Po jedzeniu ułożyłam wygodnie głowę na piersi Leonida, który wsparł plecy o pień drzewa. Chłopcy pokładli się na trawie i zapadli w poobiednią drzemkę. Mój wuj również siedział z przymkniętymi oczami, jego oddech z każdą chwilą robił się coraz powolniejszy i rytmiczny. Nic nam nie groziło, więc nikt nie wyruszył na zwiady. Wszyscy chcieli odpocząć po całonocnej walce z wampirami.
Mój organizm wcale nie był zmęczony. Upewniłam się, że chłopcy zasnęli i powoli podniosłam się z piersi Leonida. Przemieniłam się w wilka i truchtem wkroczyłam między drzewa. Potrzebowałam uporządkować myśli i psychicznie przygotować się na spotkanie z obozowiczami. Pobyt w wiosce zmiennokształtnych uczynił mnie silniejszą, uświadomił mi moje wilcze ja, ale również pokazał, gdzie znajdują się granice mojej mocy. Chciałam pokazać moim greckim przyjaciołom, że nie stanowię zagrożenia.
Coś poruszyło się w krzakach przede mną. Zamarłam, poruszały się jedynie moje uszy w poszukiwaniu źródła dźwięku. Wytężyłam wzrok, który uchwycił blask złotych ślepi. Warknęłam gardłowo i rzuciłam w stronę tajemniczej postaci. Poruszała się bardzo szybko. Jej jedynymi śladami był szelest liści i tupot stóp o ziemię. Goniłam za jej zapachem, chcąc dowiedzieć się, kim jest i dlaczego mnie obserwowała.
Wyskoczyłam spomiędzy drzew i wypadłam na leśną drogę. Nie zdążyłam zareagować, gdy coś uderzyło z impetem w mój bok, wyrzucając mnie w górę. Usłyszałam trzask żeber, zderzenie na sekundę odebrało mi dech w piersi. Upadłam na ziemię, obijając sobie drugi bok. Zaciągnęłam się powietrzem, z ulgą stwierdzając, że raczej nie miałam przebitego płuca.
Potrząsnęłam głową i spojrzałam w prawo. Zobaczyłam czarnego jeepa. Jego przód był wgnieciony tak, że auto nadawało się w stu procentach do naprawy. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn, ale nie podeszło bliżej. Stali przy drzwiach auta, patrząc na mnie rozszerzonymi oczami. Z daleka wyczuwałam ich strach na widok wielkiego zwierzęcia.
- Ej, stary, co to jest? – jeden z mężczyzn sięgnął do tylnej kieszeni. Powoli podniosłam się na lekko drżących łapach, obnażając zęby przez ból, jakie rozlał się wzdłuż całego, prawego boku.
- Wygląda jak wilk, ale jest wielkie jak koń – drugi mężczyzna już miał w ręce telefon i właśnie go na mnie nakierowywał. Nie mogłam dopuścić, żeby moje zdjęcie krążyło gdzieś po internecie.
Ostatni raz spojrzałam przed siebie, łapiąc kontakt wzrokowy ze złotymi ślepiami, jako jedynymi widocznymi w gęstych krzakach. Istota kiwnęła głową, jakby chciała dać mi znak, że mam uciekać. Nie wiedziałam, co tu się, do cholery, działo, ale nie zamierzałam dłużej ryzykować. Obróciłam się najszybciej jak umiałam, biorąc pod uwagę mój obecny stan zdrowotny i skoczyłam między drzewa, skąd przybiegłam.
Po około piętnastu minutach wróciłam w miejsce, w którym wciąż spali chłopcy. Wróciłam do ludzkiej postaci i padłam na ziemię, klnąc głośno. Złapałam się za bolący bok i zamknęłam oczy, czując, jak gorące poty występują na moje czoło. Miałam wrażenie, jakby ktoś wbijał tysiące maleńkich igiełek pomiędzy moje żebra.
Siarczyste przekleństwo wypadło spomiędzy warg Leonida. Uśmiechnęłam się mimowolnie i otworzyłam oczy, widząc, że kuca przede mną. Na jego twarzy malowała się taka furia, że aż mnie to zaniepokoiło. Podniosłam się do pozycji siedzącej, oddychając głęboko i zaciskając zęby, żeby nie pokazać, jak bardzo bolą mnie połamane kości.
- Czy ty ciągle musisz sobie robić krzywdę? – warknął Leonid. – Zostawić Cię na chwilę i wracasz z połamanymi żebrami. Co się stało?
- Kto Ci to zrobił? – głos James'a trząsł się od powstrzymywanego gniewu. Wywróciłam oczami, powoli irytując się nadopiekuńczością swoich kompanów.
CZYTASZ
Córka Dziewicy: Pełnia
Fiksi PenggemarRzeczywistość stała się fantastyką. *w fanfiction pojawiają się wszelkiego rodzaju używki, sceny erotyczne i przekleństwa, czytasz na własną odpowiedzialność*