19

200 29 0
                                    


— Może powinniśmy już wracać — mówi mój nowy ochroniarz. Ma na imię Josh. A przynajmniej mi się tak wydaje.

— Nie — odpowiadam i upijam łyka swojej kawy. Przerzucam też stronę modowego czasopisma.

Dla niego to pewnie dziwne, że wolę przesiadywać w kawiarni niż w domu, ale tu nie ma przynajmniej nie ma Harry'ego, który pod byle powodem truje mi dupę. Ciągle chce ze mną spędzać czas co mnie irytuje. Nasze małżeństwo zostało zawarte w wiadomy sposób i nie powodu by udawać, że można z tego stworzyć zdrowy związek.

— Pani mąż może się martwić. Poinformować go, że ... — wchodzę mu w słowa. Nie po to wyjechałam z domu żeby słychać o Harrym.

— Nie jestem małym dzieckiem żeby rozliczać się co do minuty mojej nieobecności. Jeśli ci się nudzi to zmów sobie kolejną kawę i ciastko — kładę na blat stolika kartę płatniczą. Skoro jest tu z mojego powodu to czuję się zobowiązana za niego płacić. Chociaż tak naprawdę to Styles płaci, bo to jego karta.

— Nie wiem czy powinienem.

Głośno wzdycham i odkładam czasopismo na stolik.

— Chce kolejną mrożoną kawę. Masz też sobie coś kupić, to rozkaz — po ostatnim słowie chwyta za kawałek plastiku i idzie do kasy.

Nie jest to zły ochroniarz, ale musi się jeszcze wyrobić. Jak tylko sobie uświadomi, że to moje słowo jest jedynie znaczące, a mój mąż ma słyszeć tylko to co ja chcę by usłyszał to będzie idealny.

Do domu wracam dopiero po dziesiątej wieczorem. Oczywiście kupiłam sobie kilka rzeczy na odczepnego by Harry nie domyślił się prawdy czyli tego, że nie chce spędzać z nim czasu.

Nie mam co liczyć na to, że on już poszedł spać, bo z tego co zauważyłam to zawsze zasypia po mnie. Wchodzę do salonu i zauważam go siedzącego na kanapie, a przed nim na stoliku stoi szklanka i butelka z alkoholem. Nie ma wesołej miny i szczerze to nie wiem o co chodzi. Czyżby miał jakiś problem?

— Dziesięć godzin — odzywa się przełamując ciszę trwającą między nami. — Rozumiem, że chcesz kupić sobie nowe ubrania lub inne rzeczy, ale to nie trwa tyle czasu.

Czyli zamierza mnie dodatkowo rozliczać z czasu, który spędzam poza domem. Kurwa nie godziłam się na takie traktowanie. To miało być małżeństwo, a nie jakieś więzienie, a z tego co zauważyłam to Harry nie rozróżnia obu tych pojęć.

— Myślisz się. Ja nie jestem nauczona pośpiechu.

— Mogłaś uprzedzić, że tyle ci zejdzie — kolejne pretensje. Naprawdę nie przywykłam do zdawania relacji ze swoich wyjść.

— Nie widziałam ku temu potrzeby. Nie myśl sobie, że będę do ciebie dzwonić za każdym razem jak mi się na przykład przeciągnie wizyta u kosmetyczki. Odpuść więc te wymówki — gwałtownie wstaje. Moje ciało mimowolnie drga na jego gest.

Szybko się do mnie zbliża i narusza moją przestrzeń osobistą.

— Proponowałem, że z tobą pojadę. Chciałem ci towarzyszyć, ale ty się stanowczo sprzeciwiałaś. Tak trudno ci znieść moją obecność? — nie odpowiadam na to pytanie, bo jestem pewna, że moje słowa by mu się nie spodobały.

Moje milczenie też na niego dobrze nie wpływa, bo kątem oka widzę jak zaciska pięści. Nagle jednak mnie wymija. Odwracam się i widzę jak podąża w stronę Josha, który właśnie przyniósł moje zakupy.

— Kto ci do cholery pozwolił wyłączyć telefon! — warczy i uderza go pięścią w twarz. Chłopak się lekko zatacza, ale Harry mu doprawia przez co upada on na podłogę. — Masz wykonywać wszystkie moje rozkazy! Co robiliście tak długo razem!

To już przegięcie. On właśnie zasugerował, że go zdradzałam? Jeśli mi się to nie wydaje to postradał on zmysły.

— Jakim prawem w ogóle coś takiego mówisz! — podnoszę głos. On jest wkurzony, a na dodatek pijany, więc powinnam zachowywać spokój, a przede wszystkim go nie prowokować. Lecz nie pozwolę by wygadywał takie rzeczy.

A tym bardziej jak jestem niewinna.

Mój sprzeciw działa, bo Styles się zatrzymuje i przestaje pastwić nad biednym Josh'em. Powoli odwraca się też w moją stronę.

— Nie powinnaś spędzać z nim tyle czasu — upomina mnie.

— Sam uparłeś się żebym miała ochroniarza. Nie uważam, że jest mi do czegoś potrzebna, ale nie chciałam się kłócić z takich małych spraw. Ty jednak najwidoczniej dążysz do kłótni — mówię poirytowana i po prostu wychodzę.

Nie potrafię zrozumieć tego człowieka. Ciągle się miesza w moje życie, przesadnie kontroluje czym wszystko zatruwa.

Wchodzę do sypialni, a następnie do łazienki. Opieram się o umywalkę i spoglądam w lustro.

Wiedziałam, że będzie ciężko, ale naprawdę nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle. Od wielu lat obserwuję związek Aurory i mojego ojca i ani razu nie zauważyłam żeby on w taki sposób ją ograniczał.

— Anno — woła, bo znowu za mną przyszedł. Praktycznie nie mogę być sama w domu. Non stop mi towarzyszy.

Szybko mnie odnajduję. Widzę jego oblicze w lustrze. Powoli do mnie podchodzi i układa dłonie na moich biodrach. Jego dotyka jest subtelny. Widać, że nie chce mi zrobić krzywdy.

— Bardzo przepraszam za ten mój nagły wybuch. Po prostu chciałbym spędzać z tobą więcej czasu — przytula mnie od tyłu i układa swoją głowę na moim ramieniu. Dopiero teraz mogę wyczuć jak bardzo podpity jest.

Pozostaje mieć nadzieję, że nie jest alkoholikiem.

— Brzmisz jakbyś się widywali raz na tydzień.

— Nigdy bym się na coś takiego nie zgodził — oznajmia i trąca moją szyję swoim nosem. — Bardzo mi na tobie zależy Anno.

Pewnie każda inna kobieta byłaby szczęśliwa słysząc takie słowa. Ja nie. Wolałabym być mu obojętna i mieć wolną rękę. Lecz skoro tak mu na mnie zależy to trzeba skorzystać z okazji i postawić mu warunki.

Zabieram jego dłonie i odwracam się tak by spoglądać mu w twarz.

— Nie zamierzam pozwolić się tak traktować. Jestem twoją żoną, a nie psem — oznajmiam pewnym tonem.

— Tak — zgadza się ze mną.

— Więc lepiej to zapamiętaj, bo nie będę czegoś takiego tolerować.

Od razu uprzedzam, że Harry będzie typem zazdrośnika.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz