31 - Jak spędziłem nie swoje urodziny

7 2 7
                                    

- Kiedy ja cię ostatnio widziałam na nogach tak wcześnie? – zastanawiała się mama, przecierając oczy i niemal po omacku wstawiając kawę. Zapach tego napoju ją nieco obudził i zaczęła się przyglądać z uwagą, jak ostrożnie pakowałem ciasto. – Wygląda świetnie, naprawdę trudno się było oprzeć, żeby nie spróbować choć kawałka. – Spojrzałem na nią wściekle, sfrustrowany, że wypiek nie chciał ze mną współpracować. – Już, już, przecież uszanowałam twoją prośbę, żeby nie ruszać.

- To też część prezentu urodzinowego – powiedziałem już spokojniejszy, gdy ciasto trafiło bezpiecznie na dno torby. – Bardzo ważna część prezentu.

- Będziecie świętować na plaży? – zdziwiła się. – Skoro tak, po co jedziecie tak wcześnie? I kto ma urodziny?

- Właśnie nie – wytłumaczyłem. – To urodziny Tatsuo, chciał się wybrać na plaże, nawet sam zaproponował, żeby zabrać resztę, ale poprosił, żebym im nie wspominał o urodzinach. Chociaż, może Daisuke by pamiętał – zastanowiłem się chwilę. – Nie. On nawet nie pamięta, kiedy Maiko ma urodziny. W każdym razie rano idziemy świętować urodziny a potem spotkamy się na stacji z resztą i pojedziemy na plażę.

Mama wstała i pogłaskała mnie po głowie ze łzami w oczach, po czym mocno mnie przytuliła. Zastanawiałem się co w nią wstąpiło, chyba że to kwestia tego, że nie wypiła jeszcze nawet jednej filiżanki kawy.

- Mój synek na pewno przygotował coś wyjątkowego, nie sądziłam, że z niego taki romantyk – zaśmiała się.

- Mamo – wyrwałem się z jej uścisku. – Kocham cię, ale mnie chwilowo przerażasz.

Uśmiechnęła się i pogoniła mnie do wyjścia. Sprawdziłem, czy wszystko mam, ciasto było bezpieczne, prezent zapakowany, ekwipunek na plażę przygotowany. Mogłem ruszać, akurat Konya dał mi znać, że czeka już pod moim blokiem. Mama nie mogła sobie odpuścić i wyszła za mną na zewnątrz obserwować nas przez chwilę. Przywitałem się z Tatsuo i dałem mu znać, że mamy widownię. Spojrzeliśmy w górę, moja rodzicielka właśnie utworzyła z dłoni serduszko, patrząc na nas a za chwilę przysłała nam wiadomość, że razem wyglądamy uroczo.

- Czy to oznacza, że zostałem zaakceptowany? – zaśmiał się Konya i położył rękę na moim ramieniu, przyciągając bliżej siebie.

- Uważaj na torbę – mruknąłem, zerkając do środka, aby upewnić się, że wszystko w porządku, a jednocześnie nie pozwolić solenizantowi domyślić się, co tam jest. – Nie wiem, chyba po prostu zawstydzanie mnie sprawia jej niezły ubaw, ale mam nadzieję, że to dobry początek – odpowiedziałem na jego pytanie.

- Wezmę to – oznajmił zabierając mi z ramienia drugą torbę, spojrzałem na niego z wdzięcznością, jemu nie przeszkadzało, że musiał teraz nieść dwie.

Tatsuo cały czas się uśmiechał radośnie, jakby wiedział, że czeka na niego jakaś miła niespodzianka i próbował udawać, jak bardzo nie może się doczekać. Najbardziej lubiłem go w takiej wersji, radosnego i beztroskiego, albo kiedy rozprawiał o czymś z zapałem, albo zajadał się sernikiem. Wtedy jego oczy nabierały takiego blasku, tak bardzo niepasującego do kształtu jego źrenic. Nikt wtedy nie przypuszczałby kim jest jego matka, kiedy o niej myślałem, nijak mi jej nie przypominał, poza niektórymi momentami, gdy wyraźnie dominowały Jej geny.

- Kiyoshi, miałbym do ciebie prośbę – Tatsuo przerwał na chwile cisze, która towarzyszyła nam w czasie tej krótkiej drogi.

- O co chodzi? – zapytałem zaciekawiony.

- Wiem, że nie przepadasz za używaniem swoich umiejętności, ale mój tata poznał niedawno kogoś, jest między nimi kilka lat różnicy, dlatego mam trochę wątpliwości co do tego związku, czy mógłbyś w najbliższym czasie...

- Pewnie. – Uśmiechnąłem się do niego. – Nie ma nic przeciwko używaniu tego, nie lubię tylko, kiedy mnie się do tego zmusza, bez ustalenia ze mną warunków.

Dotarliśmy w końcu do miejsca, gdzie od początku chciałem go zabrać. Konya przystanął na chwilę, kiedy rozpoznał plac zabaw, na którym się poznaliśmy. Śmiał się przez krótką chwilę i objął mnie.

- Jesteś bardzo sentymentalny – oznajmił.

- To źle?

- Nie, wprost przeciwnie, to szalenie urocze – powiedział i rzucił się do ucieczki, wiedząc, że niekoniecznie przepadam za tym stwierdzeniem,

Przewróciłem tylko oczami i poszedłem za nim, usiedliśmy na ziemi, opierając się o konstrukcję, na która próbowałem się wspiąć dwanaście lat temu. Westchnąłem ciężko wspominając swoją niezdarność, moją nieodłączną towarzyszkę.

- Zamknij oczy – poprosiłem Tatsuo, który spojrzał na mnie zaciekawiony, ale nie opierał się tylko grzecznie się posłuchał.

Wyciągnąłem sernik i świeczkę, która łaskawie udało mi się zapalić przy użyciu trzeciej zapałki. Przeklinałem cicho, wywołując tylko jeszcze większe rozbawienie Konyi, który zaczął coś mruczeć pod nosem, że mam się pośpieszyć, bo chciałby zobaczyć, co wprawie mnie w takie nerwy. Kiedy mi się w końcu udało, podstawiłem mu sernikowy, udawany tort pod nos i powiedziałem, żeby otworzył oczy. Jego początkowe zdziwienie szybko zastąpiła radość.

- Wszystkiego najlepszego – wyszeptałem, podając mu ciasto, spoglądał na mnie z wyczekiwaniem.

- A odśpiewane sto lat?

- Zapomnij – mruknąłem. – Nie będę śpiewał.

- Ja bym dla ciebie zaśpiewał – powiedział urażony.

- Przypomnę ci o tym! A teraz zdmuchnij świeczkę.

Konya w końcu to zrobił udając, że długo się zastanawia nad życzeniem, w międzyczasie wyjąłem z torby widelec i mu podałem. Zdziwił się, że nie będę też jadł, ale widziałem, że w duchu ucieszył się, że cała porcja jest dla niego. Dałem mu czas, aby spokojnie zjadł swój urodzinowy prezent i wyglądał jakby niezwykle cieszył się z każdego kęsa. Zachwalał kilkukrotnie smak, co mnie bardzo ucieszyło, bo naprawdę tym razem się postarałem, a od początku wiedziałem, że trudno będzie go jako smakosza zadowolić.

- To już są moje najlepsze urodziny w życiu – oznajmił, uśmiechając się w moją stronę. – Dziękuję.

- To nie koniec – powiedziałem. – Mam dla ciebie prezent. Nie jest to nic wielkiego, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. – Wyjąłem z torby kopertę i podałem ją mojemu chłopakowi.

Konya przyjął prezent z wdzięcznością i ostrożnie go otworzył. Nie do końca byłem pewny, co mógłbym mu dać, więc zrobiłem dla niego zakładkę do książki. Sam ją namalowałem i byłem z tego dzieła naprawdę dumny, ponieważ nie przepadałem za malowaniem na małej powierzchni. Przedstawiała zamek w górach, otoczony lasem, który wzorowałem na kilku prawdziwych budowlach tego typu z Europy.

Tatsuo wpatrywał się w to z zachwytem, chłonąc każdy szczegół, trzymając prezent delikatnością i strachem.

- Jest piękna – powiedział, wkładając zakładkę z powrotem do koperty. – Będę bał się jej używać, żeby nie zniszczyć.

- Co roku mogę malować ci nową – odpowiedziałem, na co zaskoczył mnie krótkim pocałunkiem.

- Będę czekał na to z utęsknieniem. W końcu jesteśmy na siebie skazani – zażartował.

- Nie przeraża cię ta świadomość?

- Nie. Absolutnie nie – odpowiedział pewnie. – I dziękuję ci za wszystko. Ten dzień już jest dla mnie wyjątkowy.

Cursed LinesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz