20# Jak Ćma z jaszczurem

38 3 1
                                    

REX

Rex cierpliwie czekał aż cała sprawa ucichnie, od momentu wystąpienia na żywo w telewizji nie opuszczając swojego kompleksu i załatwiając większość spraw biznesowych w bezpiecznych czterech ścianach swojego biura. Publika była wbrew pozorom niezwykle prostą i przewidywalną masą. Trendy przeminą, znajdzie się nowy kontrowersyjny kozioł ofiarny i cykl rozpocznie się od nowa. 

Włodarz tydzień temu przyjął zamówienie na odbycie imprezy z okazji piątej rocznicy ślubu od pewnego bogatego demona. Trwały właśnie przygotowania sali bankietowej przed wieczornym przyjęciem. Jaszczur, ubrany standardowo w elegancki czarny garnitur z bordową muszką kręcił się po głównym holu znajdującym się tuż przy wyjściu, wydając swoim pracownikom rozkazy i gestykulując przy tym intensywnie łapami. 

— Wywal ten obrus do prania, psia mać, nie widzisz jaki jest upieprzony? — kiedy poczuł jak powoli kumulują się w nim nerwy uznał, że to czas na przerwę. Zapaliwszy cygaro oparł się o jedną ze ścian, rozkoszując się smakiem. Służba wróciła do swoich zadań, a Rex chwilowo został w przestronnej sali sam. Przymknąwszy oczy wsłuchał się w lecącą cicho z głośników spokojną włoską muzykę. Dzień był dobry.


Valentino

– Rex! – krzyknął radośnie Val rozkładając w serdecznym geście lawendowe ręce, gdy podchodził do włodarza – wiedziałem, że to wszystko blaga i pomyłka.

Zbliżył się do zaskoczonego gospodarza i uściskał go.

– Nie musiałeś iść do telewizji… – powiedziała demoniczna ćma i dodała teatralnym szeptem – Chociaż Vox docenia gest.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, ustrojonym porządnie na przyjęcie. Odsunął się trochę od Rexa i poprawił odruchowo swoje wielkie czułko. Nie raz się zdarzyło, że zaczepił nim o jakaś framugę czy lampę z powodu swojego wzrostu.

– Wszystko dopięte na ostatni guzik, co? – Zapytał Val i uśmiechnął się, błyskając złotym zębem, identycznym jak u Angela.

Jeszcze nie pytał się o swoją własność, ale trudno było się nie domyślić po co się tutaj zjawił.

Rex

Kiedy zjawił się Valentino, jego dobry humor uleciał z niego tak szybko, jak się pojawił. Lekko zdezorientowany odwzajemnił gest i nerwowo przeciął powietrze silnym ogonem.

— Cześć, Val — mruknął. — A zatem widziałeś mój występ — dodał po chwili. Włożywszy sobie cygaro do pyska związał łapy z tyłu, lustrując ćmę czujnym spojrzeniem czarnych ślepi. Nie podobała mu się ta sytuacja, włodarze raczej nie wpadają do siebie w odwiedziny bez powodu. Głupi by się nie domyślił, po co Val tak naprawdę tu jest, ale postanowił póki co grać na zwłokę. Zaśmiał się cicho.

— Na pewno słyszałeś, jak bardzo dbam o jakość swoich usług. Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę? Velvette i Vox nie mogli wpaść?

Valentino

– Piękna muszka – skomplementował Valentino bordową muszkę Rexa – pasuje ci. Vox i Vel właśnie układają małą ramówkę…

Westchnął i machnął ręką. Program „Bez ciebie jak bez ręki” miał problem z natury logistycznej. Demony za szybko traciły tam ręce.

– Ja jestem zrozpaczony. Chciałem przyjść i wywołać wojnę z tobą, chociaż mądrze mówiłeś, że nie chcesz konfliktu. – Wygiął się zrozpaczony i dotknął teatralnie czoła wierzchem dłoni. – Vox wybił mi to z głowy. Tylko, że Angela nigdzie nie ma.

Rex

— Najlepszy krawiec w całym kręgu dumy — poprawił muszkę ostrymi pazurami, wzmianki o dwóch włodarzach nie komentując. Nie oglądał telewizji, sprawy antenowe obchodziły go tylko tyle ile było konieczne. Uniósł brew. Okazuje się, że z całej grupy najwidoczniej to Vox był tym mądrzejszym. Usłyszawszy końcówkę ostatniego zdanie już dobrze wiedział, do czego Valentino pije. 

— Jak widzisz tutaj też go nie ma. Nie trzymam tu ladacznic — schylił się nieco, wyrównując się z ćmą wzrokiem i łapiąc cygaro w palce. — Szukasz u złego demona, Valentino.

