29: Haves

3 2 0
                                    

Przepuściłom Tih w drzwiach kawiarni, wyszłyśmy na zewnątrz. Było coraz cieplej, w końcu była już połowa maja. Nie cieszyło mnie to za bardzo. Lubiłom swetry i bluzy, a niedługo przez ciepło nie będę mogło się w nich zakopywać. Tak samo nie będę mogło zawijać się w koc lub kołdrę w nocy. I znów zacznę pocić się każdego ranka, zanim zdążę otworzyć okno.

Już nie mogę się doczekać.

– Oh, prawie zapomniałom. Miałom ci opowiedzieć o takiej jednej dziewczynie, która niedawno przyszła do kawiarni.

Spojrzałom na Tih, odpychając od siebie nieprzyjemne myśli. Ostatnio polubiłom narzekanie i zadręczanie się błahostkami jeszcze bardziej niż zwykle. Pewnie wciąż trzymały mnie nerwy spowodowane maturami... Ale nie chciałom psuć naszego spaceru.

Zresztą, sama obecność Tih sprawiała, że byłom spokojniejsze. Brakowało mi jeno uśmiechu i głosu...

– Najpierw chciała kawę. – zaczęło Tih, a ja pokiwałom głową na znak, że słucham. – Potem stwierdziła, że nie lubi kawy i zapytała, co zazwyczaj biorą osoby w jej wieku. A na koniec powiedziała, że mogę wybrać smak jej soku. Wiesz, jak się ze mnie śmiała z Evelyn, kiedy zaproponowałom jej czarną porzeczkę, a ona powiedziała, że jej nie lubi? Ja się naprawdę wystraszyłom!

– Okrutnie z jej strony. – uznałom. – Ja bym chyba nie potrafiło powiedzieć komukolwiek, by wybrało mi smak soku. A tym bardziej nie umiałobym później powiedzieć, że go nie lubię, zwłaszcza jeśli tylko bym żartowało.

– Wiem, Haves. Ale ona umiała to zrobić. I wiesz, czasem o niej myślę. Była całkiem sympatyczna.

– Cieszę się. I życzę ci więcej takich klientów.

Tih uśmiechnęło się szeroko, jednocześnie dziękując. Poczułom, jak moje policzki zalewają się rumieńcem i odwróciłom szybko wzrok. Brakowało mi Tih, ale nie mogę powiedzieć, że brakowało mi tego, w jaki sposób na nie reagowałom. Wciąż tego nie rozgryzłom. Nie chciałom tak panikować za każdym razem, gdy się uśmiechało lub mówiło mi coś miłego, albo gdy klepało mnie po ramieniu, tak jak w środę. Wtedy... To było dziwne. Nie w złym sensie. Tih nigdy wcześniej nie klepało mnie po ramieniu, tak jak ja nie klepałom po ramieniu jeno, ale to było... Miłe. I nie miałobym nic przeciwko, gdyby działo się to częściej. Tak myślę.

Zgodnie z planem, najpierw zaszłyśmy do sklepu niedaleko parku, żeby kupić lody na patyku. Lubię lody, zwłaszcza te waniliowo-owocowe. Orzeźwiające, a jednocześnie przyjemnie słodkie. Kocham wanilię. Znalazłom je w lodówce w sklepie, wybrałom smak jabłkowy i zaczekałom, aż Tih znajdzie coś dla siebie. W końcu wybrało wodnego loda o smaku oranżady. Rzuciło mi spojrzenie pod tytułem „co ma być to będzie", a potem poszłyśmy do kasy.

Otworzyłyśmy zimne przekąski, jednocześnie kierując się w stronę parku. Tih westchnęło z uznaniem.

– Dobre. – stwierdziło, kiwając lekko głową. – Słodkie, ale dobre. Smakuje jak oranżada.

– To dobrze, że dobre. – odpowiedziałom, odgryzając kawałek swojego loda. Tak, czasem gryzłom lody. Zazwyczaj. Tak było wygodniej.

Do parku doszłyśmy w ciszy, jedząc lody. To była przyjemna cisza. Z Tih zawsze jest tak miło i dobrze, no, chyba że coś zepsuję. Ale póki co, nic jeszcze nie zepsułom.

Czuję, że powinnom opowiedzieć nu więcej o tym, co działo się przez ostatnie dwa tygodnie. Ono opowiedziało mi o Camili. Nie od razu, ale w końcu podzieliło się ze mną każdym szczegółem, a ja czuję, że zwyczajnie wypada zrobić to samo. O maturach i tak niewiele mam do powiedzenia. Były okej, nie wiem, jak mi poszło, niektóre pytania były łatwe, inne były trudne i liczę, że uzyskam zadowalający wynik. Tyle. To, o czym chciałom porozmawiać z Tih bardziej, to mój brat i jego dziewczyna.

Moths In The SunlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz