44: Tih

3 2 0
                                    

Miałom nadzieję, że uniknę wyrzutów sumienia spowodowanych tym, że płakałom przy Haves, ale one przy mnie były i wdzierały się do moich myśli przy każdej możliwej okazji.

Nie żałowałom, że płakałom przy Haves. Potrzebowałom tego, nie mogłom dłużej dusić tego w sobie. Nawet jeśli nie powiedziałom mu, jaki był prawdziwy powód moich łez, jeśli Haves nie miało pojęcia, czego doświadczyłom i co działo się w mojej głowie podczas naszego spotkania w czwartek – było przy mnie. Pozwoliło mi płakać, a potem przytuliło mnie, bo właśnie tego potrzebowałom, a ono mi to dało, tak po prostu. Nie zadawało żadnych pytań i chcę wierzyć, że nie robiło tego dlatego, że szanowało moją prywatność i to, że gdybym chciało, po prostu bym mu powiedziało, a nie dlatego, że miało całą sytuację razem ze mną gdzieś.

Żałowałom tego, że wybrałom tak okropny moment na płacz. Haves niedawno samo miało potężnego doła, możliwe, że nie doszło jeszcze do siebie i wciąż było przybite, a ja tak po prostu... Zrzuciłom na nie też swoje problemy. Jeśli naprawdę chciałom tak bardzo wypłakać mu się w ramię, mogłom zaczekać jeszcze trochę. Mogłom zaczekać, aż u niego będzie wszystko w porządku, a nie tylko pogarszać sytuację, sprawiać, że...

– Hej.

Drgnęłom zaskoczone, odwracając się w stronę głosu. Haves rzuciło mi lekki uśmiech, a potem rozejrzało się, jakby czegoś szukało.

Wypuściłom powietrze z płuc. Nie mogę ciągle się tym zadręczać. Stało się i tyle, a to, że wciąż będę wyrzucać sobie, jak bardzo nie powinnom tego robić, nie sprawi, że będę mogło cofnąć czas i naprawdę temu zapobiec.

– Hej. – odpowiedziałom, odruchowo poprawiając koszulkę. – Co u ciebie? Jak ci minął ten tydzień?

Zaczęłyśmy niespiesznie kierować się w stronę parku, w którym często przesiadywałyśmy podczas naszych spacerów. Haves westchnęło cicho i wzruszyło ramionami, nie odrywając wzroku od chodnika pod naszymi stopami. Korzystając z okazji, przyjrzałom się jego twarzy; wory pod oczami nie były już tak duże, jak ostatnim razem, gdy się widziałyśmy. Haves wyglądało... Spokojniej. Nie wiem, czy spokój naprawdę da się zobaczyć na twarzy drugiej osoby, ale myślę, że właśnie tego słowa użyłobym do opisania twarzy Haves. Spokojna. Ostatnio nie wyglądała w ten sposób.

– Było okej, chociaż miałom ruszyć moje CV, a tego nie zrobiłom. – powiedziało. Pokiwałom powoli głową. – Ale nie ma jeszcze wyników z matur, a mama powiedziała, że dopóki ich nie będzie, to będę mogło odpocząć. No i, czerwiec jeszcze się nie skończył. Chociaż ojciec pewnie wolałby, żebym znalazło pracę jeszcze w maju, najlepiej dzień po zakończeniu roku.

– Dalej myślisz o księgarni? – zapytałom.

– Chyba tak, bo gdzie indziej miałobym pracować?

Zmrużyłom oczy, wydając z siebie ciche „hm". Gdzie Haves mogłoby pracować? Wyobraziłom je sobie w kwiaciarni, ale przypomniałom sobie, że kiedyś wspominało coś o braku zielonego pojęcia w temacie roślin. Nauczenie się tego wszystkiego byłoby więc czasochłonne, a do tego na pewno by je zestresowało, zwłaszcza jeśli trafiłoby na niecierpliwe osoby. Kawiarnie i sklepy odpadają, bycie kurierzem lub kierowczem też. Haves mówiło, że nie chce mieć prawa jazdy, bo prowadzenie samochodu to za duża odpowiedzialność wypełniona w dodatku masą decyzji, które trzeba podjąć w krótkim czasie, a ono nie ma zamiaru skazywać siebie na ten stres i nerwy. Tutaj akurat je rozumiałom – samo utrzymywałom, że nie chcę samochodu, żeby nie zanieczyszczać środowiska, a komunikacja miejsca nie jest wcale taka zła, jeśli już się do niej przyzwyczaisz, ale tak, prowadzenie samochodu jest straszne.

W takim razie zostają nam księgarnie. Lub magazyny, ale Haves na magazynach? Nie za bardzo to widzę.

– No tak. – westchnęłom cicho, a moje przyjacioło zerknęło na mnie krótko. – Księgarnie, biblioteki, Empik. To najbardziej do ciebie pasuje.

Moths In The SunlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz