42: Tih

4 2 0
                                    

Wyszłom z kawiarni i rozejrzałom się za Haves, które stało z boku i grzebało w swoim telefonie. Podniosło wzrok i rzuciło mi uśmiech, który od razu odwzajemniłom.

– No hej. – powiedziałom. – Gdzie idziemy?

– Hej. – odpowiedziało, po czym rozejrzało się, wciskając dłonie w kieszenie bluzy, którą na sobie miało. Mnie było gorąco w sukience, podziwiam więc Haves, że jeszcze się trzyma. – Nie wiem, możesz coś wybrać.

Przez chwilę patrzyłom na nie, próbując zdecydować, czy jego poniedziałkowy dołek minął, czy może dalej nie było u niego najlepiej.

Wciąż się martwiłom. Tak, przegadałyśmy w poniedziałek jakieś dwie i pół godziny, a teraz Haves samo zaproponowało spotkanie po mojej pracy, ale coś mi mówiło, że moje złe przeczucie nie bez powodu było tamtego dnia tak... Silne. Nie dość, że nawiedzało mnie od rana, to jeszcze utrudniało mi skupienie się na pracy, a moje przyjacioło... Samo nie wiem. Wcześniej, jeszcze w kawiarni, czasem na nie zerkałom i miałom wrażenie, że coś jest inaczej niż zwykle.

Ale stwierdzić, co tak właściwie było inaczej, już nie potrafiłom.

Wydałom z siebie przeciągłe „hm" i postukałom się palcem w brodę, jak jakiś mędrzec z kreskówki dla dzieci. Gdzie mogłyśmy pójść? Czy było coś, co koniecznie chciałom pokazać Haves albo czy miałom szczególną ochotę na jakieś konkretne miejsce?

Mogłom pokazać mu kaktusy na moim parapecie.

Wczoraj Evelyn zaciągnęła mnie do sklepu z różnymi szpargałami i akcesoriami do domu i ogrodu, bo stwierdziła, że potrzebuje kupić dla Augusta „cholernie uroczy bibelot, który zatrzyma tylko z grzeczności" (użyła dokładnie takich słów) i miałom pomóc jej w wyborze. Skończyło się tak, że sama znalazła jakiegoś ceramicznego słonika, podczas gdy ja dopadłom dwie malutkie doniczki, które błagały mnie, bym wzięło je ze sobą do domu. Nie mogłom im odmówić i szybko znalazłom wymówkę, by je kupić – dwa kaktusy na moim parapecie chyba potrzebowały nowego domu.

– Chcesz iść do mnie? – zapytałom, ściągając na siebie uwagę Haves. Nie odpowiedziało od razu, powoli analizując moje słowa, ale w końcu pokiwało głową.

– Okej. – powiedziało. – A twoja mama jest w domu?

– Jest w pracy, wróci późno. Muszę pokazać ci nowe doniczki dla moich dzieciątek.

Nie mogłom nie zaśmiać się z jego miny.

Poszłyśmy na przystanek, idealnie zgrywając się z autobusem, którym miałyśmy jechać. Droga minęła nam w ciszy, Haves wydawało się zamyślone, więc nie chciałom mu przeszkadzać, a samo próbowałom przypomnieć sobie, w jakim stanie zostawiłom swój pokój przed wyjściem. Wiem, że spieszyłom się do pracy, bo trochę zaspałom, ale za nic nie pamiętam, czy zdążyłom trochę wokół siebie ogarnąć, czy mój pokój wygląda tak, jakby przeszedł po nim huragan.

Wydaje mi się, że poprawiłom pościel i otworzyłom okno... Ale nie jestem pewne, czy sterta ubrań na oparciu mojego krzesła to wspomnienie z kiedy indziej, czy naprawdę powstała dziś rano i teraz czeka, aż Haves ją zobaczy...

– Mogę mieć trochę bałagan. – ostrzegłom, kiedy wchodziłyśmy do mojego bloku. – Chociaż wydaje mi się, że nie powinno być tragedii. Ale i tak, przygotuj się na to, że nie będzie tak sterylnie, jak ostatnim razem.

– Powinnoś uprzedzić mnie wcześniej, żebym zdążyło zaopatrzyć się w rękawice ochronne i maseczkę.

Szturchnęłom je łokciem, na co tylko uśmiechnęło się niewinnie. Już po chwili znalazłyśmy się w moim domu. W tym samym czasie zdjęłyśmy buty i w tym samym czasie poszłyśmy do mojego pokoju. Zatrzymałom się przed drzwiami, wzięłom głęboki wdech i weszłom do środka.

Moths In The SunlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz