27: Haves

5 2 0
                                    

Byłom zmęczone. Tak cholernie zmęczone, jak chyba jeszcze nigdy. Wszystko było takie okropne, męczące, głośne, za jasne i zbyt wymagające, i straszne, tak bardzo straszne, a ja nie miałom już siły. Miałom dość. Chciałom pójść spać i obudzić się za jakiś czas, za rok lub dwa. Albo w ogóle. Czy byłobym w stanie tak po prostu się nie obudzić? Przerażała mnie śmierć. Nie chciałom umierać, chciałom tylko zniknąć, a to dwie różne rzeczy. Podobne, ale jednak różne.

Zamiast jednak pójść spać, odciąć się od całego świata, wszystkich tych nieznośnych bodźców i uczuć, leżałom tylko na łóżku i gapiłom się w ścianę. Nie próbowałom zasnąć, leżałom i myślałom o tych wszystkich rzeczach, o których nie chciałom myśleć, które nawiedzały mnie przez cały ten tydzień.

Napisałom wszystkie matury, jakie miałom napisać. Trzy podstawowe i jedną z rozszerzonej geografii, jedyne, co mi zostało, to dwa ustne egzaminy w przyszłym tygodniu. Czy jakkolwiek mnie to pocieszało? Oczywiście, że nie. Popełniłom masę błędów na pisemnych maturach. Jestem pewne, że połowę zadań z matmy obliczyłom źle, a moja rozprawka to największe gówno na świecie. Wcześniej jedynie stresowałom się, jak mi pójdzie, denerwowałom się przyszłością, ale teraz do tego doszedł jeszcze żal, że byłom tak głupie i tak bardzo się spieszyłom, że większość zadań pewnie zrobiłom źle i nie zdam. Te dwa uczucia łączyły się ze sobą, mieszały w moim ciele, w mojej głowie i sercu, sprawiając, że zapadałom się coraz głębiej i głębiej w ciemnej dziurze bez dna. Pochłaniała mnie każdego dnia i oczywiście nikt nie mógł uszanować tego, że chciałobym być pochłaniane w ciszy i spokoju, bez kogokolwiek stojącego nade mną i bez przerwy pytającego mnie o coś, każącego mi mówić.

Pokłóciłom się z mamą, bo nie miałom siły opowiedzieć jej, jak było na maturze z geografii. Zupełnie tak, jakby cokolwiek miało ją poróżnić od poprzednich matur. I tak nie pamiętałom pytań, popełniłom tak samo idiotyczne błędy, czułom się tak samo beznadziejnie. Bez. Zmian.

W dodatku dziś rano słyszałom, jak Sebastian rozmawiał o mnie z tatą. Nie mówili nic dobrego, oczywiście, że nie; twierdzili, że z moim podejściem nie zajdę daleko i będę miało ciężko w życiu, że powinnom wziąć się za siebie i przestać się mazać, nie wiedzą, dlaczego jestem tak wystraszone i tak sobie nie radzę. Narzekali na mnie, na to, że nie jestem tak idealne jak Sebastian i potrzebuję więcej czasu, żeby ogarnąć pewne rzeczy niż on, a zostawienie mnie samemu sobie i oczekiwanie, że samo nauczę się wszystkiego tego, co powinnom umieć w dorosłym życiu, raczej nie zadziała.

Przekręciłom się na prawy bok. Nie miałom zamiaru wychodzić z łóżka przez cały weekend. Może tylko w niedzielę wieczorem ogarnę siebie i swój pokój, wezmę prysznic i wywietrzę, żeby nie śmierdzieć, ale nie ma opcji, że wyjdę wcześniej. Nie mam ochoty patrzeć ani na rodziców, ani na Sebastiana, jeść z nimi obiadów lub rozmawiać z nimi o tym, dlaczego jestem takie beznadziejne. Zupełnie tak, jakby to była moja wina i nie oni mnie tak wychowywali. A może to jest moja wina? Może powinnom starać się bardziej, tak, jak tego ode mnie oczekują?

Nie mam ochoty się starać. Nie dla nich.

Moje gardło znów wypełniło się kłującą gulą, do oczu napłynęły łzy. To nie jest miłe mieć świadomość, że to ja jestem problemem i nie mogę zrzucić winy na nikogo innego poza sobą, a jednocześnie jestem zbyt leniwe, by zrobić cokolwiek, żeby zmienić to, jak wygląda moje życie, mój charakter, wszystko. Leżę pod kocem i użalam się nad sobą zamiast podnieść się i zrobić cokolwiek, żeby przerwać tę pętlę.

Nie mam motywacji, by wstać i wziąć się w garść, ale mam motywację, by zrobić coś innego.

Powstrzymywałom się przed tym przez cały tydzień. Wmawiałom sobie, że potrafię poradzić sobie bez tego, że to nic mi nie da, że to żaden sposób na radzenie sobie z tym wszystkim. Tarcie i ból będą tylko dodatkowo mnie rozpraszać, strach przed infekcją tylko pogorszy sprawę... Ale nie mogę dłużej wytrzymać. To wszystko, co jest we mnie, musi wyjść. Po prostu. Jeśli jakoś się nie wyżyję, nie dam tym uczuciom i emocjom upustu, będzie tylko gorzej. Chociaż może nie chodzi o to, by wyładować emocje; chodzi o to, by je stłumić. Przynajmniej na chwilę, dopóki nie odejdą, nie zmaleją i nie będę mogło uznać, że były nieważne i od początku nie powinnom się nimi przejmować.

Moths In The SunlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz