Nigdy nie lubiłom niedziel. Znaczy, pewnie w dzieciństwie nie miałom nic przeciwko nim, może nawet cieszyłom się, że mama i tata są w domu ze mną i możemy spędzić czas razem, ale później fakt, że ostatniego dnia tygodnia całą czwórką jesteśmy w domu, zaczął mi niemiłosiernie przeszkadzać z oczywistych powodów.
Od rana wyszłom ze swojego pokoju tylko raz; poszłom do łazienki, a później szybko zaszłom do kuchni po pierwszą lepszą butelkę jakiegoś słodkiego napoju i dwa kabanosy. Potem zamknęłom się w swoim bezpiecznym azylu i zastanawiałom się, co powinnom zrobić z całym tym czasem, który został do poniedziałku. Raczej nie zanosiło się na to, by mama lub tata gdzieś wyszli; nie umówili się ze znajomymi, nie jechali na żadne rodzinne uroczystości, nie mieli nic zaplanowane. Mama od rana przesadzała kwiaty, a tata... Pewnie siedział w salonie i oglądał mecze w telewizji. To oznaczało, że nie mogłom swobodnie poruszać się po domu, bo istniało ryzyko, że na nich wpadnę, a tego wolałom uniknąć.
Nie rozmawiałom z tatą od naszej ostatniej kłótni. Tak naprawdę nie rozmawialiśmy; on ignorował mnie na każdy możliwy sposób, a ja bałom się odezwać pierwsze. Lepiej było siedzieć cicho, niż zaczynać kolejne awantury. A mama... Cóż, nie byłom z nią pokłócone i nie miałyśmy cichych dni, ale i tak nie chciałom przypadkiem spotkać się z nią w przedpokoju lub kuchni. No bo po co?
Stałom na środku pokoju od dobrych piętnastu minut, niespiesznie jedząc kabanosa. Co powinnom zrobić? Wahałom się między spróbowaniem napisania CV, a bazgraniem kolejnych miłosnych tekstów dla Tih. W mojej głowie wciąż krążyły wspomnienia z naszego wczorajszego spotkania. Nie to, że stało się na nim coś szczególnego...
No dobra, cieszyłom się, że Tih wprost powiedziało mi, że nie przeszkadza nu mój dotyk. I nie żałowałom, że powiedziałom nu, że je lubię i czuję się przy niem dobrze, no i może wciąż byłom zawstydzone tym, że tak na nie patrzyłom, a ono patrzyło na mnie, i... Znów chciałom coś dla nieno napisać. Nie tylko o niem, ale dla nieno, dać nu to i patrzeć, jak czyta, jak zaczyna rozumieć, jak dociera do nieno, że je kocham.
Zdecydowanie powinnom zająć się CV – obiecałom sobie, że zacznę rozglądać się za pracą zaraz po moich urodzinach, a te wypadały już w ten wtorek. Chciałom mieć przygotowane wszystkie papiery, których mogłom potrzebować, żeby nie martwić się tym na ostatnią chwilę (choć coś mi mówi, że i tak połowy nie przygotuję, a o drugiej połowie dowiem się dopiero wtedy, gdy zapytam mamę, co odkładam w nieskończoność, bo naprawdę chcę uniknąć rozmawiania o pracy z kimkolwiek), ale słowa same układały się w mojej głowie w zdania, a zdania w utwór, którym mogłobym wyrazić swoje uczucia.
W końcu uznałom, że powinnom oczyścić swój umysł, jeśli chcę skupić się na czymkolwiek innym niż Tih. Nie mogłobym zrobić nic porządnie, jeśli moje myśli wciąż przysłaniałyby głębokie porównania do ciem i Słońca, wyszukane synonimy prostych słów i to wszystko, co sprawiłoby, że tekst byłby magiczny i spodobałby się Tih od pierwszej literki.
Skończyłom jeść kabanosa, a później usiadłom przy biurku, wygrzebując spod niego swoją torbę i wyciągając z niej notes. Kilka jego stron już zostało zapełnionych próbnymi utworami dla mojego przyjacioła, ale większość była zamazana i pokreślona, bo tamtego dnia nie mogłom zebrać myśli. Teraz czułom, że jeśli przysiądę do tego porządnie, uda mi się napisać coś, co może kiedyś mogłobym pokazać Tih, nie bojąc się przy tym, że mnie wyśmieje.
Choć to nie jest do końca kwestia tekstu – mogłoby mnie wyśmiać, bo w ogóle odważyłom się otworzyć się przed niem na tyle, by wyrazić swoje uczucia. Z drugiej strony, czy Tih kiedykolwiek wyśmiałoby kogokolwiek za to, co ta osoba czuła? Szczerze mówiąc, nie potrafię sobie tego wyobrazić.
CZYTASZ
Moths In The Sunlight
Novela Juvenil„Budzisz w moim brzuchu ćmy, które zawsze zmierzają w stronę światła. Jesteś Słońcem, do którego lecą, próbując zaznać jego ciepła chociaż na chwilę [...] Ćmy, tak często niedoceniane, oddają całą istotę mojej miłości do Ciebie." Haves przeraża doro...