14.

47 4 22
                                    

Pov: Evan

Gdy wbiegłem zdyszany do pokoju wspólnego złapałem się swoich kolan, próbując unormować oddech. Jak widać zbieganie z siódmego piętra do lochów nie było dobrym pomysłem. Gdy już się trochę uspokoiłem rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale spostrzegłem tylko Pandorę, Regulusa oraz Rabastana, którzy rozmawiali o czymś na kanapie. Zignorowałem ich i wszedłem górę, gdzie miałem nadzieję znaleźć Barty'iego. Wkroczyłem do dormitorium i rozejrzałem się po nim. Przy biurku siedział Barty, który odrabiał chyba pracę domową. Gdy usłyszał, że ktoś wtargnął do dormitorium odwrócił się i spojrzał na mnie zdezorientowany. Po chwili jednak przewrócił oczami i wrócił do wcześniejszej czynności, co dało mi do zrozumienia, że nadal jest zły na moje insynuację. Westchnąłem ciężko i podszedłem do niego, po czym położyłem mu dłoń na ramieniu, przez co się wzdrygnął.

-Co chcesz?- Zapytał obojętnym tonem.

-Porozmawiać.- Powiedziałem.

-Zanim cokolwiek powiesz, zrozum, że nic do ciebie nie czuję. Przykro mi, nie odwzajemniam twoich uczuć i proszę, nie poruszaj więcej tego tematu!- Zdenerwował się.

-Rozumiem i przepraszam, że nie dawałem ci spokoju tymi pytaniami.- Powiedziałem ze skruchą. On chyba zmiękł, bo wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie, a palcami uniósł mój podbródek, bym na niego spojrzał.

Ev, nie chciałem robić ci nadziei. Myślę, że lepiej będzie, jeśli będziemy zachowywać się tak, jak wcześniej. Jak typowi przyjaciele.- Uśmiechnął się smutno, ale ja pokiwałem głową w zrozumieniu. Zaraz jednak uśmiechnąłem się chytrze i bez ostrzeżenia złączyłem nasze usta. On nieco zdezorientowany oddał pocałunek, ale po chwili musieliśmy się od siebie odsunąć, bo zaczynało brakować nam powietrza.

-Tak nie zachowują się przyjaciele.- Zaśmiał się zarumieniony.

-No cóż. Będziemy wyjątkowymi przyjaciółmi.- Poruszyłem brwiami, a on pokręcił głową z dezaprobatą, śmiejąc się.

-Evan.- Skarcił mnie. - Nie rób tak więcej. Przynajmniej nie za często.- Ostatnie zdanie wypowiedział jakby sam do siebie, ale usłyszałem to. Uśmiechnąłem się chytrze, a on spuścił wzrok, rumieniąc się jeszcze bardziej. Wraz z Bartym postanowiliśmy wrócić do pokoju wspólnego, gdzie na jednej z kanap siedzieli nasi przyjaciele. Zdążyła do nich dołączyć także Samantha, która do pokoju wspólnego szła trochę wolniej niż ja. Zdecydowanie wolniej. Widząc nas uśmiechnęła się ciepło, mówiąc coś do reszty.

-Co tam, gołąbeczki? Pogodzeni?- Zagadała, a gdy usiadłem obok niej, poczochrała mi włosy.

-Błagam, nie nazywaj nas tak.- Jęknął Barty.

-No dobra, a papużki nierozłączki mogą być?- Zapytała, a Barty westchnął ciężko. 

-Daj im już spokój, Sam. Chodźmy lepiej na kolację.- Wtrąciła się Pandora, a my zgodziliśmy się z nią i wstaliśmy, po czym ruszyliśmy do wielkiej sali.

Tam jak zwykle zajęliśmy miejsca przy stole ślizgonów, a ja nałożyłem sobie trochę jedzenia na talerz. Moi przyjaciele zrobili to samo i jedliśmy w spokoju, dopóki do wielkiej sali nagle nie wleciała sowa, zrzucając list na mój talerz, po czym odleciała. Zdezorientowany spojrzałem na list, a następnie na adresata. Samantha zerknęła mi przez ramię, a widząc od kogo był list, spięła się.

-Od kogo to?- Zainteresował się Barty, również zerkając mi przez ramię, ale ja w porę schowałem list do kieszeni.

-Nie ważne, przeczytam później.- Powiedziałem. 

-A może pójdziemy jutro do Hogsmeade?- Zapytała moja siostra zmieniając temat, za co byłem jej niesamowicie wdzięczny. Niezauważenie wstałem i jak najszybciej wróciłem do pustego pokoju wspólnego, ponieważ wszyscy byli na kolacji. Usiadłem na fotelu najbliżej kominka i wyjąłem list z kieszeni, otwierając go.

Razem ponad wszystko|| Crosier/RosekillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz