EPILOG

62 4 12
                                    

Od kiedy wyszedłem z domu Any minęło kilka tygodni. Śnieg już znikał z ulic miasta i robiło się coraz cieplej. Na drzewach pojawiały się już pąki kwiatów. W ogóle świat budził się do życia po śnie zimowym.

Dla mnie dni stały się przytłaczające, a noce cholernie długie. Już nawet nie pamiętam kiedy przespałem całą choć jedną z nich. Czułem się jakby coś mnie przygniatało. Jakby niewidzialny ciężar osiadł mi na barkach i nie zamierzał opuścić. Miałem wrażenie, że nawet oddychanie przychodzi mi z trudem.

Większość czasu spędzałem w naszym klubie przy papierach i telefonach. Cookie zgodził się na mój powrót o ile nie będę prowadził zajęć.

Byłem też na kontrolnych badaniach, które wyszły dobrze. Miałem o siebie dbać, uważać na urazy głowy, nie stresować się i inne bzdury, które i tak mnie nie interesowały.

Wiosna rozpoczęła się na dobre. Ludzie na około wydawali się być szczęśliwi i zadowoleni ze swoich żyć.

Cookie na któryś indywidualnych zajęciach poznał Alice i przepadł. Cieszyło mnie to z dwóch powodów. Pierwszy - dał mi spokój i nie przesiadywał już tyle czasu u mnie w mieszkaniu. Drugi i ważniejszy to to, że był szczęśliwy. Wpadł po uszy, a dziewczyna zdawała się być jeszcze bardziej zaangażowana niż mój przyjaciel.

Sam i James bez zmiany prowadzili swoje nudne, monotonne, rodzinne życie rodzinne. Mimo tylu wspólnych lat byli obrzydliwie szczęśliwi ze sobą. Ich kłótnie dotyczyły wyłącznie Any i mnie. A ja czułem się jeszcze większym dupkiem i śmieciem.

Ogólnie rzecz ujmując na około tęcze, brokat i jednorożce.

Gdzieś pomiędzy ja. Zagubiony, złamany i pokonany chłopiec, z którym byłem pewien pożegnałem i rozstałem się dawno temu. Jestem teraz w takim stanie, że sam nie wiem, czy potrzebuję rozmowy, przytulenia, alkoholu i i narkotyków, czy po prostu ucieczki do miejsca, gdzie będę sam.

Tylko, gdzie jest takie miejsce? Jak uciec przed samym sobą? Jaki środek transportu wybrać i którą drogą jechać? I najważniejsze, w co zapakować uczucia, emocje i cały ten ból, by nie zabierać tego bagażu w tą podróż?

Mimo wszystko postanowiłem wyjechać. Odnaleźć i odbudować siebie. Wstać z kolan, zawalczyć o siebie. Wrócić kiedyś silniejszy. A potem wygrać szczęście. Może nawet odzyskać Anę, na którą obecnie nie zasługuję. Nie oczekuję też, że będzie czekać. Że, jak wrócę przywita mnie z otwartymi ramionami. Ja nawet nie wiedziałem, czy wrócę.

Sprzedałem mieszkanie, a w zamian kupiłem Volkswagena Caravelle T1 lub jak ktoś woli Ogórka. Miał mi zastąpić dom w czasie podróży. Mustanga zostawiłem na strzeżonym parkingu. Pewnie opłaty po moim powrocie będą ogromne, ale są rzeczy  których człowiek nie może się pozbyć.

O moich planach wiedział tylko Joe. Nie popierał tego za nic, ale mogłem liczyć na jego wsparcie i zrozumienie. Wiedziałem też, że w końcu powie o tym Jamesowi. Poprosiłem go tylko o to, żeby zrobił to, jak już nie będzie mnie w mieście.

Przed wyjazdem chciałem na tyle ułatwić pracę Cookiemu, że praktycznie nie wychodziłem z klubu. Po sprzedaży mieszkania pomieszkiwałem u niego. On i tak spędzał więcej czasu u Alice. Nawet dobrze się składało, bo nie chciałem towarzystwa i rozmów. Najlepiej było mi samemu z własnymi myślami.

Bycie uwięzionym we własnych myślach to wojna, której nie możesz nikomu wytłumaczyć. Nieważne, jak bardzo byłbyś elokwentny i ile języków byś znał. Pewnych rzeczy nie da się opisać i wypowiedzieć na głos. Poza tym, jak można mówić o tym, czego sam nie rozumiesz?

Zamierzałem wyjechać bez pożegnania z przyjaciółmi. Więc, gdy Joe był u swojej dziewczyny zapakowałem rzeczy do samochodu i ruszyłem nie wiedząc dokąd w ogóle jadę. Czas pokaże, a może po drodze odnajdę jakiś wewnętrzny znak dokąd się udać.

Przed wyjazdem z miasta postanowiłem przejechać przez ulicę przy której znajdowało się mieszkanie Any. Zaparkowałem po drugiej stronie i wpatrywałem się w jej okna. Wspominałem wszystkie chwile od dnia, gdy na mnie wpadła. Jej uśmiech, błysk w oczach, przekomarzania się z nią i wszystko, co z nią związane. Kochałem ją, jak pojebany. Jednak, żeby zadbać o nią i jej szczęście musiałem zmierzyć się z demonami przeszłości.

Gdy zorientowałem się, że siedzę tak już godzinę, odpaliłem ponownie silnik i włączyłem się do ruchu.

Przekraczając wyjazd z miasta przyświecała mi jedna myśl:

"Albo znajdę jakąś drogę, albo sam ją wybuduję".

Resztą zajmę się później. Przede wszystkim tym by zasłużyć na Anę i jej miłość.

KONIEC

My hurt boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz