Nie żałowałem tego, co zrobiłem następnego dnia, ale od razu wyczułem, że coś w okularniku się zmieniło. Nie podejrzewałem, żeby dziewczyna poszła w końcu za moją radą i go we wszystko wtajemniczyła. Obstawiałem, że czeka aż w pełni rozwinie się w nim cząstka Erosa. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem, chociaż wpatrywałem się w niego dosyć natarczywie, a zazwyczaj jakoś reagował i próbował znaleźć mnie wzrokiem.
Czy moje zachowanie zakrawało już na bycie stalkerem? Nie. Zaspokajałem tylko swoją ciekawość odnośnie okularnika i ogólnie Kupidynków. Traktowałbym to jako badania naukowe, które miałem po prostu okazję przeprowadzić, skoro na podorędziu miałem ich aż dwójkę.
Kiyoshi poszedł w stronę automatów, więc ruszyłem za nim. Co prawda wciąż nie miałem pomysłu na to jak powinien mi się odwdzięczyć, ale nie zaszkodziło trochę go podenerwować i może dowiedzieć się czegoś ciekawego. Stanąłem za nim i wyjrzałem mu przez ramię, żeby zobaczyć, co wybrał. A więc mleko bananowe, zastanawiałem się, czy to jego ulubiony napój, czy może to mu najbardziej odpowiadało z tego, co oferowała maszyna.
Wygrzebałem z kieszeni monetę i zamierzałem jej użyć, skoro już się tutaj pofatygowałem. Kiedy jednak wyciągnąłem rękę, okularnik złapał mnie za nadgarstek i odsunął ją. Chociaż ten kontakt trwał zaledwie kilka sekund mi wydawał się wiecznością, a skóra w miejscu, gdzie mnie dotknął jakby parzyła, ale ciepło, które rozchodziło się wokół było zadziwiająco przyjemne. Potrzebowałem chwili, żeby się otrząsnąć, ponieważ do tej pory nic takiego mnie nie spotkało. Nie słyszałem, żeby Kupidynki miały jakieś fizyczne umiejętności. Kiyoshi coś do mnie mówił, ale nie usłyszałem go za pierwszym razem.
- Wybieraj – powiedział, wskazując na automat.
Odszukałem szybko wzrokiem swój ulubiony aloesowy napój i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń, wciąż odczuwając pieczenie w ręce. Okularnik wyciągnął butelkę i mi ją podał.
- Jesteśmy za wszystko kwita – oznajmił zdecydowanym tonem i odwrócił się na pięcie.
Chciałem w sumie coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów, co zdarzało mi się wyjątkowo rzadko. Mogłem tylko obserwować, jak zmierza w kierunku swojej klasy, a po chwili dołącza do niego Hamada. Na jej widok od razu się rozpromienił i uśmiechnął. Zmarszczyłem brwi, byłem pewny, że ta dziewczyna jak wiele innych podkochuje się w Tachibanie. Jednak według mnie kręciła się podejrzanie zbyt blisko okularnika i trochę mnie to denerwowało.
Od razu zepsuł mi się humor i na swoje nieszczęście nawinęła mi się dziewczyna z mojej klasy. Spojrzałem na nią i przeanalizowałem, jak mogę ją zranić. Zawsze dbała o włosy i bezbłędną fryzurę, ale dzisiaj zabrakło jej czasu i wyjątkowo się tym zamartwiała. Przyspieszyłem, żeby ją dogonić i pochyliłem się nad nią.
- Zaspało się dzisiaj co? – mruknąłem. – Wszyscy zauważą, nie martw się, ale może będą na tyle łaskawi, aby ci tego nie wypominać.
Spojrzała na mnie za łzami w oczach, liczyła, że jakoś uda jej się to częściowo zatuszować i na razie nikt nie zauważy. Myliła się, ja nie byłem pierwszy, ale nikomu innemu nie zależałoby na tym, żeby jej dopiec. Chciałem, żeby męczyło ją to cały dzień, żeby przejmowała się, czy nikt nie obmawia ją za plecami. Spojrzałem na brelok, wyrobienie dzisiejszej normy powinno być bułką z masłem.
Tęskniłem za czasami, kiedy taki nie byłem. Jako dziecko obrałem sobie za zainteresowanie historię, łykałem książki z faktami, bajki edukacyjne, wszystko po kolei. Uwielbiałem przebierać się za różne postacie, odgrywać scenki przed ojcem a potem przed kolegami z przedszkola. Wtedy narodziło się moje wielkie marzenie, by zostać nauczycielem historii. Postanowiłem, że pomimo kiepskiej opinii jaką ma ten przedmiot, pod moimi skrzydłami zasłuży na miano tego ulubionego, a ja byłbym tym najfajniejszym nauczycielem.
Kiedy miałem dwanaście lat jej geny zaczęły się odzywać, z automatu moja ręka powędrowała do kieszeni, a dłoń zacisnęła się na breloku. Przynajmniej się mną zainteresowała i względnie sprawdzała co u mnie, kiedy przechodziłem przez swoje bóle głowy. Tylko tyle miałem wspólnego z Kupidynkami, że cierpieliśmy podobnie i pomagała nam ta sama mieszanka ziół. Na szczęście w moim przypadku trwało to tylko dwa tygodnie, ale zaraz po tym wszystko się zmieniło, przede wszystkim ja sam. Nagle z chłopca marzącego o zastaniu nauczycielem stałem się opryskliwym, wrednym nastolatkiem, który nie szanował niczego ani nikogo.
Miałem podane wszystko na tacy, widziałem, gdzie uderzyć i co powiedzieć, więc bycie tym złym nigdy nie stanowiło problemu. Początkowo wierzyłem, że to mój obowiązek, przecież pomagałem matce, dzięki mnie rosła w siłę, musiałem taki być. Dlatego porzuciłem też swoje marzenie, bo wiedziałem, że to będzie silniejsze ode mnie, a ludzie wokół mnie będę tylko cierpieć.
Musiałem jednak znaleźć sobie zajęcie, żeby nie zwariować i kiedyś na spacerze zobaczyłem staruszka siedzącego przed antykwariatem. Miał zamknięte oczy i oddychał bardzo płytko, więc przez chwilę myślałem, że jest po prostu martwy, ale otwarł jedno oko, potem drugie, gdy tylko wyczuł moją obecność.
- A cóż to? Mam klienta. – powiedział wesoło. – No nic muszę szybciej skończyć przerwę.
Zaprosił mnie do środka i zachęcił do rozejrzenia się. Ruszyłem niepewnym krokiem, przyglądając się zbieraninie różnorodnych przedmiotów. Rozglądałem się pod czujnym okiem staruszka, raczej nie obserwował mnie, jakby podejrzewał, że zamierzam coś ukraść, ale ze zwykłym zainteresowaniem i uprzejmością.
Po kilku minutach moją uwagę przykuł mały ścienny zegar, spojrzałem na właściciela i zapytałem, czy mogę go wziąć w ręce. Zgodził się z uśmiechem i opowiedział mi jak to pierwszą właścicielką była pewna kobieta, a to był prezent ślubny od jej męża. Po ich śmierci wylądował na strychu w domu ich córki. Znalazła go dopiero ich wnuczka, ale nie pasował jej do nowoczesnego wystroju wnętrza jej nowego mieszkania, więc przyniosła go tutaj a teraz czeka aż ktoś go znowu przygarnie.
- Może ty chcesz mu pomóc, żeby jego historia nie skończyła się w tym miejscu? – zapytał staruszek.
Nie wiem czemu, ale się zgodziłem i nawet nie musiałem za zegar płacić. Wracałem do domu dziwnie uszczęśliwiony, chciałem pochwalić się tym ojcu, poprosić go o narzędzia. Odpalić komputer i zacząć szukać sposobów by przywrócić zegarowi dawną świetność.
Niestety tamtego dnia zastałem mojego opiekuna, kiedy leżał nieprzytomny na stole po wypiciu zbyt dużej ilości sake. Mamrotał do siebie i dzięki temu dotarło do mnie, że nie rozumie, czemu się zmieniłem; jak był zmęczony ciągłymi spotkaniami z nauczycielami czy nieprzyjemnymi komentarzami i spojrzeniami sąsiadów. Był na siebie zły, że nie potrafił mnie dobrze wychować.
Uderzyło mnie to zadziwiająco mocno, pomogłem mu się położyć i w pierwszym odruchu złości chciałem roznieść brelok na kawałki, ale to małe cholerstwo było niezniszczalne. Nie mogłem się z tego wycofać, nikt nie mógł, ale tego dnia postanowiłem robić absolutne minimum. Zacząłem nienawidzić siebie za wewnętrzny przymus bycia złym, który czasem przejmował nade mną kontrolę, zwłaszcza w obecności Kupidynków, nie, poprawiłem się, tylko w jej obecności. Przy Kiyoshim potrzeba krzywdzenia innych była niemal zerowa i tęskniłem za tym uczuciem. Przechodząc obok ich klasy zastanawiałem się, czy on też niedługo się zmieni, czy może to, że objawił się tak późno nie wpłynie znacząco na jego charakter.
CZYTASZ
Cursed Lines
RomanceŚwiatem rządzą dwie podstawowe siły, Miłość i Śmierć, toczące nieustanną walkę o dominację. Licealista Sugiyama Kiyoshi miał prosty plan na życie i nie spodziewał się, że zostanie uwikłany w ten odwieczny konflikt. Straszne bóle głowy to zaledwie p...