22

193 22 0
                                    


– Szczerze to nie wierzyłem, że zabiłaś ochroniarza wujka. Jak mi to po raz pierwszy powiedzieli to byłem pewien, że sobie żartują. To prawda? – pyta spoglądając na mnie. Odkąd tylko wyjechaliśmy to buzia mu się nie zamyka. Wolę go jak siedzi i gra w gry. Jest wtedy o wiele łatwiejszy do zniesienia.

– Tak – odpowiadam zgodnie z prawdą. – I zastanów się co ty byś zrobił jakby cię ktoś napadł. Byłam pewna, że dam radę ocalić i siebie i Aurorę.

Niestety nic na tym nie ugrałam. Teraz już nawet nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam zamieniając się z Ro. Jej Harry nie zmusiłby do ślubu.

– Podziwiam cię za odwagę. Ja zawsze panikuje jak ktoś chce mnie zaatakować i nie wiem co robić – delikatnie uśmiecham się na jego słowa. Całe szczęście, że Harry tego nie słyszy.

– Fajnie, że jesteś ze mną szczery, ale nie mów więcej na głos takich słów, bo stracisz robotę, a ja zostanę bez ochroniarza.

Doceniam jego prawdomówność, ale Harry na pewno tego nie zrobi.

– Okej, masz rację. Wujek i tak mi sugerował bym sobie odpuścił. Z chęcią odesłałby mnie do domu, ale matka i ojciec mu nie pozwalają.

Robi mi się go szkoda, na pierwszy rzut oka widać, że on nie nadaje się do tego biznesu, a rodzina niepotrzebnie go do tego zmusza.

Docieramy wreszcie do ogromnego budynku. Wygląda to jakby ktoś prowadził tu jakąś produkcje. I nie wykluczone, że tak jest, lecz zamiast serów to jest tu produkowana amfetamina lub coś w podobnego.

– Najlepiej będzie jak... – zaczyna, ale go nie słucham tylko opuszczam auto. Zmierzam do środka, ale drogę zastępuje mi jakiś napakowany facet. Nie wygląda przyjaźnie, lecz ja na pewno nie będę się go bała.

– Zejdź mi z drogi – rozkazuje mu, ale on jedynie posyła mi lekceważące spojrzenie. Ten idiota chyba nie sądzi, że jakaś zwykła dziewczyna mogłaby chcieć wejść do takiego miejsca.

– Uciekaj stąd dziewczynką, póki jeszcze możesz – on na serio jest głupi. No cóż, będzie musiał za to odpowiedzieć.

– Odsuń się, pani Styles chce wejść do budynku nagle rozlega się głos Oscara. Z twarzy brązowowłosego faceta od razu znika uśmiech.

To poniżające, że słowo kobiety nie ma żadnego znaczenia. A co gdybym przyjechała tu sama. Nie weszłabym do środka?

– Niech pani mi wybaczy – mówi ze wzrokiem wlepionym w ziemię. Obecnie nie interesuje mnie ta udawana skrucha. Gdyby nie Oscar to ten dalej okazywałby mi swoją wyższość.

– Zniknij mi z oczu – warczę do niego i wreszcie mogę wejść do środka. W środku znajduje się otwarta przestrzeń i pełno drewnianych skrzyń. Widziałam już takie i wiem, że znajduje się w nich broń.

O ile narkotyki są dla mnie obojętne to pistolety od dawna mnie fascynowały. W swoim domu miałam własną broń, ale tu mi nie pozwolili jej zabrać. Myślę, że powinnam poprosić mojego męża o jakiś.

– Jest tu jakaś strzelnica?

– Nie wiem. I skoro już zobaczyłaś to miejsce to może będziemy już wracać – przewracam oczami na jego słowa. Jaki on jest nudny.

– Tu są setki metrów kwadratowych, a ja dopiero co tu weszłam.

Powolnym i leniwym krokiem przemierzam to miejsce. Ciekawe czy mój ojciec także takie posiada, jeśli tak to żałuję, że go nie odwiedziłam póki jeszcze byłam wolna.

Wszyscy na mnie spoglądają. Nie przeszkadza mi jednak uwaga innych jestem do niej przyzwyczajona. Zatrzymuje się dopiero jak natrafiam na sylwetkę Harry'ego. Przeważnie uśmiecha się na mój widok. Lecz tym razem na już poważny wyraz twarzy.

– Co ty tu robisz? – pyta poważnym tonem.

– Uwierzysz jak powiem, że się za tobą stęskniłam – postanawiam zagrać z nim w grę. Mam nadzieję, że złapie haczyk. Od dwóch dni okazywałam mu obojętność, więc liczę na to, że z radością przyjmie to, że szukałam jego uwagi.

– Nikt nie miał pojęcia, że tu teraz będę.

Kurwa. Tym razem mi się nie udało, lecz zamierzam próbować dalej.

– Chciałam też zobaczyć jak wygląda miejsce, w którym często przebywasz. Zresztą ostatnio nie podobało ci się, że zbyt wiele czasu spędzam na zakupach. Teraz przynajmniej zwiedzam twoje posiadłości.

Wymijam go i idę dalej. Słyszę jednak, że za mną podąża.

– To nie jest miejsce dla ciebie Anno – nie spodziewałam się usłyszeć od niego nic innego. To nic. Jeszcze mam czas i dam radę go nauczyć szacunku do mnie. Udało mi się z braćmi, więc i z nim mi się powiedzie.

– Jeśli chciałeś delikatnej i posłusznej żony to było sobie znaleźć kogoś innego. Ja się nie wpisuje w ten kanon – informuje i czuję jak delikatnie łapie mnie za ramię. Staje i na niego spoglądam.

– Nie to miałem na myśli Anno – od razu mu się zmienia ton głosu. Dobrze wiedzieć, że ten słowny szantaż nadal na niego działa.

Puszcza moje ramię, ale po chwili łączy nasze palce i gdzieś mnie ciągnie.

– Jak chciałaś zobaczyć co od tej pory do ciebie należy to wystarczyło jedno słowo. Z ogromną chęcią bym cię oprowadził – dochodzimy do jakiś drzwi. Obok nich na ścianie znajduje się malutki ekran z numeryczną klawiaturą.

Mój mąż wstukuje pięciocyfrowy kod i chwyta za klamkę. Wchodzimy do nowoczesnego pomieszczenia urządzonego w jasnych kolorach. Jest urządzony w zupełnie innych barwach niż nasz dom.

– Jeśli będziesz chciała tu przyjechać to wchodź od razu tutaj. Podam ci kod, ale nikomu innemu go nie przekazuj. Oscarowi też.

Podchodzę do fotela z obiciem w kolorze taupe.

– Chciałam zobaczyć pistolety. Jak pewnie wiesz, mam do nich słabość – delikatnie uśmiecha się na moje słowa. Widocznie przypomniał sobie jak zastrzeliłam jego ochroniarza.

Ma szczęście, że podczas naszego pierwszego spotkania nie miałam dostępu do broni.

– Tak i na pewno ci jakiś podaruje – a ta propozycja już mi się podoba.

Dlatego też nie oponuje jak łapie mnie w pasie i sadza na swoim biurku.

– A teraz skarbie cię wypieprzę – szepcze i rozpina moje białe spodnie.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz