W kawiarni zostały trzy osoby i raczej nie zanosiło się na to, by ktokolwiek jeszcze nas dziś odwiedził. Zamykaliśmy za pół godziny i czułom się naprawdę dziwnie, patrząc na to miejsce, kiedy było tak cicho, spokojnie i pusto.
Zazwyczaj kończę pracę o osiemnastej, razem z Evelyn. Tym razem jednak musiałom zostać dłużej. Layla nie mogła dziś zostać do końca swojej zmiany, więc zgodziłom się zostać za nią. To były tylko dwie godziny, a i tak nigdzie mi się nie spieszyło. Mama też była w pracy do wieczora, a ja nie lubiłom siedzieć w domu samo, zwłaszcza jeśli mogłom uniknąć tego i przy okazji komuś pomóc.
Mimo wszystko... Byłom przyzwyczajone, że kawiarnia tętni życiem. Rodzice z dziećmi, grupki nastolatków, młodzi dorośli i starsze małżeństwa... Zawsze do nas przychodzili, wnosili do tego miejsca chaos i zamieszanie, ale naprawdę to uwielbiałom. Uwielbiałom ludzi (zwłaszcza tych ciepłych i miłych, a większość naszych klientów właśnie taka była (na szczęście)). Uwielbiałom z nimi rozmawiać, doradzać im przy wyborze deseru, odpowiadać na ich pytania, szczególnie te dotyczące miasta, nie samej kawiarni (odwiedza nas też dużo turystów, a ja kocham opowiadać im, gdzie są miejsca warte odwiedzenia, gdzie są ładne widoki, gdzie są najlepsze kina i teatry). Teraz jednak było cicho i spokojnie, a ja... Nudziłom się.
Jeden z klientów, mężczyzna w średnim wieku, już od godziny pił tę samą filiżankę kawy i bez przerwy stukał w klawiaturę swojego laptopa, co tylko bardziej mnie nużyło. Przy stoliku przy oknie siedziała kobieta, dłubiąc bez przekonania w kawałku ciasta, które zamówiła już jakiś czas temu. Wydawała się na kogoś czekać, a widząc, jak co chwila mruga i ostrożnie wyciera dolną powiekę, naprawdę miałom ochotę dać jej drugi kawałek tego samego ciasta, które na jej talerzu było już całkiem rozmemłane i niezdatne do spożycia w miejscu publicznym. Na koszt firmy, żeby jakoś ją pocieszyć.
Trzecią osobą, siedzącą na drugim końcu pomieszczenia, był chłopak, który przyszedł tu popołudniu i od tamtej pory bez przerwy garbił się nad swoim notesem i ciągle coś pisał. Zamówił tylko szklankę bananowego soku i gofra z cukrem pudrem.
On był najciekawszy. Samo nie wiem dlaczego, po prostu był bardzo intrygującą osobą. Nie wyglądał tak, jakby żałował wzięcia kredytu, tak jak ten facet z komputerem, nie był smutny i nie sprawiał, że miałom ochotę go przytulić i pocieszyć, tak jak kobieta przy oknie. Wydawał się być całkowicie pochłonięty tym, co tworzył przez tyle czasu, nie ważne czy to była praca domowa, czy coś tylko jego.
Powoli zbliżała się dwudziesta, godzina zamknięcia kawiarni. Kobieta w końcu zebrała swoje rzeczy, upewniła się, że nie rozmazał jej się makijaż i wyszła, rzucając mi wymuszony uśmiech i szybkie „do widzenia". Mężczyzna z laptopem też zabrał swoje rzeczy i poszedł, nawet się nie żegnając. Spojrzałom na zegarek; za dziesięć ósma. Zerknęłom na chłopaka w rogu kawiarni, który raczej nie zbierał się do wyjścia.
Poszłom po naczynia poprzednich klientów. Zaniosłom je do kuchni i wróciłom za ladę, znów patrząc na ostatniego gościa. Przetarłom blat, a potem zabrałom się za powolne wycieranie każdego stolika po kolei. Właście dlatego nigdy nie chciałom pracować do samego zamknięcia kawiarni – nie potrafiłom zwrócić gościom uwagi na godzinę. Wiem, że powinnom powiedzieć mu, że jest już dwudziesta, że zamykamy i zapraszamy jutro, zwłaszcza że jestem samo i mam na głowie ogarnięcie wszystkiego, posprzątanie, a potem też zamknięcie. Nie wspominając już o tym, że wieczory są jeszcze chłodne, no i boję się wracać do domu zbyt późno.
Ale... On wydaje się tak pochłonięty tym, co robi. Spędził tu jakieś trzy godziny, może nawet więcej i naprawdę nie mam serca go wypraszać. Widząc, że siedzi spokojnie i raczej nie zamierza demolować tego miejsca ani nic tego typu, poszłom do kuchni, żeby pozmywać. Nie było to zbyt efektywne i szybkie, bo jednak co chwilę wychodziłom i sprawdzałom, czy chłopak dalej tu jest lub czy czegoś nie potrzebuje, ale on dalej siedział w tym samym miejscu i w tej samej pozycji. Cóż, przynajmniej nie marnowałom czasu tak całkiem, czekając, aż sobie pójdzie.
CZYTASZ
Moths In The Sunlight
Teen Fiction„Budzisz w moim brzuchu ćmy, które zawsze zmierzają w stronę światła. Jesteś Słońcem, do którego lecą, próbując zaznać jego ciepła chociaż na chwilę [...] Ćmy, tak często niedoceniane, oddają całą istotę mojej miłości do Ciebie." Haves przeraża doro...