24: Tih

3 2 0
                                    

Wyszłyśmy z kawiarni w tym samym momencie. Wcześniej, gdy Haves składało zamówienie, zaproponowałom mu spacer po mojej pracy, a ono się zgodziło. Wybiła już osiemnasta, moja zmiana dobiegła końca.

Przepuściłom je w drzwiach, a ono pokiwało głową i wyszło, czekając na zewnątrz. Dołączyłom do niego, posyłając mu uśmiech, który odwzajemniło. Spojrzałom na nie uważnie. Wyglądało... Tak jak zawsze; niepewne, ale chyba rozluźnione, rozglądało się na boki i mięło w dłoniach brzeg swetra. Ostatnio zrobiło się cieplej, w końcu była już końcówka kwietnia. Bluzy i swetry zostały wyparte przez koszulki i sukienki, większość ludzi unikała już noszenia długich rękawów czy nogawek. Najwyraźniej jednak Haves nie należało do tej grupy, ale to nie miało większego znaczenia.

Myślałom o tym, co powiedziało podczas naszej piątkowej rozmowy o światach równoległych. Płakało, bo nie chciało żyć ponownie w świecie pełnym okrucieństwa i krzywdy. Tak powiedziało. Haves było o wiele wrażliwsze i bardziej emocjonalne, niż na początku sądziłom. Owszem, myśl, że bez końca będę rodzić się i umierać w świecie, w którym ludzie patrzą tylko na siebie, na władzę i pieniądze, była dołująca i faktycznie było mi przez nią smutno, ale Haves przez nią płakało.

Jak bardzo musiało nie lubić życia, by płakać na myśl, że doświadczy go znów?

Martwiłom się o nie już wcześniej; było takie nieśmiałe i przestraszone, wręcz wycofane. Współczułom mu, gdy jąkało się przy składaniu zamówienia lub gdy mówiło coś, a potem nagle cichło, posyłając mi niepewne spojrzenia, jakby potrzebowało zgody, by mogło mówić dalej. Ale teraz... Teraz zaczęłom martwić się o nie jeszcze bardziej. Oprócz bycia zamkniętym w sobie, przestraszonym i zagubionym w sytuacjach społecznych, Haves musiało też być bardzo smutne.

– Gdzie idziemy? – zapytałom, zmuszając się, by odwrócić wzrok. Nie chciałom wprawić go w dyskomfort, Haves nie lubiło, gdy ktoś zbyt długo na nie patrzył. Rozejrzałom się, chyba mając nadzieję, że pomoże mi to samenu na coś wpaść. Nie wpadłom na nic.

– Może do parku? – zaproponowało cicho.

– A zatem park. – powiedziałom. – Opowiadaj, co u ciebie. Jak ci idzie pisanie? Widziałom, że chyba masz nowy notes?

Jego policzki oblały się rumieńcem, a ono samo podrapało się nerwowo po karku. Chciałom zapytać, jak idą mu przygotowania do matury, w końcu to już w przyszłym tygodniu, ale wiedziałom, że nie lubi tego tematu. Co innego pisanie. Może i trochę się wtedy denerwowało, ale koniec końców otwierało się.

No i, w ten sposób mogłom odwrócić jego uwagę ode mnie. Domyślałom się, że prędzej czy później zapyta, jak się czuję i tak dalej, a ja wolałom odłożyć to w czasie. To nie tak, że nie chciałom mu powiedzieć, ale... Może nie teraz. Później.

– No... Tamten mi się skończył. I dobrze mi idzie pisanie. Jestem zadowolone z tego, co mi wychodzi.

– Cieszę się. Ale wciąż nie napisałoś niczego o jabłoni, mam rację?

Uśmiechnęło się delikatnie.

– Nie, ale ciągle zastanawiam się, co mogłobym do niej porównać.

– Trzymam cię za słowo.

Dotarłyśmy do parku. Zamiast usiąść na jednej z naszych ulubionych ławek, w ciszy przeszłyśmy dalej, mijając staw, jakąś altankę i klatkę z pawiami. W parku było dość sporo osób. Więcej niż poprzednim razem, gdy tu byłyśmy. Dzieci, pary zakochanych, osoby starsze... Szczerze mówiąc, czułom już powiew lata. Choć do kalendarzowego początku tej cudownej pory roku zostały jeszcze jakieś dwa miesiące, już nie mogłom się doczekać wyjazdów nad jezioro z mamą, narzekania z Evelyn na gorąc, kapeluszy i herbat z lodem...

Moths In The SunlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz