Rozdział 10. NICK

47 5 28
                                    

Od środy do piątku nie wiedziałem, co ze sobą zrobić i w co wsadzić ręce. Dobra te akurat to najchętniej umieścił bym w Anie. Jednak nie miałem na to najmniejszych szans i możliwości.

Sara się przeziębiła, biorąc wolne do końca tygodnia. Chris natomiast nabawił się kontuzji, przez co miało go nie być do końca czerwca. A to ponad miesiąc.

Z Cookiem musieliśmy przejąć zajęcia z ich podopiecznymi, a przy okazji ogarniać swoje codzienne obowiązki.

Jedyny kontakt, jaki miałem z Aną przez te dni to telefoniczny. Kilka zdawkowych esemesów i ogólnikowych rozmów.

Umówiliśmy się na sobotę. Miałem pomysł, by zabrać ją za miasto. Cieszyłem się jak małolat na to spotkanie. Jednak moje plany zmienił James swoim telefonem.

Zadzwonił w piątek koło południa.

- Nick, potrzebuję twojej pomocy na sobotę. Musimy z Samanthą pojechać do jej rodziców, a nie chcemy ciągnąć ze sobą Aishy. Moi rodzice są poza miastem. Więc zostajesz nam ty - po czym rozłączył się nie dając mi dojść do głosu.

A to dlatego, że wie żebym odmówił. Aisha to mała terrorystka i jak dla mnie idealny przykład na to, że dzieci to małe potwory.

Sam i James mogliby skorzystać z jakiejś opiekunki dziecięcej, ale już żadna nie chciała dla nich pracować, a w jedynej agencji w mieście, gdzie można było taką wynająć, nie odbierali od nich telefonów lub mówili im, że w tym terminie nie mieli nikogo wolnego.

Dziewczynka skutecznie wszystkie odstraszała. Przykłady jej postępków można mnożyć. Ścięcie włosów jednej dziewczynie, pomalowanie twarzy drugiej niezmywalnymi mazakami, wrzucanie robaków do torebki.

Najlepszym jej numerem był ten, w którym wmówiła starszej pani, że razem z rodzicami ukrywają się przed złymi panami, a którzy mogą znaleźć ich w każdej chwili. Przynajmniej ja się dobrze bawiłem, gdy nam o tym opowiadali.

Tak, czy inaczej przyjacielowi trzeba było pomóc. Zadzwoniłem do Any by przełożyć nasze spotkanie na bliżej nieokreślony termin. W niedzielę wracała jej przyjaciółka i dziewczyna chciała z nią nadrobić czas, kiedy jej nie było.

Reszta dnia minęła mi na pracy i przyszykowaniu się psychicznie na jutrzejsze spotkanie z małym pomiotem szatana.

                             *****

Nazajutrz przed godziną dziesiąta zaparkowałem pod domem przyjaciela.

Wszedłem do środka bez pukania i skierowałem się do kuchni skąd dochodziły głosy małżeństwa.

James stał oparty biodrami o szafkę i popijał kawę. Samantha chowała jakieś dokumenty do torebki.

Usiadłem przy stole, a kobieta na mnie spojrzała.

- Nick bardzo cię proszę zachowuj się przez te kilka godzin, jak dorosły - wymierzyła we mnie palec wskazujący i dodała - Bez żadnych numerów.

Położyłem ręce na blacie i spytałem z udawanym zdziwieniem:

- A kiedy ja niby coś zrobiłem nie tak?

Sam skrzyżowała ręce na piersiach

- Skarbie nie mam tyle czasu, żeby je wszystkie wymieniać - odwróciła się do szafek, aby nalać kawy do termosu.

- Ale proszę tak na szybko. Wrzucenie jej do fontanny w restauracji, bo nie chcieliście oboje tam siedzieć, pomalowanie kota sąsiadki, bo jak uznaliście była dla was niemiła, wmówienie dzieciom na placu zabaw w parku, że należy do was i muszą wam zapłacić, jeśli chcą z niego korzystać, no i ...

My hurt boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz