Następnego dnia od rana trzymałem się całkiem nieźle i przy śniadaniu próbowałem na nowo przeanalizować podsłuchaną w nocy rozmowę. Nie wyciągnąłem żadnych ciekawych wniosków. Mama zostawiła kartkę, prosząc, żebym został w domu, gdybym nie czuł się na siłach iść do szkoły. Była to kusząca propozycja, ale teoretycznie wolałem opuszczać jak najmniej dni. Mój przyjaciel czekał na mnie przed blokiem, w którym mieszkały nasze rodziny i przyglądał mi się z niepokojem.
- Co się właściwie wczoraj stało? - zapytał bez ogródek.
- Straciłem przytomność po tym jak zobaczyłem jak Hamada też daje czekoladki Tachibanie - mruknąłem. - Chyba ktoś mnie złapał, zanim uderzyłem o podłogę, ale nie wiem kto.
- Aż tak cię to zabolało. - Daisuke pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie rób ze mnie durnia, to tylko pewnie przeważyło szale, źle się czułem już od rana.
Przyśpieszyłem kroku, przypomniałem sobie, jak ktoś wypomniał mi bycie żałosnym. Te słowa prześladowały mnie cały czas, a do tego głos tego kolesia, co do tego nie miałem wątpliwości. Ton w jakim to wypowiedział tylko potęgował moje poczucie beznadziejności w kwestii mojego życia uczuciowego.
- Co powiedzieli w szpitalu?
- Nic mi teoretycznie nie jest - odpowiedziałem spokojniejszym tonem, uświadamiając sobie, że przyjaciel się o mnie martwił.
- Nie wiedzą skąd te bóle głowy?
- Chyba nie. - Wzruszyłem ramionami. - Na razie czuję się dobrze, mam nadzieję, że tak zostanie.
Moje życzenie wypowiedziałem na próżno. Wraz z przekroczeniem progu szkoły, gdzie uczniowie gromadzili się przy szafkach, ból powrócił. Przyszedł gwałtownie jak fala i niemal ścięło mnie z nóg. Znowu przed oczami pojawiały się i znikały dziwne, kolorowe linie, łączące ludzi.
- Zdecydowanie powinieneś zostać w domu - mruknął Daisuke.
- Dam radę - odpowiedziałem nieco podenerwowany.
Czułem na sobie czyiś wzrok, niezbyt przyjazny i nieprzyjemny, aż zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Gdy próbowałem znaleźć osobę, która najwyraźniej miała ze mną jakiś problem, nie było jej w tłumie gapiów. Prawdopodobnie już rozniosło się po szkole, co się stało i teraz wszyscy przypatrywali mi się w obawie, że trzeba będzie mnie ponownie ratować.
Nie podobała mi się uwaga, którą mi poświęcali i w klasie położyłem się od razu na ławkę, mając nadzieję, że wszyscy dadzą mi spokój. Głowa wciąż pulsowała, ale względnie było to do zniesienia. Nagle poczułem delikatne stukanie w ramię, podniosłem niechętnie głowę i kiedy zobaczyłem dziewczynę, w której podkochiwałem się tyle czasu, wyprostowałem się od razu.
- Jak się czujesz? - zapytała Hamada. - Przestraszyłam się, kiedy zauważyłam, jak upadasz.
- Dzisiaj jest już lepiej. - Zdobyłem się na lekki uśmiech. - Dziękuje za troskę.
- Dobrze, że Konya cię złapał, boję się co by było, gdybyś jeszcze rozbił sobie głowę - mówiła nieco przestraszonym tonem.
- Konya? - zapytał Daisuke, który siedział za mną i z ciekawością przysłuchiwał się naszej rozmowie. - Kojarzysz kogoś takiego?
- Konya Tatsuo - wytłumaczyła Hamada. - Jest w naszym roczniku, ale w innej klasie, nie pamiętam tylko dokładnie w której.
Spojrzeliśmy po sobie z Dajsuke i przewróciliśmy oczami. Dopiero po usłyszeniu jego imienia i nazwiska skojarzyłem komu jestem winny podziękowania. Hamadę zagadały koleżanki, jak zazwyczaj skupiając się na jakiś plotkach, tym razem, że ma trafić do naszej klasy ktoś nowy. Ponownie upadłem na stół z ciężkim westchnieniem, nie dość, że dziewczynie, którą kocham, podoba się koleś, którego uwielbia cała szkoła. Jeszcze teraz miałem dług u człowieka, za którym się wszyscy oglądali i chcieli należeć do kręgu jego znajomych. Nieważne jak byłby wredny, ludzie wciąż do niego lgnęli. Nic dziwnego, że stwierdził, że jestem żałosny.
CZYTASZ
Cursed Lines
Storie d'amoreŚwiatem rządzą dwie podstawowe siły, Miłość i Śmierć, toczące nieustanną walkę o dominację. Licealista Sugiyama Kiyoshi miał prosty plan na życie i nie spodziewał się, że zostanie uwikłany w ten odwieczny konflikt. Straszne bóle głowy to zaledwie p...