14: Tih

4 2 0
                                    

Zauważyłom Haves w tłumie ludzi i od razu wstałom z ławki, machając do niego z uśmiechem. Zobaczyło mnie i posłało mi delikatny uśmiech, kierując się w moją stronę.

– Hej. – powiedziałom pierwsze.

– Hej. – odpowiedziało.

Tym razem nie miało ze sobą torby. Przyzwyczaiłom się już do tego, że widuję je z nią tak bardzo, że teraz bez niej wyglądało trochę... Dziwnie. Nie w złym sensie.

– Znasz może jakąś fajną księgarnię, gdzie są jakieś inne książki niż te historyczne lub biografie? – zapytałom, powoli kierując się w stronę centrum. Haves zamyśliło się na chwilę, zaraz kiwając głową. Wlepiłom w niego wyczekujący wzrok pełen nadziei.

– Jedna jest niedaleko kwiaciarni z żywymi roślinami. A na drugim końcu uliczki, za zakrętem, jest kolejna, chociaż ona jest mniejsza.

– Wspaniale.

Zaczęłyśmy iść w stronę kwiaciarni. Do mojej głowy wróciły wspomnienia z sobotniej randki z Camilą, na której się pocałowałyśmy i zostałyśmy parą. To było prawie tydzień temu, ale wciąż nie mogę przestać się uśmiechać na samą myśl o tym, że to, co się wydarzyło, było prawdziwe. Miałom dziewczynę. I to nie byle jaką; była najidealniejszą dziewczyną, jaką mogłom sobie wymarzyć i wybrała właśnie mnie, spośród wszystkich innych osób, z którymi mogłaby być.

Na początku chciałom iść po książkę z nią. Miał to być prezent na urodziny Evelyn, a ona znała ją lepiej niż Haves, więc chyba lepiej by mi doradziła. Niestety okazało się, że dzisiaj Camila spędza czas u dziadków, jej babcia ma urodziny. Wczoraj do późna siedziała na uczelni, a przedwczoraj miała dwie rozmowy o pracę. Tymczasem Evelyn miała urodziny już jutro.

Muszę w końcu nauczyć się, że kupowanie prezentów na ostatnią chwilę, zwłaszcza gdy chcę, by ktoś mi w tym towarzyszył, wcale nie jest takim dobrym pomysłem.

Na szczęście Haves nie miało żadnych planów i zgodziło się pójść ze mną. Właściwie to nawet lepiej, bo nie widziałyśmy się jakieś dwa tygodnie, nie licząc krótkich rozmów i wymienionych spojrzeń w kawiarni. Miło było w końcu gdzieś z nim wyjść. Ostatnio pisałyśmy coraz częściej i coraz więcej, a ja czułom, że naprawdę zaczynam je lubić. A kiedy się kogoś lubi, chce się spędzać z nim czas, prawda?

Dotarłyśmy na miejsce. Haves przepuściło mnie w drzwiach, a ja podziękowałom mu uśmiechem. Księgarnia wyglądała pięknie. Miała delikatne światło i stare, ozdobne regały. Podobał mi się ten klimat.

– Jakiej książki właściwie szukamy? – zapytało, idąc za mną do jednego z regałów. Chciałom lepiej przyjrzeć się rzeźbionym zawijasom.

– Młodzieżówka, fantasy, coś ze smutnym zakończeniem.

Haves zrobiło doprawdy zabawną minę. Nie mogłom się nie zaśmiać, co wyraźnie je speszyło, bo zaraz spuściło głowę, przestąpując z nogi na nogę.

– Spokojnie, to nie dla mnie. Evelyn ma jutro urodziny, a ona lubi takie klimaty.

– Teraz naprawdę zaczynam się jej bać.

Wzruszyłom tylko ramionami. Ja samo bałom się Evelyn, kiedy zobaczyłom ją pierwszy raz. Jest wyższa ode mnie i często ma taką minę, jakby była zła na cały świat i najchętniej zaatakowałaby jakąś niewinną osobę, żeby poprawić sobie humor. Ale potem zaczęła się moja rozmowa o pracę, a ona była naprawdę w porządku, pomagała mi w pracy i była wyrozumiała, zaprzyjaźniłyśmy się i jakoś tak przestałom się jej bać. Evelyn nie jest straszna, po prostu sprawia takie wrażenie przez większość czasu.

Moths In The SunlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz