Rozdział 7. ANA

52 4 31
                                    

Obudził mnie dźwięk budzika, sięgnęłam po telefon i nacisnęłam przycisk wyłączając tym melodyjkę, która wygrywała: „hej miśki, czas wstać, jak można tak spać...", ale do tej pory nie poznałam odpowiedzi na to pytanie. Zawsze wyłączałam ją w tym momencie.

Była siódma rano, a przed dziesiątą powinnam być w pracy. Podniosłam się ociężale z łóżka i poszłam do łazienki. W niej wzięłam szybki , umyłam zęby, włosy spięłam w wysokiego koka. Jak zwykle lekko się umalowałam i wróciłam w ręczniku do pokoju, aby się ubrać. Tam naciągnęłam bieliznę, włożyłam czarne dżinsy i ciemnozieloną koszulę.

Tak przygotowana sięgnęłam po swoją torbę, która leżała na krześle przy biurku. Wyciągnęłam telefon chłopaka, aby zobaczyć czy ktoś próbował się z nim skontaktować, ale nic takiego nie miało miejsca, co mnie trochę zdziwiło. Wrzuciłam go z powrotem do torby, a swój włożyłam do tylnej kieszeni spodni, torbę zarzuciłam na ramię i wyszłam na korytarz. Wciągnęłam na stopy czarne adidasy, sięgnęłam po klucze i wyszłam z domu, aby pójść na autobus, który podwiezie mnie do pracy.

Na przystanku stałam zaledwie kilka minut, gdy nadjechał mój transport. Gdy autobus zatrzymał się, wsiadłam do środka i zajęłam miejsce siedzące przy oknie po lewej stronie. Wpatrywałam się przez okno na omijane budynki i ludzi spieszących się do pracy i innych swoich obowiązków.

Mniej więcej w połowie drogi poczułam wibracje z torby znajdującej się na moich kolanach. Sięgnęłam po telefon, którego wyświetlacz wskazywał przychodzące połączenie od niejakiego Cookiego.

- Tak, słucham - powiedziałam po naciśnięciu zielonej słuchawki i przyłożeniu telefonu do ucha. Rozmówca po krótkiej chwili w ciągu, której zapewne upewniał się, czy dobrze wybrał numer odezwał się mówiąc:

- No tego to się nie spodziewałem. Wystarczyło, że zostawiłem Nicka samego na mniej niż dobę, a tu takie klocki - urwał, jakby dawał mi sposobność na wytłumaczenie tego, czego nie rozumiał.

- Nicka? - spytałam zdziwiona, jakbym znała imię właściciela urządzenia, które aktualnie trzymałam w dłoni.

Chłopak się zaśmiał, a w tle było słychać odgłosy ulicy

- Robi się coraz ciekawiej. Podsumujmy to na szybko. Odbierasz ... - tu na chwilę zamilkł. Będąc pewną dlaczego, wyszeptałam do słuchawki:

-Ana, Ana White - przedstawiłam się nieznajomemu. Po czym chłopak mówił dalej:

- Joe Sky, dla przyjaciół Cookie - zrobił chwilę przerwy po czym kontynuował - Na czym to ja? A no tak - odbierasz Ano telefon Nicka w czasie, w którym on powinien otwierać nasz klub, nie znasz jego imienia ...

- To długa historia, a ja właśnie wysiadam z autobusu. Przekaż mu, że telefon może odebrać ze Sweet Factory przy Seel Street. - po czym się rozłączyłam bez pożegnania, wrzuciłam telefon do torby, założyłam ją na ramię i wysiadłam z autobusu.

Nick, Nickolas powtarzałam imię chłopaka smakując, jak brzmi na moim języku. Wyszło, że tak jak jego właściciel. Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się z niej tych dziwnych myśli. Oby tylko przyszedł po swoje rzeczy, abyśmy mieli to już za sobą. Z tą myślą doszłam do kawiarni, w której dorabiałam w weekendy już w liceum. A po skończeniu szkoły przeszłam na cały etat rezygnując z dalszej edukacji.

Lubiłam to miejsce i moich współpracowników, szefowa o imieniu Veronica też była fajna. Wyrozumiała, wspierająca i sprawiedliwa.

Sam lokal był niewielki. Zaledwie dwanaście stolików, ściany w pastelowych kolorach, a przy ladzie chłodziarki z najlepszymi wypiekami w mieście.

My hurt boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz