Rozdział 13. ANA

49 4 13
                                    

Stresowałam się przez całą drogę z hotelu na przyjęcie. A im bliżej byliśmy tym mój stres się pogłębiał.

Bałam się tych współczujących spojrzeń ludzi, którzy wiedzieli, że byłam z Ashem i że ten wymienił kaczątko na pięknego łabędzia.

Zastanawiałam się, czy będę mogła w łatwy sposób go unikać. Były chłopak działał na mnie w niekorzystny sposób. Już i tak często wracałam myślami do tego, co mi mówił. A jego obecność tylko to pogorszy.

I, co najgorsze – te wszystkie piękne kobiety w około. Z klasą, ładnym uśmiechem, seksowną figurą i przede wszystkim szczupłe.

Nick zaparkował auto na podjeździe, gdzie stało już kilka innych samochodów. Odpięłam pas i chciałam już wysiadać, gdy zatrzymał mnie jego głos.

- Słyszę twoje myśli. Możesz nic nie mówić, ale napisy wyświetlają ci się na twarzy– obrócił się tak, żeby na mnie patrzeć.

Wpatrywałam się w otoczenie przez przednią szybę.

- Nie rozumiem, o czym mówisz – udałam głupią wyginając sobie palce u dłoni. Nick spojrzał na nie i wrócił wzrokiem na moją twarz.

- Nie jesteś gruba, a tym bardziej brzydka. Po prostu nie urodziłaś się w odpowiednich czasach – odpowiedział zakładając rękę na oparcie fotela za mną, a drugą układając na kierownicy.

Przez chwilę przyglądałam mu się w ciszy i zastanawiałam, czy chcę go pytać o szczegóły i dowiedzieć, co ma na myśli. Po kilku chwilach stwierdziłam, że zaryzykuję.

- Co masz na myśli? – spytałam z lekką obawą przed tym, jaką złotą myślą tym razem się ze mną podzieli.

- Renesans. Tam była byś gwiazdą – odpowiedział z aroganckim uśmieszkiem. Po czym opuścił samochód. Obszedł go i otworzył mi drzwi.

Wyszłam na zewnątrz i stanęłam obok. Nick zamknął drzwi.

- Gdzie ty byłeś do tej pory? - zapytałam wygładzając dłońmi sukienkę.

- Marnowałem czas z nieodpowiednimi kobietami - odpowiedział. Pocałował mnie w czoło, chwycił za rękę i pociągnął w stronę namiotu, gdzie odbywała się impreza.

Dom letniskowy Stevena i jego żony nie był duży. Ot parterowy biały budynek. Za to teren wokół był zniewalający. Dookoła las, na ogrodzie pełno kolorowych kwiatów. Za domem duży staw z altaną na jego środku.

To właśnie tam odbywało się przyjęcie. Ludzi nie było dużo. Kilku przyjaciół małżeństwa, ktoś z rodziny i kilka osób, których nie kojarzyłam. Łącznie wszystkich gości może było z sześćdziesiąt.

Moi rodzice przyjaźnili się z nimi odkąd pamiętam. Poznali się na jakimś bankiecie i od tamtej pory spędzają ze sobą czas. Panowie na łowieniu ryb, oglądaniu meczy i innych męskich sprawach. Kobiety zaś na zakupach, plotkach i wyjazdach do SPA.

Namiot stał po środku placu. Między domem, a stawem. Przed wejściem była ustawiona tablica informacyjna z rozmieszczeniem gości.

Podeszłam do niej z Nickiem, by sprawdzić przy którym z okrągłych stolików siedzimy. Jednak nie zdążyłam tego zrobić.

- Siedzimy razem kochana - z nikąd pojawiła się Gabi.

Dziewczyna usciskała mnie na powitanie.

- Cześć Ana, jak ja cię dawno nie widziałam - wypuściła mnie z ramion, zmierzyła wzrokiem Nicka i wyszeptała "wow".

Uśmiechnęłam się do niej i odsunęłam odrobinę. Gabi to dwudziestoośmioletnia piękna kobieta. Blond włosy upięła w niskiego koka. Na swoje smukłe ciało włożyła sukienkę do połowy uda w kolorze pudrowego różu.

My hurt boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz