Byłem zły na Hamadę, że użyła na mnie podstępu, a jednocześnie na siebie, że dałem się tak łatwo złapać w pułapkę. Chyba tylko szok uniemożliwił mi odkręcenie tego od razu, Konya natychmiast zniknął, a ja zostałem zaciągnięty z powrotem do klasy. Wiedziałem jednak, że potrzebuję trochę czasu, aby się uspokoić mimo wszystko nie chciałem na nią niepotrzebnie napadać. Po raz kolejny popełniłem błąd, bo sytuacja eskalowała tylko na moją niekorzyść.
Tamtego wieczoru nie mogłem zasnąć ani zebrać się w sobie. Cały czas miałem przed oczami zrozpaczoną minę Konyi. Chciałem napisać do niego i wyjaśnić mu, że nie wiedziałem, że Hamada uzna to za randkę, a przynajmniej ja tego tak nie widziałem i jeśli będzie chciał odwołam wszystko. Pomyślałem jednak, że lepiej będzie porozmawiać następnego dnia w szkole. Wierzyłem, że po tym wszystko jakoś się ułoży, chociaż nigdy nie byłem optymistą.
Dręczyły mnie jednak koszmary, innego rodzaju niż zazwyczaj, czułem, jakby tym razem nie stała za tym klątwa, a moje własne uczucia i poczucie winy. Goniłem w nich Konyę, a gdy już udało mi się chwycić go za rękę, wyrywał się.
- Wybrałeś! – krzyczał pełnym bólu głosem.
- Nikogo nie wybierałem! A nawet gdybym musiał, bez wahania wybrałbym ciebie!
Kręcił wtedy przecząco głowa i zaczynał znowu uciekać. Nie wiem, ile razy powtarzałem tą scenę, ale kiedy się obudziłem czułem w kącikach oczu, że uroniłem przez sen kilka łez. Mama zauważyła, że miałem nieciekawy humor poprzedniego dnia i przygotowała kilka moich ulubionych przekąsek oraz miłą wiadomość, wspominając też w niej, że zawsze mogę z nią porozmawiać.
Dodało mi to sił, byłem niemal pewny, że uda mi się odkręcić wszystko z Hamadą i szczerze porozmawiać z Konyą. Moje plany to było jedno, a rzeczywistość to drugie. Tatsuo w ogóle nie pojawił się w szkole, a mój poprzedni crush już wszystkim rozpowiedział, że idziemy za trzy dni na randkę do kina. Alice nie była zachwycona tym newsem i potem mnie uważniej obserwowała, ale postanowiła się nie wtrącać. Wróciłem do starego zwyczaju jedzenia lunchu z Daisuke, który zaczął powoli wracać do dawnego siebie po złamanym sercu, chociaż byłem pewny, że wcale mu jeszcze nie przeszło. Część klasy spoglądała na mnie z niedowierzaniem, a reszta miała to gdzieś, dopóki by nie rozwinęła się z tego jakaś większa drama.
- Nie ma Konyi, to wróciłeś na stare śmieci – dociął mi przyjaciel, ale po mojej skwaszonej minie darował sobie dalsze komentarze na ten temat. – Widzę, że chociaż tobie udało się osiągnąć jakiś sukces w ramach naszego planu.
- A czy ja wiem – mruknąłem.
- Hamada wygląda na szczęśliwą, ty wprost przeciwnie, denerwujesz się? – zapytał jednak zmartwiony.
- Miałem nadzieję, że jednak to odwołam, ale teraz skoro wszyscy wiedzą, to raczej marne szanse.
- Przyznam, że niekoniecznie spodziewałem się, że to potoczy się w tym kierunku.
- Ja też nie. – Spojrzałem w stronę pustej ławki Konyi, zastanawiając się, gdzie jest i czemu od rana nie odpisuje na moje wiadomości.
Czekałem cały dzień i następny, i kolejny, który jednocześnie był piątkiem i datą naszej randki. Nikt więcej w klasie nie martwił się nieobecnością Konyi, nawet wyglądali na całkiem zadowolonych z tego faktu i rozluźnionych. Chociaż minęły już trzy miesiące od początku tego roku szkolnego, a z tego co zaobserwowałem starał się w klasie w miarę pilnować, to i tak się go obawiali i nie przepadali za jego obecnością.
Chciałem go zobaczyć, upewnić się ze wszystko z nim w porządku a potem porządnie opierniczyć za ignorowanie mnie. I absolutnie nie miałem zamiaru mu się narzucać, trzy dni to dużo czasu, żeby odpisać na kilka wiadomości, które wysłałem mu zaraz po tym, jak zauważyłem, że nie przyszedł do szkoły. Byłem trochę też na niego zły, co za problem wyklepać na klawiaturze te kilka słów. Do jasnej cholery, tęskniłem za nim.
CZYTASZ
Cursed Lines
RomanceŚwiatem rządzą dwie podstawowe siły, Miłość i Śmierć, toczące nieustanną walkę o dominację. Licealista Sugiyama Kiyoshi miał prosty plan na życie i nie spodziewał się, że zostanie uwikłany w ten odwieczny konflikt. Straszne bóle głowy to zaledwie p...