Valentino

– Na pewno nie chowałbyś go w tak oczywistym miejscu. – Valentino pokazał gestem cały pięknie przygotowany hol. – Ale oczywiście, na pewno nie ma go tutaj.

Popatrzył na transparent powitalny wiszący pod sufitem.

– Zawsze byłeś rozsądny i unikałeś zbyt dużego ryzyka... – mówił Val, chociaż miał już problem z trzymaniem emocji na wodzy – ...prowadząc ten święty biznes. Jak byś się poczuł, gdyby przychód nagle spadł o 23% bo ktoś powiedział na wizji o parę słów za dużo, co?

Rex

— Byłbym bardzo, ale to bardzo niezadowolony — odwarknął, obnażając ostre psie kły. Niemalże czuł już gorzki posmak siarki w gardle. — Jestem rozsądnym demonem, więc dojdźmy do porozumienia, zamiast rzucać sobie niepotrzebne pogróżki. Robi się nieprzyjemnie, kiedy ktoś usiłuje grozić mi pod moim dachem.

Valentino

Val przestraszył się nieco reakcji Rex, ale w jego związku z Voxem latały zarówno garnki jak i telewizory więc wziął się szybko w garść.

– No właśnie, byłbyś wściekły – Warknął Val – Więc wiesz jak ja się czuje, jak spadły mi przychody o dwadzieścia trzy procent, bo powiedziałeś na antenie, że po co mieć coś, co miał każdy. I faktycznie jesteś szanowany, bo cię kurwa posłuchali!

Rex

Rex wyprostował się i związał łapy na piersi. 

— Nie do końca rozumiem, czego ode mnie oczekujesz. Mam tam według ciebie znów wyjść i przeprosić? — uniósł brew. — Będę z tobą szczery, Valentino. Nie obchodzą mnie twoje interesy, ale zaszkodź moim, a ulice spłyną krwią. Stracimy na tym oboje, więc chcę zaoferować alternatywne rozwiązanie...



Valentino

Val uśmiechnął się krzywo, gdy usłyszał początkowo kpinę i groźby, ale potem usłyszał o alternatywie i zamienił się w słuch.

– No? Zamieniam się w słuch – rzucił niecierpliwie ćmi demon.

Rex

Rex milczał przez krótką chwilę, marszcząc brwi i krzywiąc pysk w niezadowolonym grymasie.

— Wiem z kim może być Angel i pomogę ci go znaleźć — zrobił krótką przerwę. — ...ale w zamian chcę pokoju. Dostaniesz pająka, ty wrócisz do swoich zajęć, a ja do swoich.

Valentino

Valentino zmrużył oczy. Rex udawał takiego prawego włodarza, ale oczywiście wiedział gdzie jest Angel. Zastanawiał się, co zrobić z tym faktem gdy telefon mu zadzwonił.

– Vox, nie wiem co można zrobić z jednorękimi bandytami - Wrzasnął do telefonu – Załóż kasyno może nie wiem, biznes mam. Rex wie gdzie jest Angel. Nie, nie wie gdzie moje dwadzieścia trzy procent! Jak jesteś taki mądry, to czemu ja tutaj gadam a ty szukasz pomocnej dłoni, co?

Walnął telefonem o ziemię i wzdechnął ciężko. Po chwili spojrzał się zły na Rexa.

– Pokój? Zobaczymy, jak go znajdziemy – Skitował krótko propozycję Val i podrzucił kluczykami do swojej limuzyny.

Popatrzył na ozdoby balonowe, które były wypełnione jego purpurowym dymem. Jak znajdą Angela, to powie mu o niemiłej niespodziance w nich zawartej. Jak nie, to bankiet Rexa spłynie dymem.

Rex

Rex położył palce na skroniach, wzdychając ciężko. Nie miał czasu ani ochoty na użeranie się teraz z Valentino, który odstawiał mu taki cyrk na samym środku hali.

— Co ty mu, do kurwy nędzy, naklepałeś? Nie powiedziałem, że wiem gdzie jest, tylko że pomogę ci go znaleźć. Jasna cholera, Val... — spojrzał mu się w oczy. — Husk, były włodarz. Pamiętasz go? To były chyba lata osiemdziesiąte... Angel coś z nim kręci. Nie wiem co ich łączy, ale najprawdopodobniej są gdzieś razem.

Valentino

– Husk? Bez sensu... – Zmrużył oczy i poprawił swój kapelusz w drodze do samochodu – bo to kociak Alastora jest. Po co miałby porywać Angela?

To, że Angel dał faktycznie się porwać Huskowi, ale uczuciowo, nie przyszło do głowy nocnemu demonowi gdy wsiadali do limuzyny.

✨ Cenniejsze od władzy✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz