i nakręcać się na nowo.
– Nie pomogę – odpowiedziałam strzepując jej rękę ze swojej, by już spasowała. – Jedyne co o niej wiem to, że ma na imię Amanda, jest bogata i wygląda jak milion dolarów.
– Amanda? Słyszałam to imię w kontekście Ciastusia. – Penny rozmyślała na głos. – To chyba własnie ta córeczka bogatych rodziców, ale już od pewnego czasu nic się o niej nie mówi w jego kontekście. Myślałam, że całkiem się rozstali.
Poczułam się jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej.
– No widzisz. Widać masz nieświeże informacje, bo diament, który jej kupił sugerowałby wielką miłość i szybki ślub. Musisz się pospieszyć. Inaczej ta cała Amanda zgarnie ci ciastko sprzed nosa – skomentowałam z drwiną.
Pen była naiwna, że nadal roiła coś sobie względem Geoffreya. Nawet jeśli on kiedykolwiek potrzebował takich dziewczyn jak my, to tylko i wyłącznie dla zabawy. Wielkich planów w tym nie było, jedynie poryw chwili. Na myśl o nim zacisnęłam kurczowo uda, bo poczułam się tak, jakby znów wielka, gorąca dłoń Jeffa spoczęła na mojej kobiecości.
– Nie daruję jej! – odparła zapalczywie moja przyjaciółka. – Nie daruję żadnej, która go zarywa.
– W takim razie zrób coś z tym – odpowiedziałam, udając niewzruszenie. – Pójdź do niego, zagadaj... Wyślij mu frywolne zdjęcie. Jeff nawet nie wie o twoim istnieniu, jak zatem miałby poznać stan twojego serca?
W tej chwili Pen wydawała mi się infantylna i dziecinna. Totalnie odjechana i niepoważna.
– Jeff? – Dziewczyna załapała mnie za słówko.
– Jeff. No i? – burknęłam zaszczycając ją wreszcie spojrzeniem.
– Odkąd tak nazywasz naszego prezesa? – zapytała marszcząc czoło i przyglądając mi się podejrzliwie.
Odkąd jego język spotkał się z moim, a palce z moją cipką, przeleciało mi przez głowę. Nie zdążyłam jednak skomentować, bo w tym momencie do lobby zaczęli wchodzić pierwsi pracownicy. Recepcja z reguły zaczynała pracę jako pierwsza. Wśród nowo przybyłych dostrzegłam Grega. Widok zamyślonego blondyna podążającego w stronę wind sprawił, ze na moment wyrwałam się z rzeczywistości, która władał Geoffrey. Wstałam z miejsca i bez słowa wyjaśnienia do przyjaciółki ruszyłam w jego stronę. Byłam mu winna rozmowę i zaproszenie. I w tej chwili wolałam zdecydowanie bardziej jego towarzystwo niż rozhisteryzowanej Penny. Dlatego przezwyciężając swój wstyd, chwyciłam go za ramię powstrzymując go, by nie wsiadł z resztą oczekujących do winy, która właśnie nadjechała.
CZYTASZ
Do mojego biura, ale już - PREMIERA 29.01.2025
RomanceAria jest recepcjonistką w ogromnym koncernie. Nic nieznaczącym trybikiem w korporacyjnej machinie. Na firmowej imprezie wpada w oko jednemu z pijanych dyrektorów, który zaczyna nachalnie się do niej przystawiać. Z opresji ratuje ją przystojny szef...