W czasach szkolnych znajomi Oli często powtarzali, że cenią ją za anielską cierpliwość. Ona sama uważała, że jest w tym ziarno prawdy, lecz odkąd zatrudniła się w kwiaciarni Orchidea, ta cierpliwość została wystawiona na naprawdę mocną próbę. Praca z klientem nigdy nie należała do najłatwiejszych – przekonała się o tym już w Anglii. Ale tutaj, w Polsce, to było coś zupełnie innego. Gorszego.
– I to są wszystkie róże, które macie? – zapytała rozczarowana kobieta w średnim wieku, wodząc wzrokiem po wnętrzu. Wylała na siebie chyba cały flakon perfum i Ola obawiała się, że lada moment wszystkie rośliny w kwiaciarni przez to padną.
– Tak, proszę pani – odpowiedziała uprzejmie.
– Żółtych też nie ma?
– Były rano, ale zostały sprzedane. Zostały nam tylko różowe i czerwone.
– A na zapleczu?
Oli nie udało się powstrzymać ciężkiego westchnięcia.
– Nie trzymamy kwiatów na zapleczu – odparła ze sztucznym, przepraszającym uśmiechem. Kobieta ponownie podeszła do wazonu z czerwonymi różami i zaczęła uważnie się im przyglądać.
– Kiedyś był tu większy wybór – skomentowała.
– Największy wybór mamy zawsze rano – wyjaśniła Ola. Dochodziła szesnasta, czyli godzina do zamknięcia kwiaciarni. Jak można oczekiwać, że o tej porze wazony będą wypełnione po brzegi różami, najchętniej kupowanymi kwiatami chyba we wszystkich kwiaciarniach?
– Ale ja nie miałam czasu przyjść rano – warknęła kobieta. No co za wredny babsztyl, pomyślała Ola.
– Proszę spróbować poszukać innych róż w kwiaciarni na Inflanckiej – odpowiedziała uprzejmie. – Być może...
– Kochana, jakbym miała czas na bieganie po kwiaciarniach, to może i skorzystałabym z twojej rady – kobieta zrobiła się niemal purpurowa na twarzy. – Przyszłam tu, żeby kupić dwie żółte róże, których nie macie. Żebym ja nie mogła kupić dwóch kwiatków w kwiaciarni, kto to słyszał?
Mam ci je, kurwa, wyczarować, czy czego oczekujesz? Ola nie wiedziała, dokąd ta rozmowa zmierza. Całe szczęście, wkrótce w drzwiach pojawiła się właścicielka, Ewa Sabat.
– O, dzień dobry, pani Iwono! – powiedziała na widok klientki. Ola przymknęła oczy. Znajoma właścicielki, świetnie. No to się pewnie zaraz nasłucha, pomyślała.
– Pani Ewuniu, jak miło panią widzieć! – ziejąca ogniem kobieta nagle zmieniła się w anioła.
– Czy jest jakiś problem, słyszałam jakąś dyskusję przed wejściem? – pani Ewa posłała Oli surowe spojrzenie.
– Ech, chciałam kupić żółte róże – westchnęła klientka.
– Pani Iwono, o tej porze? Przecież zaraz czwarta!
– Wiem, wiem – zachichotała. – Taka jakaś dziś zalatana jestem.
– Ale wie pani, co? – właścicielka pstryknęła palcami. – Przejeżdżałam obok tej kwiaciarni na Inflanckiej, u pani Elwiry. Chyba mignął mi tam w środku jakiś wazon z żółtymi różami. Może tam pani spróbuje?
– Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? – rzuciła klientka słodkim głosem. Ola dyskretnie wywróciła oczami. – Dobrze, to ja będę lecieć, może mi się uda. Do widzenia, pani Ewo!
– Do widzenia, miłego dnia – właścicielka pożegnała się. Chodź pożegnanie nie było najwidoczniej skierowane do niej, Ola również rzuciła ciche do widzenia.
CZYTASZ
35 || Taco Hemingway
FanfictionRok 2019. Po dziesięciu latach od ukończenia liceum, Filip i Ola spotykają się na zjeździe absolwentów. Kiedyś zakochani w sobie na zabój, po burzliwym rozstaniu całkowicie urwali kontakt. Teraz jednak, poza bolesnymi wspomnieniami, wracają nieoczek...