Chciałbym mieć tyle siły co Alice i móc zdecydować się na rozsądniejszą ścieżkę w postaci unikania zawczasu cierpienia na jakie się narażałem, zakochując się coraz bardziej. Nie potrafiłem się jednak na to zdobyć. Próbowałem być trochę bardziej oschły, odmówiłem Konyi wspólnego posiłku na dachu raz i myślałem, że wyrzuty sumienia, które mnie wtedy dopadły dosłownie zjedzą mnie od środka.
Zwłaszcza, gdy mu to oznajmiłem niezbyt miłym tonem i zauważyłem w oczach jego najpierw przerażenie, a potem smutek i ból. Nie mogłem tego znieść, przeprosiłem go i powiedziałem, że to tylko ten jeden dzień, bo musze załatwić kilka spraw klubowych i nie mam za dużo czasu, by coś zjeść.
Wciąż prześladowały mnie słowa Alice, zaczęły mnie dręczyć koszmary, w których widziałem Konyę poznającego przypadkiem jakąś osobę, a jego twarz rozjaśnia promienny uśmiech. W moich snach jego druga połówka zawsze była zamglona, ale ona tam była, linia wskazująca stuprocentową kompatybilność. Za każdym razem próbowałem dostrzec choć jeden szczegół osoby, która mam mi odebrać, ale to były godne pożałowania próby.
W szkole panicznie sprawdzałem wszystkich z którymi miał styczność i z wielką ulgą przyjmowałem do wiadomości, że moje sny na razie się nie sprawdzają. Poczułem jak bardzo ten strach i ciągłe zamartwianie się jest wyniszczające dla mojej psychiki. To naprawdę była klątwa, nie miałem apetytu, stałem się markotny i nawet malowanie nie potrafiło mnie wyrwać choć na chwilę z tego letargu.
Chociaż początkowo zakładałem, że będę się cieszył tym co daje mi spędzanie czasu z Konyą, przecież nie mogłem się od niego odciąć, choć próbowałem. Z każdym kolejnym dniem po rozmowie z Alice zaczynałem w to wątpić. Nagle męczyłem siebie w kółko pytaniami, czy to w ogóle ma sens i czy mam przede wszystkim do tego prawo. Przestało mi to sprawiać tyle radości, co przedtem, samo myślenie o klątwie mi wszystko odbierało.
Nie martwiłem się tylko o siebie, ale też o siostrę i przyjaciela. Byliśmy więc trójką cierpiących z miłości nastolatków, którzy nie mogli sobie nawzajem szczerze pomóc. Daisuke nie mógł poznać o nas prawdy, chociaż gdyby się dowiedział, to zarzekałby się nie dopuściłby do tego, by klątwa się spełniła i kochałby Alice nad życie. Próbowałem jakoś pocieszać oboje, ale rzucili się w wir obowiązków, pracy, hobby, czegokolwiek, byleby nie mieć ze sobą żadnej styczności. Siostra zresztą nie rozmawiała ze mną zbyt chętnie przez to, że wciąż zadawałem się z Konyą. Zresztą jak mogłem im efektywnie pomóc, kiedy sam nie mogłem dojść ze sobą do ładu.
Siedzieliśmy z Konyą na dachu, nie miałem apetytu, więc oddałem mu całe swoje bento. Podziękował, ale wyglądał na zmartwionego i milczał przez większość czasu. Przyszła mi do głowy, jeszcze jedna rzecz, o która powinienem zapytać go wcześniej. Zanim jednak się na to zdobyłem podstawił mi jedzenie pod nos i uparcie poprosił, żebym coś zjadł.
- Nie wiem, co się dzieje, ale martwię się, bo ostatnio kiepsko wyglądasz? – zapytał, podając mi kolejny kęs. – Jesteś chory?
- Byłoby łatwiej – odpowiedziałem. – Jestem tylko przeklęty. Dobra dawaj to. – Wyciągnąłem rękę po moje pudełko. – Nie pozwolę się dłużej karmić.
- Przynajmniej coś zjadłeś – zaśmiał się Konya i oparł o siatkę zabezpieczającą dach. – Rozwiniesz, co miałeś przed chwilą na myśli, z byciem przeklętym?
Spojrzałem na niego niepewnie, ale byłem pewny, że mogę mu zaufać. Zresztą, może on by to zrozumiał, w końcu też należał do tego pokręconego świata. Opowiedziałem mu więc, o mojej rozmowie z Alice sprzed kilku tygodni i jak zacząłem odczuwać skutki klątwy, kiedy w końcu zrozumiałem z czym to się wiąże. Podzieliłem się swoimi zmartwieniami o nią samą i Daisuke, poczułem się nieco lepiej, kiedy mogłem to z siebie wyrzucić. Konya słucham mnie uważnie i kiwał głową na znak, że rozumie i mogę kontynuować, gdy przerywałem na chwilę, by się upewnić, że nadąża.
CZYTASZ
Cursed Lines
RomanceŚwiatem rządzą dwie podstawowe siły, Miłość i Śmierć, toczące nieustanną walkę o dominację. Licealista Sugiyama Kiyoshi miał prosty plan na życie i nie spodziewał się, że zostanie uwikłany w ten odwieczny konflikt. Straszne bóle głowy to zaledwie p...