Czasem zastanawiałem się jakim cudem plotki rozchodzą się tak szybko, zanim dotarliśmy do klasy, po spojrzeniach, które nam wszyscy rzucali, byłem pewny, że wiedzieli. Nie podejrzewałbym Alice o rozpuszczenie tej iście zatrważającej nowiny, wyglądała, jakby wszystko było jej obojętne, ale nie mógłbym tego powiedzieć, o siedzącej obok niej Hamadzie. Myślałem, że będzie mnie szczerze nienawidzić, tymczasem ona przyglądała mi się z zatroskaną miną.
Przechodząc obok, żeby dotrzeć na swoje miejsce chwyciła mnie za rękę. W pierwszym odruchu chciałem się wyrwać, bo to nie było w żaden sposób przyjemnie, ale uścisk miała mocny i tylko wyszeptała, że mi pomoże. Nie wiem, dlaczego chciała mnie ratować, pewnie uznała, że Konya zmusza mnie do czegoś i szantażuje.
Widziałem w jego oczach, że gdy to zauważył, to jakby był gotów do ataku. Zresztą miał chyba ochotę wyjątkowo szybko zapełnić dzisiaj pasek, ale wiedziałem, że powstrzymuje się tylko ze względu na mnie. Przeczesał dłonią włosy i ciężko westchnął. To już nie mogło działać na zasadzie, że chciałem mu tylko pomóc, ale to był już mój obowiązek, i to taki, który wykonałbym bez zająknięcia. Miałem już swojego rycerza w lśniącej zbroi, nie potrzebowałem, żeby ratował mnie ktoś inny.
- Nie trzeba – odpowiedziałem Hamadzie z uprzejmym uśmiechem. – Wiem, że zachowałem się wobec ciebie okropnie i mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Nie cierpiałem, kiedy uwaga wszystkich była na mnie skierowana, za nic nie czułem się wtedy komfortowo, ale tym razem chodziło o to, żeby pomóc komuś dla mnie ważnemu. Wróciłem do Konyi i zapytałem się, czy wszystko w porządku. Spojrzał na mnie, ewidentnie cierpiał i walczył ze sobą. Położyłem mu rękę na głowię i pochyliłem się nieco, żeby tylko on mnie słyszał.
- Wiem, że to trudne, ale walcz, żebyś ty tym rządził, a nie to tobą – wyszeptałem. – Poza tym pasemka ci nieco wyblakły.
- Racja – zaśmiał się. – Podobają ci się tak bardzo, że powinienem je odświeżyć?
- To twoje włosy. – Uśmiechnąłem się. – Ale nie mam nic przeciwko. Zawsze dodatkowo wyzwanie przy rysowaniu twojej przystojnej twarzy.
Zabrzmiał dzwonek. Nie obchodziła mnie opinia innych, humor Tatsuo był ewidentnie lepszy i to się liczyło. Daisuke przypatrywał się nam od początku tej sytuacji i wyglądał na zmartwionego.
- Wiesz, że Hamada tak łatwo nie zniesie odrzucenia – mruknął mój przyjaciel. – Martwię się o was, mimo, że zabawnie was razem oglądać. Poza tym Konya już tak nie przyciąga ludzi jak dawniej, w moim planie musze uwzględnić kogoś innego w roli maskotki.
- Nie zapomniałeś o tym? – zdziwiłem się.
- Oczywiście, że nie, ale po tylu latach, kiedy zauważyłem, że się zmienił, to nie sądziłem, że możemy zaprzyjaźnić się na nowo. Ale ty to poszedłeś jeszcze krok dalej. – Wyszczerzył do mnie zęby w złośliwym uśmiechu, na co rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
Konya ukrywał się gdzieś na przerwach, rozumiałem go, pewnie dzięki temu łatwiej radził sobie z przeciwstawianiem się swojej naturze. Powiedział też, że woli, abym nie widział go w tym stanie, więc na siłę mu się nie narzucałem, dałem mu przestrzeń, które potrzebował, gotowy jednak być przy nim, gdyby poprosił. Sam zaszywałem się w pracowni artystycznej, wspominając nasze pierwsze spotkania w tym właśnie miejscu.
Tu znalazła mnie Yuko, trzecioklasistka, która była też przewodniczącą klubu. Zawsze ją lubiłem, bo miała łagodne usposobienie, a z jej prace miały w sobie dużo spokoju i magii. Poza tym jej uwagi były celne, ale nigdy nie dawało to odczucia krytyki, bardzo sobie ceniłem jej opinie.
CZYTASZ
Cursed Lines
RomanceŚwiatem rządzą dwie podstawowe siły, Miłość i Śmierć, toczące nieustanną walkę o dominację. Licealista Sugiyama Kiyoshi miał prosty plan na życie i nie spodziewał się, że zostanie uwikłany w ten odwieczny konflikt. Straszne bóle głowy to zaledwie p...