11 - Jak uczestniczyłem w przesłuchaniu

12 2 11
                                    

Całkowicie wierzyłem w to, co powiedziałem. Dlaczego twoja rodzina jakakolwiek by nie była miała decydować o tym, jak powinien cię odbierać świat? Zresztą sam chciałem wybierać kogo, jak już znienawidzę i mieć przynajmniej ku temu dobry powód.

Na upartego mogłem stwierdzić, że odczuwam tą negatywną emocje względem Tachibany, bo podoba się dziewczynie, w której się podkochuje. Uznałem jednak, że to zbyt błahy powód. Wciąż wierzyłem, że moja sytuacja z Hamadą się sama poprawi, chociaż byłem świadomy, że nie będę w stanie zobaczyć, jak bardzo do siebie pasujemy.

Cały czas z tyłu głowy miałem jak Konya mi pomagał. Nie musiał, coś go jednak do tego tchnęło, nawet kiedy znał już prawdę o moim pochodzeniu.

- Tatsuo? – próbowałem zwrócić jego uwagę. Znowu pojawił się ten uśmiech, który ściskał moje serce.

- Jesteś pewny? – zapytał zdziwiony moją propozycją Konya, kiedy otrząsnął się na tyle z szoku, żeby w końcu mnie dogonić.

- Tylko pod warunkiem, że stawiasz – przypomniałem mu i przyśpieszyłem kroku, skoro czekał mnie darmowy smakołyk.

Najgorsze jednak w słowach Konyi było to z jakim przekonaniem je wypowiadał, miałem wrażenie, że jeszcze chwila a dopowiedziałby, „jak wszyscy". Czy tak czuły się Jej dzieci? Jeśli by rozumieć to w ten sposób, to mnie nagle powinni zacząć wszyscy uwielbiać prawda? To ja i Alice byliśmy w końcu tymi dobrymi, ale jak pomyślałem, że wokół mnie miałaby przebywać mnóstwo ludzi, aż mnie przeszedł dreszcz.

Odkąd siostra mogła przestać się o mnie martwić skupiła się na swojej misji łączenia ludzi w pary. Szkoła dawała jej pełne pole do popisu i wkrótce zyskała sobie miano miłosnej wyroczni. Oczywiście, że mnie też wciągnęła w ten interes, ale postawiłem warunki, że nikt ma się o tym nie dowiedzieć. Alice była głową tego biznesu, a ja jej leniwym pracownikiem.

Konya był dziwnie milczący, chociaż miałem wrażenie, że zdążył już porzucić swoją miłą, przepraszająca wersje siebie. Wzruszyłem ramionami, nad czymś się zastanawiał, a ja nie zamierzałem mu przeszkadzać. Może myślał nad tym, czemu go zaprosiłem? Sam nie byłem pewny, bo mnie przeprosił, bo mówił dziwne rzeczy, bo ucieszył się, gdy to zrobiłem. Westchnąłem ciężko, zastanawiając się, czy jednak nie popełniłem błędu.

- Twoja grupka fanów pozwala ci poruszać się samemu? – zagadnąłem, gdy wychodziliśmy ze szkoły i powoli kierowaliśmy się w stronę najbliższego sklepu.

- Nawet nie wiem, po co cały czas się za mną kręcą. – Konya wzruszył ramionami. – Jestem dla nich niemiły, a i tak wracają, albo udają, że ich to nie ruszyło.

- Cóż bad boy zawsze będzie przyciągał do siebie ludzi, dziewczyny lubią ten typ.

- Skoro się ze mną zadajesz, ty najwyraźniej też lubisz ten typ – dogryzł mi.

- Pewnie, żaden inny nie wchodzi w rachubę.

Przyglądał mi się przez chwile, zrobił minę, jakby sobie coś uświadomił a po chwili zaniósł się śmiechem. Powinienem być dumny z tego, że udało mi się go rozśmieszyć? Przynajmniej zaczął iść nieco raźniejszym krokiem, co oznaczało szybsze dotarcie do sklepu. Miałem nadzieję, że będą mieli mój ulubiony smak. Od momentu, w którym postanowiłem, że już wybiorę się na lody, cały czas się o to w duchu modliłem. Pierwsze w sezonie musiałaby mieć ten wyjątkowy smak.

W końcu sklep i długo wyczekiwana słodka niespodzianka. Zajrzałem do zamrażalnika, uważnie przeszukując asortyment. Traciłem powoli nadzieję, ale ujrzałem je w samym rogu, ledwo dostrzegalne, sabotażowe przez swoich truskawkowych wrogów. Niemal z nabożną czcią wyciągnąłem swój ulubiony przysmak.

Cursed LinesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz