Rozdział 25. ANA

37 5 11
                                    

Od kiedy Nick mnie odwiózł do domu po imprezie u Sam i Jamesa minęły dwa tygodnie. W tym czasie żadne z nas nie wykonało żadnego ruchu.

Rzeczy chłopaka w mojej szafie i łazience nie ułatwiały sprawy. Ciągle o nim myślałam. Nieważne gdzie byłam i co robiłam. Zastanawiałam się, czy może nam się udać. Jak to zrobić?

Byłam świadoma tego, że Nick potrzebuje czasu. I naprawdę to rozumiałam. Pragnęłam tylko, żeby i on zrozumiał mnie. Że chcę tylko być dla niego ważna, by zaangażował się w naszą relację na sto procent. A, gdy robiliśmy jeden krok do przodu Nick cofał się o dwa.

Inni mogą mnie oceniać, że chcę szybko i wszystko. Ale, gdyby postawili się na moim miejscu - dziewczyny, która nigdy nie była obiektem westchnień i czyiś pragnień, spojrzeli by na mnie łaskawszym okiem. Z Any, która była nieśmiała, niepewna i z niską samooceną stałam się pewniejsza siebie i śmielsza.

A to dzięki facetowi, który dawał mi coś, czego nie dał nikt inny, po czym za chwilę zabierał. Niby mówi się, że liczą się czyny, a nie słowa. A Nick swoją osobą i zachowaniem sprawiał, że czułam się ważna, ładna i chciana. Jednak niech pierwsza rzuci kamień ta, która nie potrzebuje słów zapewnienia o uczuciu partnera. Oprócz tego jednego razu w kuchni Nick już nie powiedział, że kocha. Jego wyznania były na zasadzie "gdybyś była facetem, byłabyś moim najlepszym kumplem". Niby już coś, ale z czasem robiło się za mało.

Tak, czy inaczej minęło dwa tygodnie. Postanowiłam sobie, że w końcu musimy pogadać i coś z tym zrobić. Ruszyć dalej. Razem lub osobno.

Podniosłam telefon i wybrałam numer Nicka, ale nie odebrał. Odłożyłam urządzenie z powrotem na blat wyspy kuchennej i zapatrzyłam się w okno. Po chwili otrzymałam powiadomienie o nadejściu nowej wiadomości tekstowej.

Uniosłam ponownie telefon i go odblokowałam. Na ekranie wyświetlił się esemes o treści:

NICK: "Nie mogę rozmawiać. Jestem poza miastem. Wrócę za kilka dni. Odezwę się".

- Palant - fuknęłam pod nosem i odłożyłam telefon bez odpisania.

Wyszłam z domu z zamiarem pospacerowania. Skierowałam się do parku. Chciałam zadzwonić do kogoś i pogadać, poprosić o jakąś radę, ale głupio mi było kogokolwiek w to mieszać, a tym bardziej zrzucać na niego moje problemy.

Gloria była szczęśliwa z Willem. Układało im się świetnie. I to na tyle, że w tak krótkim czasie mieli wielkie plany.

Nie chciałam w to jeszcze bardziej wciągać Sam. I tak kłóciła się o to z Jamesem, który tłumaczył swojego przyjaciela.

Matt z Paulem przedłużyli pobyt we Francji. Zdecydowali się na zwiedzenie więcej miejsc niż tylko Paryża. A przez dzielącą nas strefę czasową nie było łatwo się złapać. No i nie chciałam zawracać mu dupy.

O Cookiem nie ma, co wspominać, bo za Nickiem skoczył by w ogień bez zadawania pytań. Co mnie w ogóle nie dziwiło.

Zostali Monica i Richard tyle, że kto by z własnej woli zwierzał się rodzicom z rozterek miłosnych? Poza tym państwo White byli tak zauroczeni Nickiem, iż serio dziwi mnie, że do tej pory go nie przygarnęli.

W wielkim skrócie - mój tata ma nowego kumpla i ciągle staje po jego stronie. Nawet nie wiem, czy bierze pod uwagę uczucia swojej córki. Dla jasności jedynej. Ciekawe, gdzie podział się Richard, który obiecał małej mi, że połamie każdemu chłopakowi nogi za skrzywdzenie jego małej dziewczynki?

Moja mama? Cóż, gdyby tylko mogła sama by miała romans z Nickiem. Biedna ubolewała nad tym, że jest dla niego za stara. Po tym, jak Nick zapewnił ją, że stoi na czele wszystkich znanych mu MILF - ów przepadła całkowicie. A patrząc na niego wyglądała, jak emotka z serduszkami zamiast oczu. Obłęd.

My hurt boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz